poniedziałek, 17 listopada 2014

Shizuo x shota!Izaya - Dziecinność jest pojęciem względnym - Rozdział 5


 Huh p.p Witajcie moi mili~

 Wiecie, czuję się naprawdę okropnie wstawiając coś po kolejnym długim miesiącu x.x Nie wspominając nawet, że to opowiadanie miało zostać już dawno zakończone...

 Nie będę wam kłamać i zwalać winy na jakąś jesienną chandrę, czy brak czasu, bo to nie ma nic wspólnego z brakiem wpisów. Po prostu miałam problemy z samą sobą. W ostatnim czasie sporo się wydarzyło i jakoś okazało się, że nie jestem wstanie wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku i trochę się podłamałam ^^"
 Przez to co się działo, nie czułam się najlepiej i po prostu brakowało mi siły na prowadzenie tego bloga. Bo co, pojawiły się może dwie(?) notki i szczerze mówiąc nie jestem z nich dumna. Mam wrażenie, że np. po takim "Mosaik role" cholernie widać jak topornie szło mi pisanie.

 Na chwilę obecną można powiedzieć, że jestem już w miarę pozbierana, więc uznałam, że czas najwyższy znowu zacząć coś robić na blogu, a tak, żeby pokazać od czasu do czasu, że jednak żyję i wgl.
 Tak więc, przybywam z rozdziałem, z którego jestem w sumie, nawet tak troszkę zadowolona ^^" hehe...
 Mam nadzieję, że wam też się spodoba.

 Hm... tak poza tym, to chciałam wam podziękować, że tak ciepło przyjęliście to opowiadanie(bo wydaje mi się, że jest dość lubiane, poprawcie mnie jeśli się mylę). Z początku trochę się bałam, że nie spodoba się większości z powodu wieku Izayi, ale chyba, raczej tak się nie stało, więc bardzo się cieszę. Dziękuję również za komentarze, które pod nim zostawialiście. Były ogromnie motywujące i zawsze dzięki nim się uśmiechałam. Z resztą... to tyczy się wszystkich komentarzy, nie tylko pod tym opowiadaniem. Ja tylko jestem takim głupim, zapominalskim, antyspołecznym człowiekiem, który to zapomina dziękować za wsparcie Q.Q"

 Zwłaszcza ostatnio, kiedy miałam taki zjebany okres w życiu, myśl, że mam takiego bloga, którego może ktoś chce czytać jest bardzo budująca. Także~ dziękuję, że tutaj jesteście, mimo tego, że jestem taką niesystematyczną, okropną autorką ^^"
 Wybaczcie, że tak się rozpisałam
 Dobra, Wasz rozdział ^^ :

Rozdział 5


 Podobno kiedy działa się pod wpływem chwili, człowiek skłonny jest do zrobienia naprawdę kretyńskich rzeczy. W moim życiu jedną z takich rzeczy było pocałowanie Izayi.

 Gdyby ktoś zapytał mnie co wtedy mną kierowało, prawdopodobnie nie otrzymałby odpowiedzi. Sprawa miała się tak, że kiedy tylko dotarło do mnie co wyprawiam, od razu odsunąłem od siebie Izayę. W głowie miałem kompletną pustkę, a sposób w jaki na mnie patrzył w najmniejszym stopniu nie pomagał. Jakbym go oszukał.

 Przez cały czas byłem na siebie wściekły za zrobienie mu nadziei, tym bardziej, że teraz nawet nie umiem wziąć odpowiedzialności za swoje głupie zachowanie. Po prostu nie potrafiłem mu powiedzieć, że to co się stało nie ma wpływu na nasze relacje, ale z drugiej strony, zdawałem sobie sprawę, że powinienem wszystko sprostować, przed wyjazdem.

  Rzuciłem wypalonego papierosa na ziemię i odetchnąłem wieczornym powietrzem. W duchu trochę żałowałem, że już jutro o tej godzinie będę w drodze powrotnej do Tokio. Mimo tych kilku nieszczególnie ciekawych sytuacji, czułem się całkiem dobrze będąc z daleka od hałaśliwego miasta.

 Jeszcze przez chwilę siedziałem na werandzie, zanim zebrałem się w sobie i chociaż z ociąganiem, to w końcu wszedłem do domu i powlokłem się pod pokój Izayi. Stanąłem przed drzwiami i nie wykonałem już ani jednego ruchu. Wgapiałem się w nie, jakbym miał nadzieję zobaczyć co jest po drugiej stronie, po raz kolejny nie umiejąc się zmusić do zapukania.

 Po kilku minutach stania jak słup soli, odwróciłem się z zamiarem pójście do swojego pokoju i w tym momencie zderzyłem się z niższą od siebie osóbką.

 - Shizu-chan, nie wykonuj takich nagłych ruchów! Mogłeś mi coś zrobić - poskarżył się Izaya, trzymając się za głowę.

 - To ty nie powinieneś stać tak blisko - wywróciłem oczami. Oczywiście, chciał zwalić winę na mnie.

 - Zastanawiałem się dlaczego tak stoisz pod moim pokojem. Chciałeś czegoś?

 - W sumie... Moglibyśmy się przejść?

***

 Szliśmy wzdłuż starych torów, o których zdążyłem się dowiedzieć, że już od dawna nie są używane. 

 Przez długi czas żaden z nas się nie odzywał, ja głównie dlatego, że nie byłem pewien czy to dobry moment na rozpoczęcie rozmowy, a Izaya... nie jestem pewien dlaczego niczego nie mówił. Gdyby był to ktoś inny, stwierdziły bym, że po prostu nie ma na to ochoty, ale ten dzieciak mówił dużo, a kiedy się nie odzywał, miałem wrażenie, że myśli nad kolejnym sposobem, wprawienia mnie w zakłopotanie. Ostatnio zdarzało się to dość często.

 Nabrałem do płuc większej ilości powietrza i uchyliłem usta chcąc wreszcie podjąć temat, ale  po chwili je zamknąłem, znowu rezygnując. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę szybciej wyjadę niż z nim porozmawiam.

 - Shizu-chan, jeśli masz mi coś do powiedzenia, to powiedz. Jesteśmy już wystarczająco daleko od domów, więc nie ma szans, żeby ktoś nas usłyszał. - odezwał się nagle, jakby czytając mi w myślach.

 Zagryzłem zęby, gorączkowo starając się wymyślić jak zacząć, ale kompletnie nie wiedziałem jak. W końcu powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy:
 - Tamten pocałunek nie miał znaczenia - wybrałem chyba najgorszy sposób z możliwych, bo, przynajmniej we własnym odczuciu, zabrzmiałem jak jakiś dupek, bawiący się czyimiś uczuciami.
Westchnąłem. Naprawdę nie chciałem żeby tak wyszło.

 Izaya się zatrzymał, więc zrobiłem to  samo, zdenerwowany czekając na jego reakcję. Wydawało mi się, że po tak długim czasie myślenia o tym i rozważania przeróżnych scenariuszy jestem gotowy na wszystko - pomyliłem się. Spodziewałem się wszystkiego, oprócz tego, że po prostu zacznie się śmiać. Stał ze spuszczoną głową i chichotał w sposób, przyprawiający mnie o dreszcze.

 Byłem zdziwiony, może nawet trochę zaciekawiony jego reakcją, ale przede wszystkim wkurwiony. Po co ja się tak nim przejmowałem, skoro najwyraźniej bawi go znajdowanie się w takiej sytuacji. Po raz kolejny w tym tygodniu miałem wrażenie, że zostałem wplątany w jakąś jego zabawę, gdzie nie obowiązują żadne zasady.

 - Shizuś, dobrze wiem, że to nic nie znaczyło. Chyba nie myślałeś, że jest inaczej? - spojrzał na mnie z tą swoją cholerną pewnością siebie, którą zdążyłem znienawidzić już na początku. Kpiący uśmiech nie schodził mu z twarzy, znowu wystawiając moją samokontrolę na poważną próbę. 

 Ten jego uśmiech był chyba najgorszy. Wyglądał z nim jak mały demon.

 Nie odpowiedziałem mu na pytanie, więc ciągnął dalej.

 - Gdybym naprawdę wziął to na poważnie, raczej nieciekawie by się to dla mnie skończyło. Rozumiesz, zrobiłbym sobie nadzieję i takie tam. To byłoby głupie, zważywszy na fakt, że od początku powtarzasz, że między nami nic nie będzie. Może nie zauważyłeś, ale zrozumiałem to już jakiś czas temu. - wyminął mnie i wskoczył na jedną z szyn, idąc po niej dalej. - Mimo wszystko, to dość urocze, że tak się mną przejmujesz, ale naprawdę, na przyszłość nie zaszkodziłoby pomyśleć, zamiast komplikować sobie życie. Chociaż nie przeczę, że zabawnie było na ciebie patrzeć, gdy nie mogłeś dojść do ładu z własnymi myślami. - zaśmiał się cicho, patrząc na mnie przez ramię. - Przyjmijmy, że ten temat jest zamknięty. Ja się nie gniewam, ty możesz odpuścić sobie tłumaczenia i wszystko jest w porządku.

 W porządku? Co według niego jest "w porządku"? Przez jebane dziewięć dni zastanawiałem się jak z nim porozmawiać, podczas gdy on doskonale zdawał sobie ze wszystkiego sprawę i świetnie się bawił, patrząc jak się męczę. To nie było "w porządku". Mógł się odezwać i rozwiać moje wątpliwości, zamiast cały czas wypominać mi ten jebany pocałunku i  jeszcze bardziej mieszać mi w głowie. Takie zagrywki nie były w porządku!

 Zacisnąłem dłonie w pięści i zamknąłem oczy, w myślach licząc do dziesięciu. Potem do dwudziestu, trzydziestu i kurwa nic. Miał gówniarz szczęście, że pociągi tędy nie jeździły, bo inaczej przy pierwszej okazji wylądował by pod jednym z nich.

 Podszedłem do niego i złapałem za przód bluzy, w którą był ubrany. W miarę możliwości, starając się nie przesadzić z siłą, uniosłem go w górę. 

 - Ty jesteś taki wredny z natury, czy nad tym pracujesz? - wysyczałem przez zęby i potrząsnąłem nim, z trudem nad sobą panując. Każdy normalny człowiek w takiej sytuacji byłby wystraszony, albo chociaż przejęty, a on nie. On się po prostu uśmiechnął!

 - Nie zapominaj, że twoje samopoczucie było konsekwencją tego co sam zrobiłeś. Racja, mogłem to przerwać, ale wtedy pewnie nawet byś się nad niczym nie zastanowił. Teraz przynajmniej będziesz się starać nie działać pod wpływem impulsu, prawda? - wyszczerzył ząbki w uśmiechu, a ja zorientowałem się, że chodzi mu też o bieżącą chwilę i moją wątpliwą samokontrolę. Nie chciałem dawać mu jeszcze więcej satysfakcji, więc powoli odstawiłem go na ziemię, chociaż w środku cały się gotowałem.

 Wypuściłem z płuc całe powietrze, następnie biorąc głęboki wdech i rozluźniłem uścisk na jego bluzie, w końcu całkiem go puszczając. Odwróciłem się do niego tyłem i odszedłem kilka kroków w przód, w stronę torów, ostatecznie wyżywając się na nich. Żelastwo powykrzywiało się pod naporem mojej siły, wydając przy tym z siebie drażniący, skrzypiący dźwięk.

 Pozbyłem się chociaż części buzującej we mnie adrenaliny, co prawda kosztem ręki, która teraz cholernie bolała, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Ważniejsze było, że moje szanse na opanowanie wzrosły.

 Przed ponownym odwróceniem się do Izayi, odpaliłem papierosa, resztę paczki niedbale wrzucając do kieszeni bluzy.

 W końcu - po wypaleniu pięciu papierosów, kiedy stwierdziłem, że wystarczająco się uspokoiłem, zdecydowałem się spojrzeć na chłopaka. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy były jego czerwone, roziskrzone ślepia, wpatrzone prosto we mnie i ten typowy dla niego uśmieszek. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o mój spokój.

 - Musisz mi się tak przyglądać? - burknąłem, rzucając niedopałek na ziemię.

 - To dlatego, że reakcje Shizu-chana są ciekawe. Tak po prostu zniszczyć tory, tylko ty tak możesz~ 

 - Co za różnica, skoro i tak są nieużywane? - nie rozumiałem go. 

 - Skąd wiesz, że nie kłamałem, mówiąc o tym~? Jak myślisz, co by się stało, gdybym nie mówił prawdy? Doprowadziłbyś do wypadku - mówiąc to, zaczął iść dalej, zupełnie się mną nie przejmując.

 Stałem jak sparaliżowany, powoli analizując jego słowa. Czyli jednak w każdej chwili coś mogło tędy jechać, a ja przez swój wybuch złości mogłem doprowadzić do wykolejenia się tego czegoś, tak? Po prostu cudownie!

 - Izaya, czekaj! - dogoniłem go i chwyciłem go za ramię, zatrzymując. - Nie kłamałeś, co nie?

 - Kto wie - zaśmiał się, jakby było z czego. Zacisnąłem palce mocniej, na co cicho syknął i złapał mnie za dłoń. - Jesteś za poważny, Shizu-chan. Przecież to oczywiste, że sobie z ciebie żartuje. Ślepy by to zauważył - stwierdził beznamiętnie. 

 Zabrałem rękę z jego ramienia i cofnąłem się o krok, przeczesując włosy palcami. Czułem się jak na karuzeli; Izaya dawał mi na chwilę odetchnąć, żeby za chwilę znowu powiedzieć coś, co mnie zdenerwuje i jazda zaczynała się od nowa.

 - Dobra... Wracajmy już, chmurzy się - powiedziałem i w tym samym momencie z nieba spadły pierwsze krople zimnego deszczu. Najpierw pojedyncze i duże, po chwili zamieniające się w prawdziwą ulewę.

 Izaya odchylił głowę do tyłu i spojrzał w górę, lekko mrużąc przy tym oczy. Ruszył z miejsca, idąc jednak w całkiem przeciwną stronę niż stał jego dom.

 - Mieszkasz w drugą stronę, wiesz? - mruknąłem, niezbyt zadowolony z powodu powoli przemakających ubrań.

 - Peron jest bliżej, ale jeżeli chcesz, to możesz wracać do domu. Twój wybór~ - zawołał śpiewnie, nawet się na mnie nie oglądając.

 W ostateczności zdecydowałem się pójść za nim, mając nadzieję, że ten peron naprawdę jest niedaleko.

***

  Od dłuższego czasu, razem z Izayą, siedzieliśmy na ławce, stojącej na dworcu i czekaliśmy aż przestanie padać. 

 Nie wziąłem ze sobą telefonu, więc nie miałem jak zadzwonić i powiedzieć jego rodzicom, żeby się nie martwili, a chyba by wypadało, bo zdaje się, że nie ma nas już naprawdę długo. Nawet moja rękę przestała boleć, więc przynajmniej dwie godziny musiały minąć na pewno.

 Spojrzałem na Izayę kątem oka, głowę miał opartą na moim ramieniu i ze znużeniem patrzył na, powoli znikające pod wodą tory. Ciężar jego ciała, na zmianę stawał się to większy, to mniejszy, jakby co chwilę przysypiał. W sumie miał prawo, wybrałem dość późną porę na ten cały spacer.

 W pewnym momencie drgnął i niespokojnie rozejrzał się wokół, jakby nie do końca orientował się gdzie jest. Powstrzymałem się od śmiechu, jedynie lekko się uśmiechając na ten widok. Wyglądał zabawnie, może nawet trochę uroczo. Ale tylko trochę. Mimo wszystko, to nadal Izaya i nawet jeżeli przez chwilę wygląda nieszkodliwie, to nic więcej jak pozory.

 Sięgnąłem do kieszeni, w której spodziewałem się znaleźć papierosy, ale jedynym na co natrafiłem, była pustka. Zmarszczyłem brwi i sprawdziłem drugą kieszeń - w niej też niczego nie znalazłem. Wyglądało, więc na to, że po prostu musiały wypaść, kiedy tutaj szliśmy.  Normalnie bym ich poszukał, ale przy takiej pogodzie nawet się nie opłacało; pewnie i tak były już całe mokre i nie dałoby się ich odpalić. 

 Westchnąłem i ponownie spojrzałem na Izayę, dalej drzemiącego na moim ramieniu. Powinienem był go obudzić? Jeżeli dam mu teraz zasnąć, później pewnie będą problemy z dobudzeniem go, a nie widzi mi się niesienie go całą drogę powrotną.
 - Izaya - szturchnąłem go w ramię, ale jedyną odpowiedzią jaką otrzymałem był niewyraźny pomruk.

 Wywróciłem oczami i potrząsnąłem nim trochę mocniej - podziałało. 

 Spojrzał na mnie zaspany i chyba też zdziwiony, jakby nie rozumiał dlaczego go budzę.

 - Nie mam zamiaru cię nieść, jeśli zaśniesz. - oznajmiłem.

 - Zawsze możesz mnie tutaj zostawić, nikt ci przecież nie każe mnie pilnować - odpowiedział spokojnie, znowu układając głowę na moim ramieniu - Jeżeli nie chcesz żebym zasnął, to ze mną porozmawiaj.

 - Niby jak to ma pomóc? 

 - Zajmę się czymś, więc nie będzie mi się chciało spać - westchnął, zmieniając pozycję z siedzącej na leżącą, tym razem poduszkę robiąc sobie z mojej nogi. 

 Przez chwilę zastanawiałem się czy by go nie zepchnąć, ale doszedł do wniosku, że pewnie i tak szybko się zbierze, więc po prostu mi się nie opłaca.

 - No dobra. W takim razie o czym chcesz rozmawiać? - zapytałem.

 - Na przykład~... - zastanawiał się przez chwilę - Możesz mi powiedzieć dlaczego palisz~

 Zwyczajność tego pytania była na swój sposób zaskakująca i... zupełnie nie pasowała mi do Izayi.

 - Między innymi przez ludzi takich jak ty, którzy za punkt honoru postawili sobie denerwowanie mnie. - odpowiedziałem, bez namysłu.

 Zaśmiał się krótko, jakby tylko po części rozbawiony. 

 - Wiesz... Prosty tok rozumowania Shizu-chana zdecydowanie jest najgorszy. - oświadczył nagle, uśmiechając się.

 - O co znowu ci chodzi? - niezadowolony zmarszczyłem brwi. 

 Z jakiegoś powodu nasze rozmowy zawsze sprowadzały się do wytykanie mi wad, o których nie miałem pojęcia.

 - O nic... niczego takiego nie powiedziałem - upomniał, a jego uśmiech minimalnie się poszerzył. - Po prostu cały czas się dziwię, że na tym świecie żyje ktoś taki jak Shizu-chan. Ktoś, kto myśli w tak prostolinijny sposób, że nawet ja mam problem z rozgryzieniem go. To na swój sposób niesamowite~

 Słuchałem go jakoś do połowy, potem zacząłem się zastanawiać, czy to miało być komplementem, czy po prostu za pomocą ładnych słów starał się mnie obrazić. 

 - Lepiej myśleć prostolinijnie, niż jak uciekinier z zakładu psychiatrycznego - sarknąłem, nawet nie zastanawiając się nad sensem wypowiadanych słów.

 - Uważasz, że to co mówię jest bliskie majaczeniom jakiś wariatów? - obruszył się, patrząc na mnie oskarżycielsko. Chyba naprawdę poczuł się urażony.

 - Tego nie powiedziałem - powtórzyłem jego słowa sprzed chwili, uśmiechając się złośliwie.

 - No... niby nie

 Wyciągnął rękę przed siebie i delikatnie przejechał palcami po moim policzku, ustach, szczęce, kreślił jakieś niewidzialne wzorki, aż do obojczyka, zatrzymując się przy linii bluzki.

 Złapałem jego dłoń w swoją i odsunąłem ją od siebie, po tym jednak cały czas go za nią trzymając. 
 Izaya spojrzał najpierw na nasze dłonie, następnie przenosząc wzrok na mnie. Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że w jego spojrzeniu dostrzegłem coś na wzór żalu. 

 - Skoro już jutro cię tutaj nie będzie... Myślę, że możemy porozmawiać tak na serio. - ton jego głosu był inny niż zawsze - prawie całkiem wyprany z emocji.

 - Widzisz, to nie do końca tak, że ot tak stwierdziłem, że zaciągnę cię do łóżka. Dość rzadko robię coś nie przemyślanie, pewnie zauważyłeś. - przerwał na chwilę, czekając na moje potwierdzenie, lub zaprzeczenie. Kiedy kiwnąłem głową, mówił dalej. - Teraz... Robiłem to wszystko, bo założyłem się z Voroną. Przynajmniej na początku tak było... Później okazało się, że jesteś dużo ciekawszy niż przewidywałem i naprawdę cię polubiłem... Całkiem na poważnie. Można powiedzieć, że pokomplikowało mi to plany, ale w sumie nie żałuję. Uważam, że i tak było fajnie spędzać czas z Shizu-chanem, nawet jeżeli przegrałem~ - uśmiechnął się tak jakoś... przyjaźnie, ale w połączeniu z jego wypowiedzią jakoś wcale mi się to nie spodobało. Nie spodobało mi się to co usłyszałem, a jednak nie czułem jakiegoś znacznego skoku adrenaliny. Chyba po prostu byłem za bardzo zmęczony, żeby znowu na niego krzyczeć, albo się denerwować.

 - Rozumiem - westchnąłem ciężko.

 - Nie jesteś zły? - uniósł się na łokciach, przyglądając mi się nieufnie.

 - Jestem, ale nie chce mi się już na ciebie denerwować - przyznałem i poczochrałem mu włosy. W sumie chyba nie mam o co się złościć, sam chciałem, żeby był szczery, nie? Eh, szkoda tylko, że niczego to nie ułatwia.

***

 Zanim przestało padać Izaya zdążył zasnąć, więc jednak wyszło na to, że musiałem zanieść go do domu. 
 Elektroniczny zegarek przy jego łóżku, wskazywał kilka minut po piątej, gdy układałem go na materacu.

 Byłem wykończony wczorajszym dniem jak i nocą, a i tak za nic nie mogłem zasnąć. Przez godzinę kotłowałem się w pościeli, aby po tym czasie stwierdzić, że mam gdzieś sen i po prostu wstać.

 Ponieważ wieczorem jakoś nie było jak wziąć prysznica, postanowiłem skorzystać z bycia jedyną nie śpiącą już osobą w domu i zająć łazienkę teraz.

 Kiedy byłem już czysty i ubrany, zszedłem do kuchni, gdzie zastałem bliźniaczki.

 - Dzień dobry, Shizuo-san, jak się spało~? - przywitała mnie Mairu.

 - Właściwie to nie spałem - zaśmiałem się nerwowo, wyjmując z lodówki butelkę mleka.

 Usiadłem przy stole i napiłem się.

 - Czyli naprawdę nie było was całą noc. 

 Jej wysoki ton głosu, boleśnie wwiercał mi się w uszy. Nie żebym był na nie jakoś szczególnie wrażliwy, po prostu powoli zaczynałem odczuwać brak snu, co wiązało się z piekielnym bólem głowy.
 - Nie rozumiem jak to jest, że Iza-nii zawsze wszystko uchodzi na sucho. Włóczyliście się całą noc i nic~. Kompletnie. Nawet jednego upomnienia od rodziców. - ciągnęła dalej swój monolog - Mam nadzieję, że kiedy wrócą, nakrzyczą na Iza-nii.

 - Nie ma ich już? - zapytałem, udając, że cała reszta do mnie nie dotarła.

 - No nie, wyszli trochę przed waszym powrotem. Musieli gdzieś pojechać. - westchnęła, stukając palcami o stół - A właśnie~ - zeskoczyła z krzesła i podeszła do blatu, z którego wzięła talerz z naleśnikami i postawiła go przede mną - To dla ciebie.

 - Dzięki - uśmiechnąłem się lekko.

 Wróciła na swoje miejsce, a ja zabrałem się za jedzenie i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ciągle czułem na sobie badawczy wzrok bliźniaczek.

 Dziewczynki cicho rozmawiały między sobą, co chwilę ukradkiem na mnie spoglądając. Starałem się nie przywiązywać do tego uwagi, ale po dłuższej chwili takiego szeptania, nie wytrzymałem.

 - O co chodzi? - zapytałem, o mały włos przez przypadek nie zgniatając butelki. Przypomniało mi się, że ją trzymam dopiero w momencie, gdy usłyszałem pękające szkło.

 Mairu odsunęła się od siostry i z powagą wymalowaną na twarzy, spojrzała na mnie. Poczułem się dziwnie, jakbym zrobił coś złego, ale jeszcze o tym nie wiedział.

 - Zrobiłeś to już z Iza-nii?

 Po usłyszeniu jej pytania prawie że zakrztusiłem się pitym właśnie mlekiem.

 - C-co? - uśmiechnąłem się blado, patrząc to na jedną, to na drugą z niedowierzaniem. Skąd im wszystkim biorą się takie niedorzeczne pomysły?

 - Mai pyta, czy uprawialiście już seks.

 - Wiem o co jej chodzi, ale nie o to pytam! Chce wiedzieć jakim niby sposobem na to wpadłyście?! - wstałem od stołu, zabierając ze sobą talerz i butelkę, chcąc je umyć i przy okazji też czymś się zająć.

 - Oh, Shizuo-san, nie udawaj idioty. Nie było was całą noc!

 - No i co z tego? To o niczym nie świadczy - syknąłem, odkładając talerz na suszarkę, a butelkę wyrzuciłem, uznając, że w takim stanie i tak się do niczego nie przyda. Po tym szybko wyszedłem z kuchni, nie chcąc, żeby dziewczynki zobaczyły jak bardzo się rumienię. Jak to jest, że kilkuletnie dzieci tyle wiedzą i potrafią mnie zawstydzić do takiego stopnia? 

 Wyszedłem przed dom i zapaliłem papierosa, od razu mocno się zaciągając. Na szczęście miałem ze sobą jeszcze jedną paczkę, więc nie musiałem martwić się o zakup kolejnej.

 Po wczorajszym deszczu, prócz kałuż, nie było śladu. Już teraz słońce dawało po oczach i robiło się coraz cieplej. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę domu Vorony, zastanawiając się nad sprawą zakładu. Lub raczej nad tym co powiedział mi wczoraj Izaya. Stwierdził, że mnie polubił i jego wygrana, lub przegrana nie miała z tym żadnego związku. A skoro tak, okazuje się, że jestem w jeszcze gorszej sytuacji niż na początku myślałem. Izayi nie chodzi tylko o jakiś głupi zakład, tylko o mnie. Na swój sposób jest, to miłe, ale też bardzo kłopotliwe. Niby powiedział, że rozumie moją postawę i nie ma mi za złe, ale nie oznacza to, że sprawa jest zamknięta. A jeżeli tak ją zostawię i po prostu wyjadę, jestem pewien, że nie da mi żyć przez następny rok.

 Po niecałej godzinie spaceru byłem na miejscu. Wszedłem na posesję i zapukałem do drzwi, dopiero po fakcie uświadamiając sobie, że godzina jest dość wczesna i niekoniecznie jest to dobra pora na odwiedziny.
 Było już jednak za późno na wycofanie się, ponieważ drzwi się otworzyły, a w progu stanęła zaspana Vorona.

 - Hm, Shizuo-san, nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie - wymamrotała, przecierając oczy.

 - Miałem zamiar przyjść później, ale jakoś straciłem rachubę czasu - zaśmiałem się zakłopotany.

 - Ludzie zwykle mówią to kiedy się spóźniają - mruknęła, będąc już w drodze do kuchni. 

 Gestem ręki, pokazała żebym poszedł za nią. Wszedłem do pomieszczenia i usiadłem na krześle, przy stole.

 - Napijesz się czegoś? - zapytała, nastawiając wodę na kawę.

 - Nie, dzięki - przyglądałem się jak dziewczyna krząta się po kuchni, przygotowując sobie śniadanie, którym miała zostać lazania, zapewne niedokończona kolacja ze wczoraj.

 - Chciałeś o czymś porozmawiać, czy przeszedłeś się pożegnać? - spytała, siadając po drugiej stronie stołu.

 - Właściwie to jedno i drugie.

 Dopiero teraz pomyślałem, że pytanie Vorony może nie jest takim świetnym pomysłem, ale nadal lepsze to niż powolne wypytywanie Izayi.

 - Chodzi o ten zakład, który mieliście z Izayą... - mruknąłem niepewnie, uciekając wzrokiem w bok.

 - Więc ci powiedział? - w jej głosie było słychać zdziwienie.

 Przytaknąłem.

 - No cóż... Mówiłam ci, że w przeszłości miałam kilka starć z Izayą i szczerze mówiąc byłam już tym trochę zmęczona. Kiedy, więc okazało się, że przyjeżdżasz, założyliśmy się... Pomyślałam, że jeżeli dowiedzie sobie, że jest lepszy ode mnie, to później trochę odpuści z tą rywalizacją. - wzięła łyka kawy i lekko się do mnie uśmiechnęła. - Ale żebyś sobie nie myślał, poza samym przyjęciem zakładu, nie miałam zamiaru brać w tym udziału.

 - Domyśliłem się - zaśmiałem się cicho. Nadal nie dowiedziałem się tego, na czym najbardziej mi zależało, chociaż musiałem przyznać, że zrobiło mi się lżej, po zapewnieniu, że Vorona nie brała jako takiego udziału w tej całej grze. Polubiłem ją, przy niej nawet łatwiej panowało mi się nad nerwami i nie bałem się, że zrobię jej krzywdę, więc nie chciałem żeby okazało się, że nie była ze mną szczera.

 Wszystko byłoby teraz w porządku, gdyby nie dręczące mnie pytanie odnośnie Izayi. W jaki sposób ten dzieciak patrzy na ludzi, których lubi? Skoro uważa, że mnie lubi, albo, że nawet jest we mnie zakochany, to czemu cały czas mam wrażenie, że się mną bawi?

 - O czym myślisz, Shizuo-san?

 Głos Vorony wyrwał mnie z zamyślenia i odruchowo na nią spojrzałem.

 - O niczym ważnym - westchnąłem, wbijając wzrok w blat.

 - Skoro to nic ważnego, to jakim cudem zajęła twoją uwagę na tyle, że mnie nie słuchałeś?

 - Ty coś mówiłaś? - zdziwiłem się. No pięknie, pokazuje się od bardzo dobrej strony.

 Kąciki jej ust lekko uniosły się w górę.

 - Więc? Powiedz, czym się się tak martwisz? - wstała z miejsca i zaniosła pusty talerz do zlewu, zostawiając go tam i wróciła do mnie.

 - Izaya powiedział, że mnie lubi - mój beznamiętny ton głosu ani trochę nie wskazywał na to, że faktycznie się przejmuje. - Znasz go dłużej, więc może wiesz jak to z nim jest... Jakoś trudno mi uwierzyć, że tak szybko się zakochał.

 - Nie mogę powiedzieć zbyt wiele na ten temat, nigdy jakoś nie próbowałam zrozumieć jego zachowania. - podparła podbródek na dłoni, biorąc łyka kawy - Ale wiesz, nawet gdyby okazało się, że tym razem nie ściemnia, pozostaje jeszcze jedna kwestia. Mianowicie: Czy ty byłbyś w stanie go polubić? No i jeszcze to, że obaj jesteście chłopakami. Bo chyba przed spotkaniem Izayi nie myślałeś o byciu z facetem, nie?

 Vorona miała rację. Za bardzo skupiłem się na doszukiwaniu się powodów jakimi kierowałam się Izaya i zapomniałem zastanowić się co będzie, gdybym jednak mu uległ. Nawet jeśli teraz nie kłamał, to czy ja potrafiłbym potraktować go poważnie? No i... zawsze sądziłem, że wolę kobiety, nigdy wcześniej nawet mi przez myśl nie przeszło, że może być inaczej. Może tutaj nie chodzi o samo to, że jest chłopakiem, tylko o to, że to nadal dzieciak. Na dodatek strasznie specyficzny.

 - Bardziej chodzi o jego wiek - odpowiedziałem po chwili namysłu.

 - Hm? Izaya jest od nas młodszy tylko o trzy lata, to nie tak dużo.

 - No niby nie, ale zawsze, kiedy o tym myślę zastanawiam się jak ja bym zareagował, gdybym miał trzynaście lat i miał być w związku z kimś o tyle starszym. Zawsze dochodzę do wniosku, że nie wyglądałoby to dobrze - wyjaśniłem.

 - W sumie to tak. Faktycznie nieźle się wpakowałeś. Ale jakby spojrzeć na to z innej strony, można doszukać się pozytywów.

 Spojrzałem na nią pytająco, widząc na jej twarzy asymetryczny uśmieszek.

 - Nie jest dziewczynką, więc w razie czego nie zaciąży.

 ***

 Wróciłem od Vorony dopiero po południu, żeby zdążyć się spakować, ale okazało się, że Izaya zrobił to za mnie. Siedział na mojej walizce i czytał jakąś książkę.

 Oparłem się o framugę drzwi i odchrząknąłem, chcąc zwrócić jego uwagę. 

 Podniósł na mnie wzrok z nad kartek, jakby od niechcenia.

 - Byłeś u Vorony - zarzucił mi, celując we mnie palcem wskazującym.

 Spojrzałem na niego zdziwiony.

 - Skąd wiesz? - pierwsze o czym pomyślałem, to, że za mną poszedł, ale przecież zauważyłbym. No i kiedy wychodziłem z domu, jeszcze spał, więc skąd?

 - Bliźniaczki bawiły się niedaleko jej domu.

 Więc to sprawka tych dwóch małych szkodników. Tak mi się wydawało, że słyszałem je w drodze powrotnej.

 - Byłem się z nią pożegnać - wyjaśniłem, widząc jego oskarżycielskie spojrzenie. - Nie masz się o co złościć.

 - Nie złoszczę się - zaprzeczył szybko, od razu zmieniając swoją postawę.

 - Wcale - prychnąłem pod nosem. - W każdym razie, coś postanowiłem. - podszedłem do niego, tak że dzielił nas niecały metr - Jeżeli serio chcesz ze mną chodzić musimy ustalić kilka zasad. Po pierwsze, masz przestać ze mną pogrywać. Po drugie, nie myśl sobie, że od razu się z tobą prześpię, najprędzej za dwa lata. I po trzecie, nie waż się do kogoś kleić, kiedy mnie tu nie będzie, jasne?

 - O Kami-sama, jeszcze nie chodzimy, a Shizu-chan już chce mnie ograniczać. Straszne~ - zaśmiał się, zeskakując z walizki i w kliku krokach pokonał dzielącą nas odległość, następnie uwieszając mi się na szyi.
 - Zgadzam się na wszystko, o ile Shizuś sam zastosuje się do ostatniego punktu~ - wyśpiewał, ciągnąć mnie w dół.

 - Ja... - chciałem powiedzieć "nie jestem tobą, więc nie umówiłbym się z kimś innym", ale podarowałem sobie - Zgoda.

 - No to super~ - zanim się zorientowałem, jego usta znalazły się na moich. Chwilę zajęło zanim dotarło do mnie co się dzieje i zacząłem odwzajemniać pocałunek. Przyciągnąłem go bliżej siebie, samemu też się nad nim nachylając. To było inne od pocałunku w latarni. Delikatniejsze i w pewnym sensie bardziej nieśmiałe, ale też lepsze. No i najważniejsze, że tym razem mogłem pocałować Izayę bez żadnych wyrzutów sumienia i wątpliwości.

 Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zobaczyłem, że chłopak lekko się uśmiecha; w sposób, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałem, ale o wiele bardziej podobał mi się właśnie tak.

 - To też było świetne, Shizu-chan~ I nadal wyglądasz słodko z tymi rumieńcami~ - zaśmiał się i skocznym krokiem opuścił pokój, a ja poczułem jak policzki pieką mnie jeszcze bardziej.
 - Lepiej się pośpiesz, potworku! Bo pociąg odjedzie bez ciebie~! - zawołał, zbiegając już ze schodów.

 Nie licząc dojazdu na stację i, jak przewidział Izaya, prawie spóźnieniu się na pociąg, mniej więcej tak zakończyły się moje wakacje. Raczej nie mogę powiedzieć, że odpocząłem, ale chyba nie miałbym nic przeciwko przyjechaniu tu również za rok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 No i... koniec .3. Jejku, strasznie dziwnie dodawać coś po takiej przerwie @.@ Boję się

Rozpiszę się jeszcze troszku tutaj...
 Ostatnio się zastanawiam, czy może nie chcielibyście zobaczyć kontynuacji tej serii w okresie ferii? Nie była by jakoś specjalnie długa, myślę, że też coś około pięciu rozdziałów.
Napiszcie mi jak odbieracie ten pomysł, bo jeśli byście chcieli, żeby ta historia była jeszcze pisana, to zaczęłabym skrobać rozdziały już w najbliższym czasie, żeby później mieć wszystko gotowe.

 I tak w związku z innymi ff:
 Przez jakiś czas na blogu nie pojawi się nic oprócz historii zła. W jakiś 90% jest już napisana, więc chce w końcu zająć się poprawkami i oficjalnie zakończyć to opowiadanie również na blogu. Nie mam pojęcia ile osób je lubi(o ile w ogóle ^^"), ale za dobrze się bawię pisząc tego fanficka, żeby odpuścić sobie dokończenie go. Jeżeli za nim nie przepadacie, uzbrójcie się w cierpliwość na jeszcze jakieś dwa tygodnie.  Po tym czasie wrócę z Shizayowatym romansidłem i (wstępnie) krótką serią z całkiem innego fandomu.
 

11 komentarzy:

  1. Jejku, to już koniec~!? :c
    Co to za głupie pytanie - oczywiście, że chcemy kontynuacje! Szkoda, że zapowiadasz sie dopiero na ferie - a może znajdziesz trochę czasu w święta i coś naskrobiesz~? Byłoby cudownie! C:
    Rozdział świetny i -na całe szczęście - skończyło się happy endem c: lubie takie słodziutkie opowiadania c:
    Weny, czasu i takich tam,
    ~Shade

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, no widzisz, może głupie pytanie, ale podobno kto pyta nie błądzi, więc wolałam je zadać, żeby później się nie okazało, że napiszę coś, czego nikt nie chce xD W święta... w święta będą inne ff, przykro mi :c to opowiadanie jest, że tak powiem, dostosowane do dłuższych przerw. Okres świąt jest po prostu za krótki, żebym wyrobiła się z drugim sezonem. Mam jednak nadzieję, że fanficki, które będą się pojawiać nie zawiodą cię :3
      Dziękuję za komentarz i cieszę się, że zakończenie się spodobało~ ^^

      Usuń
  2. Ojej, jakie to kochane ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro nie można sie cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść na przód! !!! ~ P.C. pamiętaj skarbie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecie, że was kocham i niezmiernie się cieszę, że znacie takie... wzruszające i poruszające serce cytaty, ale na przyszłość spamcie przy starszych wpisach :*

      Usuń
  4. Uhuhuh *o* W końcu się doczekałam~<333 o.o Jesteś zuem wcielonym...;-; kazałaś mi tyle czekać na taki wspaniały rozdział ;-; foch...
    No dobra, bo zaczynam wariować przez ten ból głowy. o.o Tak, jestę chora i nie mam na nic ochoty -.- a mimo to przeczytałam ten rozdział lul *o*
    Myślę, że zrobienie...jak ty to byś nazwała?...no nie wiem, drugiej serii? tego opowiadania, jest świetnym pomysłem, ponieważ gdyż, je kocham <3 i jest strasznie urocze i suodkie~:*
    Teraz pewnie myślisz, że się podlizuję i piszę tak, ponieważ coś tam? Niee~!! Uwielbiam jak piszesz, tylko szkoda, że tak dawno nic nie było. Mam nadzieję, że nie będzie więcej takich długich przerw :3
    Zastanawiam się co to za problemy :'( ale wypytywanie cie byłoby niegrzeczne, bo moze4 nie chcesz rozmawiać na ten temat ;-; (ostatnio naszła mnie ochota na pomaganie innym i słuchanie o ich problemach o.o naprawdę świruje)
    No, ale dobra, bo za bardzo się rozpisałam. :)
    Pozdrawiam i takie tam~Weny i zdrówka, żebyś nie zachorowała tak jak ja. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za ten SPAM, ale chciałam przeprosić za błędy w powyższym i każdym innym komentarzu, ale po prostu jestem je***ą daltonistką -.-
      No, więc gomen i jeszcze raz WENA~~

      Usuń
    2. Wiem, że jestem niedobrym człowiekiem, często to słyszę xD Ale co poradzić~? Miło, że podoba ci się mój styl(chociaż nadal nie ogarniam co w nim fajnego xD) oraz, że polubiłaś to opowiadanie :3 to dużo dla mnie znaczy, bo na początku spodziewałam się, że zostanę oskarżona o pedofilie, czy coś ;3;
      Problemy, problemów już nie ma, a nawet jeśli coś tam zostało, to nie ma co się żalić :3
      Powiem ci, że również chciałabym uniknąć takich długich przerw, nie lubię ich Q.Q"
      A co do błędów - nawet jeśli jakieś były, to nie zauważyłam, więc nie przepraszaj xD
      Zdrowiej Nuko-chan! Oby głowa już nie bolała c:

      Usuń
  5. Oczywiście, że chce drugą część! W końcu jak to tak? Pogardzać jednym z moich najulubieńszych opowiadanek? Zwłaszcza, że mam szansę dostać więcej? *w*
    Szkoda że to już koniec ;_; no ale ten... uznaję drugą część za pewniaka więc się tak nie smucę ;]
    Co do samego rozdziału to Izaya wyszedł ci prze genialnie. Miło, że w końcu co nieco powiedział Shizuo... no i że się zaszli! ^^ Nie rozumiem, jak możesz uważać, że nie masz talentu kiedy ja wręcz się rozpływam czytając to~!!!
    Um... Ja tak Historię złą, lubię.. nawet bardzo... ktoś jej nie lubi O-o to dopiero zaskoczenie... ok przemilczę to wymownymi trzema kropkami ... To opowiadanie jest ŚWIETNE więc nie waż się sądzić inaczej!
    Jestem ciekawa z jakiego innego fandomu seria...
    Tymczasem weny~!!!
    P.S. Odnośnie tych tłumaczeń... możesz spróbować wysłać w treści nie jako załącznik (o ile tak nie robiłaś) może wtedy dotrze... Co do innych sposobów komunikacji to GG... ewentualnie bo ja wiem eee... MAL? Tam się da wysłać wiadomość XD nie mam pomysłu co jeszcze... może ty jakiś masz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No skoro są chętni, to raczej druga część jest pewna xD W co ja się pakuje... ;^; Muszę się postarać, żeby nie zepsuć całości >w< Hehe... co do talentu i innych takich, to ja po prostu tak mam, że zwykle nie podoba mi się coś, co zrobiłam xD Wątpię, że to się zmieni, ale i tak dziękuję za miłe słowa :3 Ah, wymowne trzy kropki zawsze najlepsze <3 Cieszę się, że lubisz to opowiadanie, bo chociaż jest tak rzadko dodawane, to chyba pisze mi się je najprzyjemniej xD
      Hm... właśnie próbowałam wysłać bez załącznika... spróbuję jeszcze raz, a jak się nie uda, to może gg? Ja nawet nie wiem jak MAL wygląda, więc... ;_; No ale! Powalczę jeszcze chwilę, a jak się nie wyślą, to dopiero będę się martwić :3

      Usuń
  6. Kanra-chan to ty *^* ! Dziękujemy za tak obszerny komentarz, że ojejku :3
    A teraz wypowiadam się tylko w mojej osobie, mojej i tylko mojej~! Zanim jeszcze nie posiadałam konta, to cię poczytywałam, a to opowiadanie tak przypadło do gustu i tak się jarałam, że nie uwierzysz x3 Dlatego właśnie piszę pod tym postem, a nie innym. (Jakby ci się chciało obserwować to właśnie chwilę temu udało mi się w końcu z tym gadżetem oporządzić i działa xd)
    I ojejku, obrazek cię przyciągnął? hehe i dobrze =w= My się rozwijamy i rozwijamy~!
    Jutro do ciebie zaglądnę, bo na dziś się już naczytałam @.@ Mozg mi lansuje ^^''
    I co tam jeszcze, mam nadzieje że zobaczyłaś ten komentarz i że zaglądnęłaś do nas.
    Pozdrawiam i weny~!

    OdpowiedzUsuń