I~ tym razem też się nie wyrobiłam xD Ale przecież to było oczywiste, że znowu przeceniam swoje możliwości x3 Ludzie, nie wierzcie mi, kiedy podaję jakiś termin, bo prędzej zjem kaktusa niż go dotrzymam >3< A serio, to nie mogłam się skupić i zamiast pisać rozdział, napisałam 4 shoty z Tsukim i Roppim .3. + okazało się, że nie czułam się tak źle tylko dlatego, że miałam gorączkę, a po prostu się odwodniłam .3. Moja mama się ciut zdenerwowała no i nie bardzo miałam dostęp do laptopa, no i rzycie jest tródne. Ogółem przepraszam wszystkich, którzy czekali i czekają. Oraz bardzo za to dziękuję. Nie mam już nic do dodania, więc~
Zapraszam do czytania~
Rozdział 4
Miałem nie przepraszać Izayi, i nie
zrobiłem tego. On zresztą też nie zmienił swojego zachowania, a jednak kiedy
się obudziłem, leżał obok i przeglądał mój telefon. W pierwszej chwili
pomyślałem, że dalej śpię i tylko mi się wydaje, ale tak nie było. Izaya jak
gdyby nigdy nic leżał w moim łóżku, z moim telefonem w ręku i sms'ował z moim
bratem. Zmarszczyłem brwi, szykując się na przypływ adrenaliny, jednak nic takiego
nie nastąpiło. Nie czułem się jakoś wybitnie zdenerwowany, nie miałem ochoty
niczym rzucać. Jasne, byłem zły na Izayę, w końcu bez pytania zabrał moją
komórkę, i ogółem wszedł do mojego pokoju, ale w jakiś sposób mi ulżyło, że
najwyraźniej skończył z tym całym obrażaniem się.
-
Dzień dobry, Shizu-chan – uśmiechnął się, widząc, że już nie śpię. – Jak się
spało?
-
Dobry... Chyba dobrze... – nadal zaspany, podniosłem się do siadu i rozejrzałem
się po pokoju. Miałem wrażenie jakbym o czymś zapomniał, ale po chwili bezskutecznych
prób przypomnienia sobie o co mogło chodzić, odpuściłem i zwróciłem wzrok na
Izayę.
-
Czemu tutaj jesteś? – Izaya zamknął klapkę telefonu i spojrzał na mnie.
-
Ponieważ długo się nie budziłeś, a ja nie wiedziałem co robić, więc uznałem, że
położę się z tobą i popiszę z Kasu-chan. – imię mojego brata nie brzmiało
dobrze w ustach tej pchły. Z jakiegoś powodu, po prostu nie spodobał mi się fakt,
że się znają. Nie chciałem, żeby Izaya wciągał Kasukę w swoje gierki.
-
Nie zbliżaj się do niego – burknąłem, wstając z łóżka. Podszedłem do walizki, której
do tej pory nie rozpakowałem, i zacząłem w niej szperać za rzeczami na
przebranie.
-
Oya, Shizu-chan~ Jak miałbym to zrobić~? Mieszkacie za daleko – chociaż byłem
do niego plecami, mógłbym przysiąc, że mówiąc to, uśmiechał się w ten głupkowaty
sposób. – Chyba, że chodzi ci o inny rodzaj zbliżenia. W sumie nie jest to taki
zły pomysł. Gdybym był z Kasu-chan, miałbym lepszy dostęp do Shizu-chan,
prawda?
-
Nie, nie prawda – warknąłem i odwróciłem się do niego, tym razem zdenerwowany
jego uwagami. Wpatrywaliśmy się w siebie przed dłuższą chwilę, jakby to był
jakiś konkurs spojrzeń. Pierwszy odwrółciłem wzrok, tym samym w pewnym sensie
przegrywając. – Kasuka nie ma nic wspólnego z naszymi sprawami, więc daj mu
spokój – westchnąłem ciężko i, uprzednio zabierając Izayi swój telefon,
poszedłem do łazienki.
Podczas mycia zębów, przypomniało mi się o
czym wcześniej zapomniałem. Mianowicie – ponad dwie godziny temu miałem pojawić
się w pracy, ale ktoś wyłączył budzik i teraz jestem spóźniony. Lepiej żeby ten
gówniarz miał sensowne usprawiedliwienie, bo naprawdę za siebie nie ręczę.
-
Izaya! – krzyknąłem na niego, wchodząc do kuchni. – Skoro już wyłączyłeś
budzik, mogłeś mnie sam obudzić! Przez ciebie jestem spóźniony – oparłem dłonie
na blacie, na którym siedział chłopak i lekko się nad nim nachyliłem.
-
Shizuś, spokojnie. Dzisiaj masz wolne, a poza tym to dość zabawne ile czasu
zajęło ci stwierdzenie, że zaspałeś. – zaśmiał się, klepiąc mnie po głowie, jakbym
był jakimś pieprzonym zwierzęciem. Zmrużyłem oczy, przyglądając mu się
uważniej.
- Niby
kto powiedział, że mam wolne? – zapytałem, zupełnie mu nie ufając. Skąd niby
miałem wiedzieć kiedy mówi prawdę, a kiedy nie?
-
Mój tata. Namówiłem go na to, więc teraz mamy cały dzień dla siebie~ - oznajmił
mi z dumą, chyba nawet nie zauważając jak bardzo mnie denerwuje.
-
I tak ci nie wierzę. – odsunąłem się od niego i na chwilę wyszedłem z kuchni,
żeby zadzwonić i potwierdzić słowa Izayi. Miałem nadzieję, że nie mówi prawdy i
nie będę musiał siedzieć z nim przez cały dzień w domu... Nie widziała mi się
rola niańki. Niestety, tym razem nie zmyślał. Naprawdę miałem wolne, a Izaya
miał mi dokładniej pokazać miasto, o czym oczywiście wcześniej nikt mi nie
wspomniał. Powstrzymując się przed zgnieceniem telefonu, odetchnąłem kilka razy
i wróciłem do kuchni, ale tym razem tylko stanąłem w drzwiach, opierając się o
framugę.
-
Nie dasz się przekupić, co nie? – naprawdę byłbym skłonny mu zapłacić
***
Chodziliśmy po mieście i wcale nie było tak
źle, jak na początku się spodziewałem. Izaya sprawiał wrażenie prawie
całkowicie normalnego dzieciaka. Prawie, ponieważ podczas tego całego oprowadzania,
opowiadał mi także o mieszkańcach, a tego co wiedział, nie mógł raczej usłyszeć
na ulicy. Do tego, podobno nie były to plotki, tylko potwierdzone informacje.
Nawet nie chciałem myśleć skąd je wziął i do czego były mu potrzebne.
-
Shizu-chan, słuchasz mnie? – spojrzałem na niego, ze zdziwieniem, nie bardzo
wiedząc o co chodzi. Chyba na chwilę się wyłączyłem.
-
Nie... Sory, zamyśliłem się – przyznałem, rzucając na ziemię papierosa, który
prawdopodobnie już chwilę temu się wypalił. – Więc co mówiłeś?
-
Pytałem czy nie jesteś głodny, bo nie jadłeś śniadania. – powtórzył siadając na
ławce. Po chwili zrobiłem to samo, zastanawiając się czy mam na coś ochotę. Nie
byłem jakoś specjalnie głodny, ale z drugiej strony wiedziałem, że powinienem
zjeść jakieś śniadanie. Kasuka zawsze mnie o to upominał.
-
Chyba nie... – wyciągnąłem z kieszeni drugiego papierosa i zapaliłem go, po
chwili sięgając po całą paczkę i posunąłem ją w stronę Izayi. – Chcesz?
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, ale w
sekundę później na jego ustach znowu pojawił się złośliwy uśmieszek.
-
Shizu-chan, proponujesz papierosy „dziecku”? Dajesz mi bardzo zły przykład,
wiesz? – zaśmiał się, bez przerwy na mnie patrząc. – Nie chcę, wystarczy, że ty
tym śmierdzisz.
Wzruszyłem ramionami i schowałem paczkę,
wdychając rakotwórczy dym. Co to niby miało znaczyć, że śmierdzę? Wcale nie
było tak bardzo czuć ode mnie zapachu tytoniu. Chociaż może po prostu nie
zwracałem na to uwagi.
-
Gdzie teraz idziemy? – zapytałem wrzucając, wypalonego w połowie, papierosa do
kosza.
Izaya rozejrzał się wokół, jakby sam nie
wiedział gdzie chce iść, ale kiedy jego wzrok padł na coś za mną, lekko się
uśmiechnął.
-
Możemy iść tam.
Odwróciłem się i spojrzałem na miejsce, które
wskazywał. Latarnia morska, stojąca na cholernie wysokim wzgórzu, na dodatek
bez wyznaczonej drogi.
- Tam
w ogóle można wchodzić? – zmarszczyłem brwi, nie tyle nie zadowolony z pomysłu,
a po prostu wątpiąc w poziom bezpieczeństwa tej wędrówki.
-
Niby nie, ale to nie znaczy, że się nie da – wyszczerzył się, jakby doskonale
wiedział jak dostać się na górę, w co akurat mogłem uwierzyć bez problemu. – To
jak? Idziemy, czy się boisz? – zachichotał, nawet nie próbując ukryć, że znowu
chce mnie zmanipulować.
Pewnie,
że się nie bałem, więc tym bardziej nie czułem się w obowiązku udowadniać
czegokolwiek, ale w jakiś sposób wiedziałem, że Izayi zależy, żebym się
zgodził. W tamtej chwili w sumie nie widziałem niczego złego w pójściu na górę,
więc kiwnąłem głową na znak, że nie mam nic przeciwko.
- Tylko żebyś w połowie drogi nie powiedział
mi, że nie wiesz gdzie iść – zastrzegłem, chcąc mieć jasność, że nas nie zgubi.
-
O to nie musisz się martwić, a nawet jeśli, to jeszcze nie teraz~. – zaśmiał się,
ciągnąć mnie za sobą.
***
-
Daleko jeszcze? – zadałem to pytanie chyba już po raz setny, tylko po to, żeby
znowu usłyszeć tą samą odpowiedź.
-
Jeszcze trochę~. Shizu-chan, nie bądź dzieciak, pytałeś mnie o to dziesięć minut
temu.
-
A ty godzinę temu odpowiedziałeś to samo! – warknąłem na niego, zdenerwowany.
Miałem wrażenie, że chodzimy po tym lesie w kółko. Drzewa, krzaki, jakieś skałki
i wszędzie te głupie drzewa. Naprawdę zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek dotrzemy
na miejsce. To było pierwszą rzeczą w którą przestawałem wierzyć. Drugą za to
był powrót do miasteczka. Nawet jeżeli jakimś cudem trafimy do tej latarni,
kompletnie nie umiałem sobie wyobrazić drogi na dół, kiedy przewodnikiem był
Izaya.
-
Shizuuuś~, pośpiesz się~ - zawołał chłopak stojąc spory kawałek ode mnie.
Powlokłem się do niego, naprawdę nie mając już najmniejszej ochoty iść dalej.
Wolałem zawrócić, nawet jeśli do celu mieliśmy, podobno, bardzo blisko.
Izaya złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w
jeszcze większe zarośla. Przez myśl przeszło mi, że to naprawdę dobre miejsce
na zabicie i zakopanie kogoś, ale szybko odrzuciłem ten pomysł, chociaż był
naprawdę zachęcający, zwłaszcza pod względem Izayi.
-
Słuchaj, nie moglibyśmy wrócić? Zaczyna się robić późno. – to nie była wymówka.
Słońce zaczynało zachodzić i robiło się już trochę zimno. Do tego wszędzie było
mnóstwo komarów i innego robactwa.
-
Jak chcesz, możesz wracać~. Ale jak się zgubisz, ja nie będę cię szukał~. –
zaśmiał się i puścił moją rękę, żeby móc rozchylić krzaki i przejść na ten
mniej zalesiony obszar, gdzie wreszcie zobaczyłem jakąś ścieżkę. Aż nie
wierzyłem, że jednak trafiliśmy.
Spojrzałem najpierw na Izayę, a później na latarnię,
od której dzieliło nas jakieś kilkanaście metrów.
-
Można tam wejść?
-
A czemu nie? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie, uśmiechając się trochę
pobłażliwie.
Weszliśmy po spiralnych schodach na samą górę
latarni i ku mojemu zdziwieniu w małym pokoiku, kiedyś należącym do latarnika,
było niemal nienagannie czysto, jakby ktoś w dalszym ciągu tutaj pomieszkiwał.
Uniosłem w górę jedną brew i zwróciłem wzrok na Izayę, czekając na wyjaśnienia.
-
Widać stąd całe miasto, więc czasami tutaj przychodzę – uśmiechnął się lekko i
wyjął z małej szafeczki lornetkę, następnie podając ją mnie. – Sam zobacz.
Zrobiłem
jak powiedział i spojrzałem na miasto, które rzeczywiście było widać jak na
dłoni. Więc Izaya przychodzi tutaj żeby... poobserwować ludzi? Kompletnie nie
umiałem pojąć, co siedzi mu w głowie i dlaczego wybrał sobie akurat takie zajęcie,
ale jedno musiałem przyznać – widok był naprawdę niesamowity.
Oddałem brunetowi lornetkę, przez przypadek palcami muskając wierzch jego dłoni. To był tylko drobny gest, ale w odruchu spojrzałem na twarz Izayi, w tej chwili wyglądającą zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Nie byłem pewien, czy to zasługa światła rzucanego przez zachodzące słońce, dzięki któremu oczy chłopaka nabrały całkiem innej barwy, czy jeszcze czegoś innego, ale nie mogłem przestać na niego patrzeć.
Izaya natomiast z zaciekawieniem wpatrywał się we mnie, jakby oczekując ode mnie jakiegoś ruchu.
Do końca nie wiem dlaczego i jak, ale w następnej chwili nachylałem się nad nim, delikatnie go całując.
Objął mnie za szyję, odwzajemnjając pocałunek.
To co mną pokierowało było prawdopodobnie tylko głupim impulsem, na dodatek wiedziałem, że nie powinienem był się mu poddać, ale w najmniejszym stopniu mnie to nie obchodziło. W tamtym momencie chciałem tylko móc całować Izayę, a wszystko inne na tą jedną chwilę straciło na znaczeniu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc tak też kończy się przedostatni rozdział tej historii x3 No to piąty w następne wakacje ^.-
Miłego rozpoczęcia życzę~~ :*
Hahaa xD ten trolling, że piąty rozdział w następne wakacje *kciuk w górę* ale, ale... przedostatni? tak szybko zleciało? szkoda w sumie...
OdpowiedzUsuńHmm... no ale jeśli mają tam latarnie, to musi być jakaś woda, nie? Zatoka, morze... cokolwiek... hmm... Shizu-chan! Leć na plaże obserwować dzieci w strojach kąpielowych! Skoro już jesteś pedo i liżesz się z Izayą, to co ci szkodzi~? xP a ogółem to ta scena pocałunku była bardzo fajna :D taka słoodka, chcę wiedzieć co dalej~
No ale... jeśli mam czekać rok, to przeżyję *myśli*
Weny i powodzenia w szkole~
Jak to dobrze, że jednak nic ci się nie stało ^^
OdpowiedzUsuńSzkoda że opowiadanie tak szybko się kończy :c Jest świetne :)
Ale no... no końcówka Mrrrr =w= czekam aż przejdą dalej XD
Mam nadzieję ze jednak na dalszą część akcji nie będę czekać ROK Q.Q nie przeżyłabym....
P.S. Ankietka tam na górze po prawej jest niesprawiedliwa Q.Q ja chcę opcje "Oba paringi/opowiadania" ~!!!! X3
Weny~!!!!
Wow *o* Nie chcę cię urazić, ale śmiać mi się chciało jak zobaczyłam napis "rzycie" na dodatek przez "rz" :D Może i to było celowe, ale ja ostatnio śmieję się bez powodu, więc gomen nasai :*
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, świetny. *.* W końcu się pocałowali i wgl i...wow. <3
Eh, no ale dobra. Idę czytać dalej xd Pozdrawiam