Etto, boję się witać, jak tak przychodzę z opóźnieniem xD Mam takie marne wyjaśnienie (którego nie musicie czytać, bo jest marne ;^;). Więc rozchorowałam się, a kiedy choruję, przez pierwsze dwa/trzy dni leżę w łóżku z temperaturą 38+ i zdycham. Wolałam więc nie dokańczać rozdziału w takim stanie, ponieważ jak kiedyś spróbowałam efekt był powalający... Niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu.
No, ale odkąt się obudziłam czuję się lepiej i udało mi się skończyć pisanie ^.-
Nie przedłużając~~
Rozdział 3
- Shizuś, naprawdę. Chcę tylko porozmawiać i może... przeprosić za denerwowanie cię? - zaśmiał się cicho, jakby sam nie był pewny tego co mówi. - Sam nie wiem, czego chciałem. Nie umiem cię rozgryźć i przez to czuję się nieswojo. Zwykle wiem co kto myśli i umiem przewidzieć co zrobi... W twoim przypadku jest inaczej i myślę, że właśnie dlatego cię lubię. Chyba przyszedłem zapytać, dlaczego ty nie lubisz mnie?
I niby co mam mu odpowiedzieć, co?
Stałem na przeciw niego, czując się jak kompletny idiota. Wiedziałem za co go nie lubię, ale kiedy mnie o to zapytał, w głowie miałem kompletną pustkę.
Był denerwujący, upierdliwy, zamiast spać, przyszedł pod mój pokój... Ale te argumenty wydawały mi się niezwykle łatwe do obalenia, zwłaszcza, że rozmawiałem właśnie z Izayą.
- Sam powinieneś to wiedzieć - burknąłem w końcu, wlepiając wzrok w pustą szklankę.
- Ale nie wiem, co poradzić? - uśmiechnął się po swojemu i wzruszył ramionami - Odpowiesz mi?
- Nie - odsunąłem go, żeby móc przejść. – Lepiej idź spać, już późno.
- Nie żartuj, zostanę dopóki mi nie odpowiesz. – skrzyżował dłonie na piersi i oparł się o ścianę, najwyraźniej nie mając zamiaru wchodzić bezpośrednio do pokoju, a tylko przed nim stać. Do końca nie rozumiałem w jaki sposób miało to wpłynąć na moją odpowiedź, ale tak długo, jak działania Izayi nie stawały się jakoś bardzo uciążliwe w sumie mnie nie obchodziły. Skoro nie będzie grzebał w moich rzeczach, może sobie tutaj być aż mu się nie znudzi.
- Jak chcesz – mruknąłem i poszedłem do kuchni. Nalałem do szklanki tej głupiej wody, przez którą wyszedłem z pokoju i natknąłem się na Izayę, właściwie nie mając już najmniejszej ochoty na wypicie jej.
Nie pamiętałem też, gdzie zapala się światło, więc stałem w kompletnych ciemnościach, zastanawiając się czy Izaya mówił poważnie, deklarując, że będzie stał pod pokojem, dopóki mu nie odpowiem. Jak mówiłem- póki nie robił niczego więcej, miałem to gdzieś, jednak dziwnie czułem się z myślą, że podczas kiedy ja będę spał, on w pewnym sensie będzie mnie szpiegował.
Westchnąłem i udałem się z powrotem na górę z zamiarem ignorowania dzieciaka, w razie gdyby spełnił swoją groźbę. Taki przynajmniej był mój plan, dopóki nie zobaczyłem go siedzącego pod drzwiami mojego pokoju i słodko śpiącego.
Jak do cholery miałem udawać, że go nie ma, kiedy uniemożliwiał mi nawet tak prostą czynność jak położenie się spać we własnym łóżku?
Patrzyłem na niego, mimo złości, starając się nie zgnieść nadal trzymanej szklanki i rozważając zaniesienie go do jego pokoju, ryzykując przy tym, że się obudzi, albo zostawienie go tak jak teraz, a samemu iść na kanapę. Druga opcja była zdecydowanie bardziej zachęcająca, ale jeżeli będzie siedział na podłodze w końcu się przeziębi, nie? Powinienem mieć to gdzieś, ale jakoś nie umiałem, poza tym gdyby się rozchorował byłoby w tym trochę mojej winy. Niby nie kazałem mu tu siedzieć, ale z drugiej strony gdybym mu odpowiedział, nie doszłoby raczej do takiej sytuacji.
Odganiając od siebie wizję utopienia Izayi w tej szklance wody, wróciłem na dół, tym razem wchodząc do salonu. Odstawiłem nadpęknięte naczynie na stolik i rozejrzałem się po pomieszczeniu za kocami, lub czymś innym do przykrycia tego małego pasożyta.
Z oparcia fotela wziąłem jedno z dwóch nakryć i ostatni raz tej nocy udałem się na piętro, następnie w miarę ostrożnie opatulając kocem Izayę. Mimowolnie lekko się do siebie uśmiechnąłem, kiedy z cichym pomrukiem zmarszczył nos i bardziej się skulił.Gdyby był taki spokojny przez cały czas może nawet bym go lubił... Tylko czy wtedy lubiłbym Izayę, czy kogoś, kogo udaje? Nie chciało mi się nad tym myśleć, ale nawet kiedy już położyłem się na kanapie i próbowałem zasnąć, nie mogłem przestać zastanawiać się nad kwestią lubienia i nie lubienia Izayi. Do jutra muszę znaleźć jakiś sensowny powód, odpowiedzieć mu i liczyć na to, że da mi spokój. Ta, wiem – oszukuję sam siebie. Nigdy się od niego nie uwolnię.
***
Wynosiłem ze sklepu puste skrzynie po owocach, kiedy zza rogu budynku usłyszałem czyjeś ściszone głosy. Z czystej ciekawości, czy innej równie głupiej rzeczy zajrzałem w głąb uliczki z niezadowoleniem odkrywając, że ten gówniarz wpakował się w kłopoty. Pierwsze o czym pomyślałem, to, że Izayi przyda się nauczka, ale widząc jak jakiś chłopak uderza go w brzuch od razu zmieniłem zdanie, a jedyne co czułem to chęć wgniecenia tego kogoś w ziemię.
Szybkim krokiem podszedłem do dzieciaków i odciągnąłem od Izayi, jego dwóch...kolegów.
- Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje? – warknąłem, puszczając chłopców, ale dopiero kiedy ustąpili i zostali w miejscu w które ich odsunąłem, czyli tak, żeby nie mogli dosięgnąć Orihary.
- Nie twoja sprawa, spadaj stąd.
- Tak, Shizu-chan. To nie ma z tobą nic wspólnego.
Wkurzające bachory. W tamtym momencie pulsująca żyłka na skroni nawet w połowie nie oddawała mojego zdenerwowania. Aż się sobie dziwiłem, że jeszcze daję radę nad sobą panować. Co prawda ledwo, ale jednak.
- Ty bądź cicho – spojrzałem na szatyna, jeszcze chwilę temu trzymającego Izayę. – A ty powiedz co zrobiłeś, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że chcieli cię zabić bez powodu – tym razem zwróciłem się do, najprawdopodobniej, prowokatora całego zajścia.
- No... może powiedziałem paru osobom, kilka rzeczy, które nie do końca były prawdą. – przyznał zmieszany, a mi przeszło przez myśl, że to do niego niepodobne. Zawsze był taki pewny siebie, a teraz niby zrobiło mu się głupio bo został przyłapany na kłamstwie? Jasne...
- Nie do końca były prawdą?! To, co rozpowiadałeś było tylko twoim pieprzonym wymysłem! – chłopak, stojący bliżej, poniósł rękę z zamiarem ponownego uderzenia pchły, ale zanim zdążył to zrobił złapałem go za przegub i wykręciłem mu rękę za plecy.
- Naprawdę tak trudno zrozumieć, że masz go nie dotykać? – wycedziłem przez zęby i o ile jeszcze przed chwilą wydawało mi się, że powoli zaczynam się uspokajać, teraz znowu miałem wielką ochotę na wkomponowanie twarzy tego gówniarza w ścianę. Co z tego, że był w wieku Izayi, czy taż niewiele od niego starszy? Nie wahał się uderzyć pchły, więc zasadniczo ja też nie muszę powstrzymywać się przed oddaniem mu.
W ostateczności jednak go puściłem i zamiast przywalić jemu, wyładowałem się na ścianie, tworząc w niej niemałe wgniecenie. Pewnie będę musiał później za to zapłacić, ale mało mnie to obeszło.
Zamknąłem na chwilę oczy, starając się chociaż trochę uspokoić, ale śmiech Izayi, wydający mi się strasznie drażniący, nie pozwolił mi na to.
- Co cię tak bawi? – wkurzony do granic możliwości spojrzałem najpierw na Izayę, a później również na pozostałą dwójkę, na której twarzach malowało się zadowolenie. – Co...?
- Nie chcieli mi wierzyć, że naprawdę jesteś silniejszy od przeciętnego człowieka, więc musiałem cię jakoś sprowokować, żeby im to udowodnić. – tłumaczył z uśmiechem, a ja nie mogłem pojąć, że całe zajście było tylko durnym teatrzykiem. Na dodatek jak ostatni idiota dałem się wrobić w całe to przedstawienie. Sam nie wiedziałem czy bardziej zły byłem na siebie, czy na niego. Chociaż nie. Wiedziałem. Wszystko było winą Izayi i jego porąbanych pomysłów.
- Więc to była tylko zabawa, tak? – z uśmiechem, który podobno mógł przerazić pochyliłem się nad brunetem i spojrzałem w te jego czerwone ślepia. – Umrzesz, Izaya-kun – złapałem go za ramię i mając w głębokim poważaniu czy go to zaboli, pociągnąłem go do tylnego wejścia – prowadzącego na zaplecze sklepu.
- Shizu-chan co ty wyprawisz?
- Zabieram cię do miejsca, gdzie w spokoju będę mógł cię udusić – wyjaśniłem, wolną dłonią zapalając papierosa. – Pożegnaj się z kolegami.
Zatrzasnąłem za nami drzwi i popchnąłem Izayę na krzesło, nawet nie starając się być przy tym delikatnym.
- Shizu-chan, czyżbyś był zły~? – wyszczerzył się w ten głupi sposób. – A może to dlatego, że się o mnie martwisz, tylko nie chcesz tego przyznać~?- gdyby kara za zabicie dziecka nie była taka wysoka, on naprawdę leżałby martwy.
- Nie martwię się o ciebie i tak, jestem zły, bo nie podoba mi się, że trzynastoletni szczeniak bawi się moim kosztem – wyjąłem z szafki apteczkę, o mało nie urywając drzwiczek i rzuciłem w Izayę plastrami, uznając, że gdybym miał sam go opatrywać, mógłbym niechcący coś mu złamać.
- Shizuś, to dlatego, że jesteś naiwny. Przecież to oczywiste, że nie dałbym im się złapać – oczywiste? Chyba dla niego.
- Pytałeś mnie dlaczego cię nie lubię, nie? – kiedy kiwnął głową, mówiłem dalej – Nie lubię cię właśnie dlatego, że bez problemu możesz zorganizować takie przedstawienie. Nie ufam ci i poza tymi dwoma tygodniami, które mam tutaj spędzić nie mam zamiaru mieć z tobą nic wspólnego. Nawet nie chcę myśleć jaki będziesz, kiedy podrośniesz, ale wiem, że nie mam najmniejszej ochoty cię znać. – zakończyłem, dopiero wtedy na niego patrząc. Nie sądziłem, że te słowa na niego wpłyną, a jednak – podziałały. Jakby z mieszanką złości i smutku wpatrywał się we mnie, palce mocno zaciskając na pudełku z plastrami.
- Wiesz, Shizu-chan, ty naprawdę jesteś głupi – zaśmiał się, jakoś tak bez przekonania, przez co zrobiło mi się dziwnie głupio. Nie chciałem, żeby było mu przykro, tylko, że właśnie do tego doprowadziłem. – Nie przejmuj się, w końcu sam cię o to zapytałem. – uśmiechnął się w jakiś sposób pocieszająco i wstał z krzesła. – Potrzebujesz pomocy w trafieniu pod ten adres, czy dasz sobie radę? – pomachał mi przed nosem trzymaną między dwoma palcami, małą karteczką z zapisaną nazwą ulicy i numerem domu. Skąd Izaya niby wiedział, że miałem ją w kieszeni, a co ważniejsze w jaki sposób ją wyciągnął? – to obchodziło mnie dużo bardziej niż jego oferta pomocy. Ten dzieciak jest niemożliwy.
***
Zapukałem do drzwi, modląc się żeby Izaya został w aucie – jak go prosiłem, i zajął się pilnowaniem kota, którego znaleźliśmy po drodze.
Po chwili w progu stanęła uśmiechnięta blondynka.
- Cześć, ty pewnie jesteś Shizuo? Ja nazywam się Vorona, miło mi cię poznać.
- Mi również... – z wahaniem, ale uścisnąłem jej drobną dłoń. Zawsze kiedy miałem styczność z kobietami, robiłem się nerwowy, zwyczajnie się bojąc, że przez swoją siłę mógłbym niechcący zrobić im krzywdy. – Więc... mam coś zabrać, tak?
- Ah tak. Zaprowadzę cię – uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę ciągnąć w głąb domu, a następnie tylnym wyjściem przechodząc do ogrodu. Moim oczom ukazał się stos skrzyń z owocami, pewnie z sadu, który mijałem jadąc tutaj.
- Mam zabrać to wszystko? – upewniłem się, zastanawiając się po co Takashiro tyle towaru.
- Owszem... czy to dziwne? – zaśmiała się i podeszła do skrzyni, „kradnąc” jedno jabłko. – Będzie ci lżej – puściła mi oczko, na co aż się uśmiechnąłem. Wyglądała... uroczo. To słowo chyba jest odpowiednie.
- Czemu tego jest tak dużo? – spytałem, biorąc dwie skrzynie i idąc z nimi w stronę samochodu.
- Z rodzicami nie lubimy zajmować się sprzedażą, więc pan Takashiro odkupuje od nas większość zbiorów i sprzedaje je dalej, do jakiś większych zakładów – wyjaśniła, idąc parę kroków za mną.
- Rozumiem – pokiwałem głową, pakując skrzynie na tył samochodu i przy okazji podchodząc do okna, od strony pasażera, zobaczyć jak radzi sobie Izaya. – Nie nudzisz się jeszcze?
- Jeszcze nie – odpowiedział z uśmiechem, wychylając się trochę z wnętrza pojazdu. Kiedy jego wzrok padł na Voronę, nieznacznie zmarszczył brwi i cicho prychnął. Nastawienie dziewczyny też trochę się zmieniło, więc chyba za sobą nie przepadali. – Shizu-chan, zajmij się tym, czym masz, zamiast romansowaniem z tym... czymś – już chciałem zaprzeczyć, że wcale z nią nie flirtuje, ani nic, ale poczułem jak blondynka odciąga mnie od okna.
- Nie przejmuj się nim. To tylko głupi dzieciak – wyjaśniła, będąc w drodze powrotnej do ogrodu. Nie chciałem wnikać w to, co między nimi się wydarzyło, ale skoro Vorona sama zaczęła mi o tym opowiadać, stwierdziłem, że nic się nie stanie jeśli jej posłucham, a całe to przenoszenie skrzyń nie będzie takie nudne. W ten sposób dowiedziałem się, że Izaya kiedyś odbił jej chłopaka, a ona w odwecie zrobiła to samo dla Izayi. Potem rozmowa zeszła na jakieś lżejsze tematy, ale nie mogłem przestać zadawać sobie jednego pytania, które nagle wydało mi się niezwykle ważne „Kim ja tak właściwie jestem dla Izayi?”
Po załadowaniu wszystkiego i zamienieniu jeszcze kilku zdań z Voroną, wsiadłem do samochodu i spojrzałem na nadąsanego Izayę, który z wytrwałością wpatrywał się w widok za oknem.
- Powiesz mi o co ci chodzi? – spytałem, masując bolące skronie. Nie miałem już nawet siły się denerwować.
- Nie - W ten sposób zakończyła się nasza rozmowa tego dnia. Przez następne trzy godziny i cztery dni, Izaya nie odezwał się do mnie słowem, przypominając o sobie tylko wtedy, kiedy zaczynałem rozmawiać z Voroną. Z jednej strony cieszyłem się, że dał mi spokój, ale z drugiej czułem się źle z myślą, że się na mnie obraził. Chociaż nie wiedziałem dokładnie za co, próbowałem go przeprosić, ale w ostatniej chwili zawsze rezygnowałem. Te słowa po prostu nie chciały przejść mi przez gardło i jak na razie nie zanosi się na zmianę. Może to i dobrze. Przynajmniej się nie denerwuję, a co za tym idzie, nie muszę się martwić zniszczeniem czegoś. Prawie same plusy, ale skoro Izaya już towarzyszy mi w pracy mógłby się odzywać. Jednak to jego milczenie, też zaczyna działać mi na nerwy. Może przesadzałem, ale miałem wrażenie, że robi to celowo, czekając na moje „przepraszam”. Nie ma na co liczyć, nie przeproszę go choćby nie wiem co. Przynajmniej nie dzisiaj.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wydaje mi się, że tym razem z długością jest w porządku, a jak nie, to już naprawdę nie wiem Q.Q Nie napiszę niczego dłuższego bez dramatu na pierwszym planie, przepraszam x3
Następny rozdział 28. W sumie pojutrze, ale ja wstałam za dziesięć dwunasta, więc dla mnie nadal jest 25, więc no xD
Choroby to zło, mam nadzieję że już czujesz się lepiej ^^
OdpowiedzUsuńA jak ja się cieszę ze kolejny rozdział~!!!! I jeszcze pojutrze następny~!!! Ja się tam nie obrażę o zmianę godzin to mi nawet na rękę X3
A co do rozdziału.... Biedna szklaneczka wody, przez nią takie problemy XD Szkoda że Shizuo nie podniósł po prostu Izayi i nie położył się razem z nim we własnym łóżeczku no ale cóż... na takie akcje to jeszcze za wcześnie~...
Tak bardzo Izaya w tej scenie z chłopcami i uderzaniem w ścianę~! Choć no cóż myślałam ze bardziej mu się dostanie od Shizusia. Jakiegoś klapsa czy coś X3
Biedny Shizu-chan wplątany w porachunki tej dwójki XD
Awu~! Izaya jest taki uroczy jak się obraża. Jestem ciekawa który z nich pierwszy zmięknie i powie "przepraszam" choć tak w sumie Shizu-chan nie ma za co przepraszać XD no bo o z dziewczyną nie może pogadać?
Nie mogę się doczekać co dalej *W* ja już chcę czwartek... co w sumie jest niezwykłe bo to znaczy że chcę bliżej końca wakacji XD No nie ważne
Weny~!!!
Ne, ne Kanra-chan wszystko dobrze? Obiecałaś dodać rozdział 28.08 nie dodałaś do dziś.... *tak się nieśmiało upomina, ale nie chciałaby wyjść na chama, bo może stało się coś co ci uniemożliwiło zrobienie czegoś tak prozaicznego jak dodanie notki na bloga*
UsuńPamiętaj, ja wiernie czekam na wszystko ci się pojawi ;)
Łoooo Izaya strzelił focha.. hehehehehe, fajno =3=
OdpowiedzUsuńWiem, że ty nie lubisz Vorony, ale ja lubię ją widzieć z Shizuo, więc mentalnie wytknęłam Izziemu język!
(tak na marginesie nowy wygląd bloga jest zajebisty *kciuk w górze*)
Ta historia zmierza w bardzo ciekawym kierunku. W dodatku Izaya genialnie wrobił Shizuo, fajnie wiedzieć, że blondi by go uratował, gdyby ktoś chciał pobić małego shotę. Swoją drogą, zaskoczyło mnie to. Myślałam, że tamci naprawdę chcą go pobić, bo Izzy coś zbroił. Niezły zwrot akcji i słodko, że Shizuo dał się wykiwać.
W dodatku spodobała mi się ta scena "[...] podeszła do skrzyni, „kradnąc” jedno jabłko. – Będzie ci lżej – puściła mi oczko, na co aż się uśmiechnąłem." Mam chyba jakiś fetysz na Voronę. W ogóle mam fetysz na Shizuo z kobietami, bo ostatnio coraz częściej o tym myślę...
No! Tak czy inaczej, podobało mi się i czekam na więcej. Tak właściwie to przeczytałam ten rozdział już wcześniej, ale dopiero teraz wzięłam się za komentarz, bo doszłam do wniosku, że wychodzą lepsze, kiedy naprawdę mam ochotę na pisanie ich.
Weny~
Wybacz, za opóźnienie, w komentowaniu, ale w ostatnich dniach nie mogłam sobie utorować drogi do komputera + dzisiaj będzie trochę krócej ._.
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci współczuję...chorować, na koniec wakacji... boże, to jak najgorsza z kar zesłana z samego dna piekła q.q mam nadzieję, że już Ci lepiej :)
A co do rozdziału~
Rety, rety, to sie staje coraz ciekawsze i z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba x3 I mimo, że chciałabym już więcej, to dobrze, że akcja rozwija się stopniowo, przez co z niecierpliwością czekam, na każdą notkę, i całe szczęście mam bliżej do następnego dzięki mojemu spóźnialstwu xd
Życzę weny, zdrowia i czekam na kontynuację ^^
Ps. Świetny wygląd bloga :D i nie wiem, czy to coś z moim komputerem/internetem (wysoce prawdopodobne, że tak, bo nie ma dnia, żeby coś się nie schrzaniło) ale nie mogę dodawać reakcji do posta...
Boże kocham Izayę i Shizuo i wgl wszystko kocham. Taak! Kocham wszystkich ludzi~! *o* I'm Izaya's. :P
OdpowiedzUsuńJpr~! Ale zajechało angielszczyzną -.- No dobra, przejdźmy do sedna. Świetne to opowiadanie, bardzo mi się podoba, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału....eee znaczy jutra, bo dzisiaj już nie dam rady raczej nic przeczytać, a następny rozdział jest już wstawiony więc..helouuu~!
Taak~! Nie ma to jak moje myślenie. Facking logic -.- (nawet nie umiem tego napisać o.o)
Boże, bo już zaczynam przynudzać o swoim marnym życiu :P
Pozdrawiam i dobranoc <3