sobota, 13 września 2014

Shizaya - "Mozaik Role" - song-fick


 Dzieeeń-Dobry wieczór~. Dzisiaj song-fick, a piąty rozdział będzie niebawem, bo jednak stwierdziłam, że nie będę wredną suką i nie przełożę tego na następne wakacje(czyt. kiedy siedziała pod przedszkolem jakoś tak naszło ją na dokończenie opowiadania). Dziękuję za głosy oddane w ankiecie, bo skoro już teraz mamy raczej jasną sytuację, to powoli mogę brać się do pracy ^.-. Oczywiście można dalej głosować(mniej więcej do końca miesiąca) :3. Co do wpisów, nie wiem co ile będą się pojawiać, bo mi z 4 dni zajmują poprawki, a samo napisanie dwa razy dłużej. Do tego zawsze znajdzie się coś innego, co mnie przyciągnie, jak np. ukradnięcie wszystkich kartek z lasu Slendiego, albo nauka obsługi Sai'a ;3; Zawsze, zawsze wpadnie mi do głowy coś niepożądanego i nie mogę się skupić na pisaniu >.<
 Jeżeli chcecie, piszcie co tam u Was, jak w szkole, podawajcie pomysły na pozbycie się nauczycieli etc. :3
 Piosenka <KLIK>

Mozaik Role


                                                               Pewne słowa cię przebiły,
Określiłabym płyn wypływający z rany jako miłość.


               - Och, no co ty nie powiesz... -                                                   - Umiesz tylko gadać -
                                                                                 - Pomijając to, jak nudny się zrobiłeś - 
     - Chyba zdążyłem na powrót cię znienawidzić -
                                                                             
                                                                                                            - Zgiń -

 Dawno nie usłyszałem od ciebie tych słów. Chociaż kłócimy się prawie codziennie, do tej pory jeszcze nigdy tego nie powiedziałeś. To pierwszy raz odkąd jesteśmy razem. „Razem”, och jak to paradoksalnie brzmi. Przez to nasze „Razem”, sytuacja między nami jedynie się pogorszyła.

 Zatrzaskujesz za sobą drzwi, co tylko oznacza, że po raz kolejny opuszczasz nasze mieszkanie. Tak, nasze od czasu kiedy po kłótni z rodzicami, w środku nocy stanąłeś przed moimi drzwiami ze spakowaną walizką i po prostu oznajmiłeś, że się wprowadzasz. Nie miałem nic przeciwko, w końcu mi zależało. Mieszkaliśmy razem i w sumie nie było źle. Dogadywaliśmy się jako ludzie, jako para, ale cóż, nic nie jest „na zawsze”. Z czasem to zaczęło być nudne. Przytłaczająca rutyna spokojnych dni.

 Nie podobało ci się też to, co robiłem. Moje interesy z yakuzą, mieszanie ludziom w życiach. Raz nawet oskarżyłeś mnie o romans. Miałem wtedy ochotę roześmiać się i kazać ci się wynosić, ale jednak tego nie zrobiłem. Dążyłem do obalenia tych zarzutów, żeby tylko odzyskać twoje zaufanie, które teraz okazuje się być mi całkowicie zbędne. Już nie powstrzymuję się podczas codziennych kłótni. Jest prawie jak dawniej, z tą różnicą, że teraz walczą kochankowie, nie wrogowie. Dzisiaj chyba przesadziłem. Wydaje mi się, że pewne słowa cię przebiły. Nie zdziwiłbym się gdybyś tym razem nie wrócił. Tak może byłoby lepiej. Z pewnością łatwiej.
 Wiesz Shizu-chan, określiłbym płyn wypływający z rany jako miłość. Za każdym razem kiedy się ranimy zostaje jej coraz mniej. Co będzie gdy całkowicie jej się pozbędziemy? Co wtedy nam zostanie?
  Spokojne dni, stały się dość burzliwe.


Brak współczucia i seks bez emocji
Wydają się idealnie opisywać nieprzyjemny związek pomiędzy nami.


 Przewracam się z boku na bok, od paru ładnych godzin usilnie próbując zasnąć. Na elektronicznym zegarku stojącym na szafce nocnej wybiła już trzecia. Mimo tak później pory nadal nie wróciłeś do domu. Chyba powinienem się martwić, ale jakoś nie umiem. Jeżeli coś ci się stanie, będzie to tylko  twoja wina. Ja przecież nie kazałem ci włóczyć się po nocy. Myślę, że byłbym całkiem zadowolony, gdyby ktoś na cię na przykład postrzelił, dał ci nauczkę. W sumie byłbym skłonny do wynajęcia takiej osoby, byle się odegrać.

 Liczba na zegarku znowu się zmienia i po kolejnej godzinie w końcu czuję, że zaczynam zasypiać. Przesuwam się na miejsce zwykle zajmowane przez ciebie i chociaż ostatnio wszystko między nami się sypie, twój zapach nadal jest tym, co pomaga mi zasnąć.

 Mój sen nie trwa długo, bo już po trzech godzinach dźwięk budzika roznosi się po pokoju, informując, że czas do szkoły. Z cichym warknięciem wyłączam go i odrzucam telefon gdzieś w bok. Dzisiaj naprawdę bardzo nie chce mi się wstawać.

 Czuję jak materac ugina się pod ciężarem twojego ciała, ale mimo to nie otwieram oczu. Udaję, że nadal śpię, po prostu chcąc uniknąć konfrontacji.

 Z zadziwiającą czułością głaszczesz mnie po policzku, chwilę później w ten sam, delikatny sposób, całujesz mnie w usta. Tylko przez krótki moment, ale właśnie przez to chcę zapytać „Dlaczego?”. Nie rozumiem. Czemu tak nagle zebrało ci się na czułości?

 - Izaya – cicho szepczesz moje imię, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Dawno nie słyszałem u ciebie takiego tonu. – Wstawaj. Niedługo zaczynają się lekcje.

 Otwieram oczy, udając, że dopiero teraz się obudziłem. Patrzę na ciebie przez chwilę, po czym podnoszę się do siadu. Chcę zapytać gdzie byłeś przez całą noc, ale w ostateczności rezygnuje, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie interesuje mnie to.

 - Dzięki – mówię, oczywiście mając na myśli obudzenie mnie i zwlekam się z łóżka.

 Wchodzę do łazienki, zrzucając z siebie ubranie i nogą zatrzaskuję drzwi. Kiedy przechodzę obok wielkiego lustra na chwilę się zatrzymuję, żeby móc dokładniej się sobie przyjrzeć. Na mojej szyi i ramionach widnieją ślady po ugryzieniach z małej „potyczki”, którą stoczyliśmy dwa dni temu. Dwa dni temu... to nie było już to co kiedyś. Brak współczucia i seks bez emocji wydają się idealnie opisywać nieprzyjemny związek pomiędzy nami. Między nami nie ma już praktycznie niczego wartościowego, a mimo tego ja nadal chcę cię mieć przy sobie. Nie wiem tylko czemu.

  Po prysznicu, już ubrany schodzę do kuchni, gdzie na mnie czekasz. Daje ci buziaka w policzek, tak na „Dzień dobry”. W końcu kiedy  ty się witałeś, jeszcze spałem, więc nie mogę o tym wiedzieć. W tym pocałunku nie ma już ani odrobiny jakichkolwiek uczuć. Jest tylko częścią rutyny.

 Siadam po drugiej stronie stołu i w ciszy zabieram się za jedzenie lekko rozmokłych płatków.

 Siedzimy w całkowitej ciszy, nawet na siebie nie patrząc. Czuję potrzebę odezwania się, ale uświadamiam sobie, że nie mam o czym mówić. Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, a mi już nie chce się udawać, że jest inaczej. Podejrzewam, że myślisz podobnie.

***

 Do szkoły idziemy razem, jednak zaraz po wejściu na jej teren rozchodzimy się w swoje strony i przez kilka godzin nie mamy ze sobą kontaktu. W pewnym sensie cię unikam, chcąc chociaż trochę odpocząć.
 Spotykamy się dopiero w czasie lanchu, ale nie gramy przyjaciół za których wszyscy nas mają, odkąd się pogodziliśmy. Udajemy, że się nie widzimy, jakby jedno spojrzenie mogło utwierdzić nas w narastającej między nami niechęci.
 Podczas gdy ty starasz się cierpliwie znosić gadanie Shinry, ja zajmuję miejsce obok Kadoty i układam głowę na jego kolanach. Ukradkiem posyłasz mi wkurzone spojrzenie, ale mam gdzieś jak się właśnie czujesz. Zraniony, zły, zazdrosny? Bardzo dobrze! Możesz mi dostarczyć chociaż odrobiny rozrywki w postaci swoich naiwnych uczuć. Mógłbyś wpaść w szał, mógłbyś zacząć na mnie krzyczeć i powiedzieć, że mnie zabijesz, jeżeli będę się zachowywał w ten sposób. Mógłbyś okazać swoją zazdrość we właściwym momencie, bo potrzebuję dowodu, że jeszcze ci zależy. Mógłbyś czasami przestać być takim potworem i pomyśleć, zastanowić się  nas tym jak się czuję. Przestać patrzeć na mnie jak na źródło wszelkich kłopotów i poszukać winy również w sobie. Do cholery, to nie takie trudne. Dlaczego ty zawsze o wszystko obwiniasz mnie? Ja jestem winny rozpadowi tego związku?

Mówisz rzeczy jak "Ale nadal Cię kocham..."
Czy nie jest w porządku stwierdzić, że BYŁYŚMY zakochane?
Więź, przez którą nie możemy się dotknąć.
Czy nie jest tym, co nazywają "przeznaczeniem"?
To tylko pewien znikający świat miłości.


 Po skończonych zajęciach nie wytrzymujesz moich drobnych, ale ciągłych prowokacji i przypierasz mnie do ściany w niemal już pustej szatni. Kilka pozostałych osób posyła nam zdziwione spojrzenia, ale najwyraźniej wszyscy uznają to za powrót naszych dawnych zwyczajów i jak najszybciej opuszczają pomieszczenie.

  - Co ty odpierdalasz? Już zapomniałeś o swoich obietnicach? - warczysz, zaciskając dłoń na mojej ręce, nie biorąc pod uwagę możliwości, że może mnie to boleć.

 Uśmiecham się rozbawiony, na wspomnienie "obietnic", które najwyraźniej złamałem. Miałem nie robić niczego co mogłoby podchodzić pod magiczne słowo "zdrada", ale skąd miałem wiedzieć, że dla ciebie nawet przytulanie się do przyjaciół nią jest? Dobra, może i wiedziałem, ale za bardzo chciałem cię sprowokować i trochę się zapędziłem.
 Pewnie teraz nie powinienem tego mówić, ale...

 - Naprawdę w nie uwierzyłeś? Jesteś jeszcze głupszy niż podejrzewałem. - ...po prostu nie mogę się powstrzymać.

 Złość, ból, rozczarowanie, widoczne w twoich oczach - satysfakcjonują mnie. Nie zdajesz sobie sprawy, że moja wredność jest zamierzona, nie widzisz moich manipulacji, które mają cię zmusić do skupienia uwagi tylko na mnie. Może nie do końca o to mi chodzi; wolałbym żebyś okazywał mi zainteresowanie z własnej woli, ale przynajmniej przez chwilę mogę mieć wrażenie, że między nami zostało jeszcze trochę "miłości".
 - Porozmawiamy o tym w domu.

 Mówisz rzeczy jak: „Ale nadal Cię kocham...”, lecz czy to nie jest tylko bezsensownym trzymaniem się przeszłości? W taki właśnie sposób zmierzamy do samozagłady. A czy nie jest w porządku stwierdzić, że BYLIŚMY zakochani? Czemu żaden z nas nie chce tego przyznać? Kto jest zbyt uparty i chce dalej walczyć na przegranej wojnie, a kto zbyt boi się jej zakończenia? Boję się jak będzie wyglądać moje życie, kiedy opuścisz pole bitwy. Nawet jeśli ten związek jest toksyczny i z każdym dniem powoli nas wykańcza, nie chcę go zakończyć. Koniec oznacza zbyt wiele niewiadomych, a ja nienawidzę się z nimi mierzyć.

 Dzisiaj chyba zrezygnuję z powrotu do domu, nie mam siły na kolejną rozmowę, która na pewno zakończy się awanturą.

 Więź, przez którą nie możemy się dotknąć, czy nie jest tym co nazywają przeznaczeniem? Czy to nie właściwa kolej rzeczy? Ekscytacja i inne co nami kierowało, już dawno zmieniło się w nudę. Nie ciągnie nas do siebie jak kiedyś. Nasze gonitwy nie mają już miejsca, kłótnie i przedrzeźnianie nie przynoszą mi już radości, a jedynie zirytowanie i poczucie przegranej. Nie nienawidzę cię, ale i też nie kocham. Bez nienawiści nie mogę cię kochać, to niemożliwe. To przed nami, to tylko pewien znikający świat miłości. Już niedługo przestanie istnieć i staniemy się dla siebie jak obcy ludzie. Nie wierzę, że moglibyśmy powrócić do dawnych nas, a na przyjaźń się nie nadajemy. Bez tego co określa się „Nienawiścią”, bądź „Miłością”, my wspólnie nie istniejemy. Nie zadowoli nas tak proste uczucie jak „Przyjaźń”, bo nie ma w nim pasji, której obaj potrzebujemy. Czy my w ogóle kiedyś mieliśmy szansę na bycie razem, czy tylko ślepo daliśmy się ponieść zauroczeniu? Gdyby ktoś mi powiedział, że finał będzie tak wyglądać, zabiłbym cię zanim zdążył bym się w tobie zakochać. Żałuję, że cię pokochałem, bo teraz nie mogę odróżnić miłości od przywiązania.

W ostatnich dniach naszego związku, miałam cię dość.
Nie wiedząc, czy to miłość czy pożądanie,
Nie wiem jak nazwać ten związek, który zamierzam zakończyć.

 Siedzę na swoim obrotowym fotelu z kubkiem gorącej kawy w ręku i kilkoma kartkami z informacjami w drugiej. Mamy weekend, więc pewnie nie zobaczę cię przed południem. Zawsze się lenisz, twierdząc, że po całym tygodniu jesteś zmęczony. Jakbym ja nie był. Też chodzę do szkoły i pracuję, a mimo tego jakoś nie mam problemów z wstaniem o przyzwoitej godzinie bez marudzenia. Prycham cicho pod nosem na twoje podejście do większości spraw, jestem podirytowany samym myśleniem o tobie.

 Upijam łyk kawy i zaglądam do w połowie pełnego, lub pustego kubka. Kto w tym związku jest większym pesymistą? Sami wynajdujemy sobie powody do kłótni, czy po prostu wykrzykujemy sobie to, co kiedyś zostało przemilczane? Myślę, że te pytania nie są takie istotne, ponieważ w „ostatnich dniach” naszego związku, mam Cię dość. Jak wiele „ostatnich dni” jeszcze minie, zanim zdecydujemy się na ten ostatni krok? Czym do cholery jest łącząca nas nić, która nie pozwala mi odejść?
 Nie wiedząc, czy to miłość czy pożądanie, nie wiem jak nazwać ten związek, który zamierzam zakończyć.


Brak współczucia i seks bez emocji
Wydają się idealnie opisywać nieprzyjemny związek pomiędzy nami.
Ale to nadal w porządku.

  Brak współczucia i seks bez emocji, wydają się idealnie opisywać nieprzyjemny związek pomiędzy nami. – Zdaję sobie sprawę z tego jak to wygląda, ale...

"Ale to nadal w porządku" - powtarzanie tego jest zwyczajnie głupie. Jestem mistrzem w oszukiwaniu i manipulowaniu, ale nie sądzę, żebym był w stanie omotać kłamstwami samego siebie. Wśród otaczających mnie rzeczy nie ma takiej, która byłaby „w porządku”.

 Kiedy wracasz do mieszkania, wychodzę ci naprzeciw, wydawało mi się – zdecydowany na powiedzenie tych dwóch słów „To koniec”, ale nie opuszczają one moich ust. Staję oparty o ścianę i patrzę jak zdejmujesz kurtkę.  Ogłuszająca cisza znowu wypełnia przestrzeń między nami, powodując u mnie mdłości. Jestem zdenerwowany i mam dość ciągłego milczenia, omijania kłopotliwego tematu, oraz po raz pierwszy widzę jak to jest mieć dość kłamstw. Mam dość własnych kłamstw.

 - Shizu-chan, zdaje się, że musimy porozmawiać – zaczynam trochę inaczej niż zamierzałem. Nienawidzę przeciągać niewygodnych spraw, a ta bez wątpienia do takich należy.

 - Nie musimy – wzdychasz i podchodzisz do mnie, w niemal czułym geście przeczesując palcami moje włosy. – Wyprowadzę się – oznajmiasz i chociaż znaczy to „koniec”, jakoś nie czuję się lepiej.

 - Ale wiesz, że to równoznaczne z zerwaniem?

 Przytakujesz, a ja lekko się uśmiecham. W porządku. – Miło było, Shizu-chan – śmieję się cicho, ale brzmi to zbyt sztucznie. Wymijasz mnie i idziesz po swoje rzeczy. Wreszcie ruszyliśmy z miejsca, jednak... czy idziemy w dobrą stronę? Nie kocham cię, a jednak nie chcę iść dalej. Po tak długim czasie z tobą, nie wiem czy będę umiał znowu przywyknąć do samotności.

Przypuszczam, że byłyśmy zakochane,
Ponieważ trzymałyśmy się siebie i ze sobą walczyłyśmy.
Czy nie jest w porządku po prostu mnie zabić
od kiedy naprawdę czuję do ciebie niechęć?
Czy nie jest w porządku stwierdzić, że BYŁYŚMY zakochane?

 Nasze uczucia nie były kłamstwem. Czemu to kontynuowaliśmy? Przypuszczam, że byliśmy zakochani, ponieważ trzymaliśmy się siebie i ze sobą walczyliśmy. Walczyliśmy, by nie musieć się siebie puścić, w momencie kiedy wszystko się kończy nawet walka między sobą wydawała się dobra, bo w jakiś sposób nas łączyła. Ale to było bezcelowe i egoistyczne. Nie mogliśmy tego uratować, nawet nie wiedzieliśmy jak. Wiąż tylko obdarowywaliśmy się kąśliwymi uwagami, żeby chwilę później powiedzieć bezwartościowe „przepraszam”. 

 Gdybym cię teraz zapytał „Czy nie jest w porządku po prostu mnie zabić?", co bym usłyszał? Oczywiście, zapytałbym jedynie z ciekawości i może żeby trochę cię rozdrażnić. Nie jestem osobą, która chciałaby umierać z powodu tak błahej sprawy. Ponawiając moje dawne pytanie „Czy nie jest w porządku stwierdzić, że BYLIŚMY zakochani?” – to w stu procentach w porządku. My byliśmy zakochani, już nie jesteśmy i nie będziemy nawet jeżeli bardzo byśmy chcieli. Nie poczujemy do siebie już tego co kiedyś. Teraz... czuję do ciebie coś innego.

 Puste mieszkanie wcale nie jest takie złe, czuję się w nim zaskakująco dobrze. Wreszcie nie jestem niczym ograniczany. Teraz w pełni widzę jak bardzo mi ciążyłeś.

 Hej, Shizu-chan, czy wiesz od kiedy naprawdę czuję do ciebie niechęć? Od kiedy czuję niechęć do wszystkiego co mi o tobie przypomina, do każdej wzmianki w rozmowie wiążącej się z tobą? Dosłownie do wszystkiego co mogłoby się z tobą w jakiś sposób łączyć.



Więź, przez którą nie możemy się dotknąć.
Czy nie jest tym, co nazywają "przeznaczeniem"?
To tylko pewien znikający świat miłości.

Zakończenie roku obeszło się bez większego zamieszania. Jasne, wszyscy byli podekscytowani, ale właśnie za to kocham swoich ludzi. Tak otwarcie pokazują emocje, nie mają przede mną żadnych tajemnic. Widząc cię na apelu, odwróciłem wzrok, udając, że jestem zainteresowany rozmową z innymi. Kątem oka na ciebie zerkałem, ale nie podszedłem choćby na krok. Czułem się lepiej zachowując pewną odległość. Jedną z rzeczy, których chciałem uniknąć było stanąć obok ciebie i gdyby Shinra nie zaciągnął nas do wspólnego zdjęcia, udałoby się.

 Więź, przez którą nie możemy się dotknąć, sprawia, że z trudem wytrzymujemy te kilka sekund obok siebie. W końcu zdjęcie zostaje zrobione i z niemal odrazą odsuwamy się na większą odległość.
 To zdjęcia prawdopodobnie będzie ostatnim, na którym jesteśmy całą czwórką i stoję tak blisko Shizu-chana. Inaczej wyobrażałem sobie ten dzień, ale coś poszło bardzo nie tak. Taki przebieg wydarzeń, czy nie jest tym, co nazywają „przeznaczeniem”?
 Nienawidziliśmy się, ale byliśmy ze sobą, bo w jakiś sposób nienawiść zmieniła się w miłość, a teraz... teraz niewiele mogę powiedzieć, ponieważ sądzę, że nie jestem już tobą zainteresowany, bardziej niż innymi.
Ale tak jest w porządku. To tylko pewien znikający świat miłości. Shizu-chan stał się jednym z moich ludzi.

Edit: Ładny obrazek zrobiony przez jakiegoś mądrego człowieka pod filmik piosenki =3=

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Mozaik Role" jest pierwszą częścią  mini serii o rozstaniach, która będzie się składać z jednostrzałowców(planowane trzy :3). Nie mam pojęcia jak to wyjdzie, niby jakiś zamysł mam, ale z wykonaniem pewnie będzie gorzej xD Mimo tego jestem pozytywnej myśli o^o (wcale nie ;3;)
 Miłego~~ :*



3 komentarze:

  1. To było śliczne. Aż mi się łezka zakręciła w paczatałce. Będę z zniecierpliwieniem czekała na resztę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Seria o rozstaniach.... i wiem, że już będę ryczeć Q.Q
    Somg-fick napisany genialnie, jak zwykle z resztą *^*, ale i tak miałam jakąś taką cichutką nadzieję ze na tym zdjęciu Shizu-chan rzuci sie na Izayę :c Tak wiem, niemożliwe, ale bardzo bym chciała żeby się jednak zeszli... tak samo nie mogę przeżyć tego tekstu o Shizusiu dołączającym do ludzi... to brzmiało ( i pewnie miało tak zabrzmieć) jakby Izaya z niego zrezygnował Q.Q nie lubię sad-end'ów ale cóż.... piszesz wspaniale więc nawet pomimo tego że seria zapowiada się smutno nie mogę się doczekać kolejnej jej części ^^ tak btw. jestem ciekawa czy każda notka będzie o innym paringu czy wszystkie o Shizayi.
    Zapał do nowej części "Dziecinność jest pojęciem względnym" trochę mi oklapł po takim smutnym ficku... zwłaszcza, że to już końcówka tego opowiadania ale... to mi zaraz minie i znów będę wiernie czekać co dalej :3
    Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Heej~! Dobra zacznę od pozbycia się nauczycieli. :) No, więc ja i moja kumpela miałyśmy świetny pomysł. Chodziłyśmy po wszystkich salach i ubikacjach, zapalałyśmy i odkręcałyśmy wodę tylko po to, żeby szkoła zbankrutowała :3 Ach~! Te podstawówkowe czasy. Czasami chciałoby się do nich wrócić. ;-;
    Co do tekstu...to takie smutne ;-; Izaya ty mendo społeczna~! Jak mogłeś~! ;-; Wolę żeby Shizuś był twoim potworkiem i żebyś go kochał, a nie żeby był jednym z twoich ludzi i był dla ciebie bez wartościowy ;-; Jak możesz tak mnie ranić.
    Oto były przemyślenia głupiego człowieka XD
    Pozdrawiam i życzę weny~!
    Ps. Taak~! W końcu przeczytałam całego bloga~! XD Chyba :)
    Pps. Coś widzę, że od dłuższego czasu nic nie dodałaś ;-; Będę płakać. ;-;
    No, ale nie przedłużam :) Idę się uczuć geografii -.- Boże (tu czytaj. Izaya) daj mi siłę ;-;

    OdpowiedzUsuń