Kolejny ff na podstawie dj :3 tym razem Aberrance <KLIK>
Miałam w planach dodać coś innego, ale moje plany są jak u małego dziecka, które mówi, że kiedy dorośnie zostanie księżniczką, koniec końców jest to. Postacie, podobnie jak w dj są OC, ponieważ pisząc nie chciałam zmieniać charakterów jakie nadała im autorka komiksu :3 Mimo tego mam nadzieję, że się spodoba~
~~~~~~~~~~~~~~~
Betę przeprowadziła Miszu w stanie nietrzeźwym~ Dziękuję :3 Chyba...
~~~~~~~~~~~~~~~
"Aberrance"
Tamtego dnia pierwszy raz osobiście spotkałem Shizuo Heiwajime. Z samych opowieści Shinry wiedziałem, że jest kimś niesamowitym. Kimś wartym mojej uwagi. Kiedy stanąłem na przeciwko niego poczułem się dziwnie niepewnie. Jak nigdy wcześniej. On był pierwszą osobą w całym moim życiu, która samą swoją obecnością potrafiła wywołać we mnie tyle emocji. Tyle negatywnych emocji. Znienawidziłem go za to od razu. Nikt nie powinien móc sprawić, że choć w najmniejszym stopniu stracę kontrolę. Ale chociaż się zawahałem, chciałem mieć go blisko siebie. Chciałem wiedzieć o nim absolutnie wszystko. A moja fascynacja nim... przez nią go pokochałem i jednocześnie znienawidziłem przez uczucie którego był sprawcą. Szczerze nienawidzę Shizuo Heiwajimy za to, że śmiał mnie w sobie rozkochać i zostawić! Za to, że jest tak wyjątkowy. Ludzie nie mogą tacy być. Jeżeli są tacy jak on, po prostu nie można ich nazywać ludźmi.
- Cześć, jestem Orihara Izaya. Miło cię poznać. - moje przedstawienie się było tak banalne. Wzorowane całkowicie na schematach. Ludzie zawsze mówią coś w stylu "miło cię poznać", nie? Nie wiadomo dlaczego, ale tak mówią. Ja też się tym pokierowałem. Nie wiedziałem jak inaczej miałbym się do niego odezwać i nie wyjść na dupka, za którego wszyscy mnie uważali. Ale chociaż zrobiłem to w ten sam nudny sposób co wszyscy inni ludzie, on nie dał się nabrać. Może po prostu już o mnie słyszał, a może to instynkt go ostrzegł.
Minął mnie, warcząc w odpowiedzi trzy krótkie słowa. Z jakiegoś powodu wywołały uśmiech na mojej twarzy. Dlaczego tak? Przecież powiedział coś co określa się słowem "przykre". A ja miałem ochotę się śmiać. Wyśmiać wszystkich otaczających mnie ludzi. Wyśmiać ich słabe uczucia. Ich niezdolność do stania się ideałem. To mnie dusiło. Miałem wrażenie, że ktoś zabrał mi całe powietrze z płuc, ale nie mogłem przestać się uśmiechać. Dlaczego ten uśmiech tak bolał?
- Obudziłeś się wreszcie? - uchyliłem powieki i zaspany spojrzałem na postawioną przede mną filiżankę z kawą. Po chwili przeniosłem z niej wzrok na Namie, najwyraźniej niezbyt zadowoloną z faktu, że znowu zasnąłem w pracy. Cicho westchnąłem i usiadłem wyprostowany.
- Znowu miałem ten głupi sen - cicho się zaśmiałem, ale w sekundę później mój śmiech się urwał. Zmrużyłem oczy i wykrzywiłem usta w niezadowolonym grymasie. Czemu nie potrafiłem się śmiać z czegoś, co przecież mnie bawiło! To było tak cholernie głupie i zabawne!
Zamknąłem oczy i okręciłem się na krześle, a kiedy znowu je otworzyłem na moje usta wkradł się zadowolony uśmieszek.
- Namie-san dlaczego nie posegregowałaś tych dokumentów~~? - wskazałem na stos papierów, leżących na brzegu biurka. Chciałem posłuchać jej tłumaczeń, ale niestety - ona nie jest osobą, którą łatwo zestresować. Spojrzała od niechcenia najpierw na mnie, później na dokumenty i wznowiła wykonywanie przerwanej czynności.
- Kazałeś mi tego nie ruszać i powiedziałeś, że sam się tym zajmiesz - uniosłem lekko brwi, zdziwiony jej oświadczeniem. Nie pamiętałem żebym tak mówił. Hehe. Postukałem się długopisem w czoło i cicho zachichotałem. Prawie zabawne.
- Taa, całkiem zapomniałem – przyznałem, odchylając się trochę do tyłu.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz – powiedziała i chcąc nie chcąc musiałem przyznać, że ma rację. Ostatnio byłem dość rozdrażniony przez sny wiążące się z moją przeszłością.
- Cóż, starość nie radość~. Wiesz Namie-san, mówi się, że im człowiek starszy, tym więcej śni o swojej przeszłości. Nie spodziewałem się, że może to być takie kłopotliwe~. Ach~ A mi się ciągle wydaje, że mam te 21lat~☆ Muszę z tym skończyć~
- Yhm.
- Namie-san, jesteś naprawdę nudnym rozmówcą – westchnąłem i wstałem od biurka, następnie kierując się w stronę drzwi.
***
Szedłem ulicą, pełną moich ukochanych ludzi i patrząc na nich, nie umiałem ukryć obrzydzenia. Byłem w naprawdę podłym nastroju. Nie dość, że przeszłość nęka mnie w snach, to i nie wszystkie sprawy idą po mojej myśli. Doprawdy. Ludzie chyba mają jakiś bezsensowny nawyk związany z udowadnianiem innym jak zawodni są. Nie dziwiło mnie to, dawno nauczyłem się zasad gry żywymi figurami – nigdy nie wolno być niczego w 100% pewnym. Ta wiedza nie wpływa jednak na moje samopoczucie, kiedy ktoś swoim marnym istnieniem postanowi pokomplikować mi plany. Prawda, że często takie nieposłuszne jednostki sprawiają mi dużo frajdy, ale jeżeli są nazbyt uparte, stają się raczej denerwujące. Cel do odstrzału.
Westchnąłem cicho, wyciągając z kieszeni telefon i spojrzałem na ekranik. Sytuacja naprawdę się pokomplikowała i prawdę mówiąc, wolałbym teraz nie wracać do Ikebukuro. O wiele prościej i przyjemniej byłoby zrzucić poukładanie wszystkiego na kogoś innego. Szkoda, że tym razem nie ma nikogo takiego. Wygląda na to, że sam będę musiał dopilnować żeby wydarzenia na powrót wróciły na odpowiedni tor. Kto wie? Może wyciągnę z tego jakieś dodatkowe korzyści.
No... Póki co lepiej, żebym przygotował się na najgorsze. W sytuacjach tego typu, kiedy przez twoje manipulacje dwie mafie zaczęły ze sobą toczyć wojnę, trzeba przygotować się na każdą ewentualność. Również taką, że w każdej chwili możesz zostać zastrzelony przez jakiegoś płatnego mordercę. Lepiej dla mnie, jeżeli szybko wymyślę jakiś plan, który pozwoli mi się wywinąć z zamieszania i nie ucierpieć. Znajdę jakiegoś idiotę i zwalę winę na niego. Najwyżej , będzie dużo trupów... Bezwartościowych trupów! W końcu to jedynie moje pionki. Jeżeli któryś zostanie zbity, na jego miejsce wejdzie kolejny. To proste.
Zachichotałem widząc wpis na czacie dollarsów, informujący o wysadzeniu przez kogoś budynku, w którym miało znajdować się około 300osób. Będę musiał później sprawdzić tą informację. Śledziłem rozmowę jeszcze przez chwilę, do czasu, kiedy mojej uwagi nie zwróciło coś innego.
Zatrzymałem się i spojrzałem w stronę z której dobiegał ten ohydnie szczęśliwy śmiech. Moi ulubieńcy z Rairy wyglądali na takich szczęśliwych. Ich uśmiechnięte twarze... tacy beztroscy. Tacy... odrażający. Dlaczego dzisiaj moi ukochani ludzie wydają mi się tacy obrzydliwi?
Ludzie...
Tak głupio się śmieją. Jakim prawem... Jakim prawem oni zachowują się w ten sposób?! Wykrzywiłem usta w grymasie odrazy. Co w ich życiu takiego wspaniałego? Co takiego w nim widzą, że są tacy szczęśliwi?
Zaślepienie....
Miłość...
Są tacy żałośni. Zadowalają się tak prostymi rzeczami jak obecność drugiej osoby. Jak mogą być tak ślepi i cieszyć się z bliskości drugiego człowieka? Istoty tak samo zawodnej jak oni sami. To takie bezsensowne. Wszyscy, których tak bardzo kocham są tylko powielającymi się błędami.
Ludzie... Miłość...
Zaślepienie...
Obrzydzenie... Zazdrość...
Mój oddech stał się odrobinę cięższy. Znów poczułem ten dziwny uścisk w gardle. Tak bardzo tego nienawidziłem. Nienawidziłem tego uczucia, do którego określenia byłem niezdolny.
Naprawdę nie mogłem pojąć... Dlaczego są tacy szczęśliwi?
Czemu bez mojej pomocy nie umieją właściwie żyć?! Naprawdę za każdym razem muszę pokazywać im właściwą drogę? Czy nie mogą zrozumieć, że po prostu powinni... oni powinni...
Powinni zaciekle nienawidzić! Wywrzeszczeć całą swoją wściekłość! Spaczone uczucia! To wszystko co sprawia, że są wybrakowani! Gardzić każdą swoją słabością! Nienawidzić siebie i innych. Skoro i tak nie umieją pojąć idei prawdziwej miłości. Skoro i tak nie umieją panować nad swoimi uczuciami.
Niech po prostu zginą. Żywi, czy martwi – nie przestanę ich kochać.
Śmierć...
Tak! Dokładnie! Jeśli już chcą żyć, to powinni być bardziej jak Shizu-chan! Wściekli! Odpychający! Nienawistni! Powinni umieć się wyrażać! Pokazywać co czują! Robić na co mają ochotę! Łamać prawo, nie przejmować się konsekwencjami! Powinni być tak nieprzewidywalni jak Shizuś!
A może...
Na moje usta wstąpił psychopatyczny uśmiech, tak cudownie obrazujący mój obecny stan.
...jeszcze bardziej?
Shizu-chan jest tak piękny, jak i odpychający, gdy w swojej wściekłości próbuje mnie zabić! Po prostu nie ma nic piękniejszego na świecie! Bo co można by porównać z miastem zniszczonym przez jednego, no robiąc wyjątek, powiedzmy człowieka?!
Nic! Nie ma nic takiego!
Co to miało być... taka obrzydliwa twarz! Zupełnie jakby zaraz miał się rozpłakać! Ludzkie zachowanie u potwora?! Jakie to śmieszne! Niedorzeczne! Ale mimo to, jestem pewien, że się nie mylę.
Tak... to było właśnie wtedy. Właśnie tamtego dnia, pierwszy i ostatni raz, odczułem tak wielki ból. Tak bardzo bolało... Sposób w jaki na mnie patrzył... To jego spojrzenie... Przez niego poczułem się dziwnie. Poczułem się... winny? Czy tak to powinienem nazwać? Czy ten piekielny uścisk w klatce piersiowej, to właśnie wyrzuty sumienia? Uścisk porównywalny do uczucia, jakby ktoś wydzierał mi serce! Wszystko przez niego! Chciałem krzyczeć! Chciałem wykrzyczeć mu wszystko. Kazać przestać! Chciałem, żeby umarł! Moja nienawiść w tamtym momencie była nieporównywalna. Dlaczego to właśnie on, ten, którego nienawidzę, musiał wywoływać u mnie tak wiele emocji?! Ból, który nie miał nic wspólnego ze złamanymi kośćmi czy siniakami! To było niesamowite!
- To było... najwspanialsze uczucie na świecie! – wciąż zanosząc się głośnym śmiechem zrobiłem kilka kroków w głąb bocznej uliczki. Do tej pory często się zastanawiam co takiego wtedy wywołało u Shizu-chana takie nastawienie. Tylko i wyłącznie wtedy. Bez względu na to, co później zrobiłem, Shizu-chan już nigdy tak na mnie nie spojrzał. Już nigdy nie było dane mi go takiego zobaczyć. Już nigdy nie uczynił mi tego zaszczytu.
- Czy ty w ten sposób chcesz mi zrobić na złość? – spytałem, chociaż nie liczyłem na odpowiedź. Nie oczekiwałem jej nigdy, a poza tym, chyba wiem jak by brzmiała.
Powoli odwróciłem się w stronę z której usłyszałem zbliżające się kroki. Momentalnie bardziej skupiłem się na otoczeniu, niż własnych myślach. Grupka mężczyzn w garniturach otoczyła mnie, tak, że znalazłem się w środku małego koła. Nie żebym się przejmował. Uważałem zaistniałą sytuację za ciekawą, ale to nie znaczy, że śpieszyło mi się na tą ‘drugą stronę’.
- Ostatnio za bardzo się udzielasz – odezwał się jeden z mężczyzn, ten stojący za mną – Robi się to dla nas kłopotliwe – poczułem jak przykłada mi coś do pleców. Pistolet, co? Uśmiechnąłem się pod nosem, właściwie czując się niezwykle usatysfakcjonowany ich uwagami. Fakt, że do mnie mierzono nie bardzo mnie przejął. Najwyżej trafię do Shinry, bo przecież mnie nie zabiją. To nie ten typ ludzi, mimo wszystko za bardzo mnie sobie cenią, żeby chcieć mojej śmierci. – Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś zniknął na pewien czas.
- Ałł, schlebia mi wasza uwaga, ale... – przerwałem, kątem oka zauważając osobę, która definitywnie nie powinna się znaleźć teraz w pobliżu tego miejsca. Nie pojmowałem. Jak do cholery?! Czy zawsze muszę na niego wpadać?! Co on tutaj robi akurat teraz?! Jest tyle innych dróg, naprawdę musiał wybrać akurat tą?
Zdaje się, że mój kolejny ruch był trochę zbyt gwałtowny, bo w następnej chwili usłyszałem dźwięk wystrzału i poczułem jak pocisk wbija się w moje ciało. Zachłysnąłem się powietrzem w moment później lądując na ziemi. Jedyne co wtedy miało dla mnie znaczenie, to mój potworek, który zatrzymał się u wylotu uliczki. Nie powinien mnie widzieć w takim stanie. Nie powinno go tutaj być.
- Nie podchodź – szepnąłem cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mnie nie usłyszy. Nie powinien podchodzić. Tak... Właśnie tak. Odejdź stąd. Cieszę się, że choć raz mnie posłuchałeś. Jestem naprawdę wdzięczny. Nie możesz do mnie podejść, ponieważ na coś tak poważnego nie jestem jeszcze gotowy. Moje uczucia wciąż są za słabe. Nie zniósłbym gdybyś zobaczył mnie takiego. Bez maski jestem nikim, więc nie powinieneś mnie oglądać. Moja fałszywa gra nie może zostać zakończona, gdyż jeszcze jest za wcześnie żebym umiał sobie bez niej poradzić.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Namie. Pokrótce wyjaśniłem co się stało, każąc przyjechać i jak zwykle nie dając jej dość do słowa zakończyłem połączenie. Nigdy nie lubiłem słuchać jej głosu. Był dziwnie denerwujący.
Uśmiechnąłem się pod nosem, znowu przyłapując się na myśleniu o Shizusiu. Nic na to nie poradzę. Zbyt mnie ciekawi. Chciałbym wiedzieć jaką miał minę. Ale jak na złość stał za daleko. Nie mogłem nic zobaczyć. Shizu-chan jest taki okropny. Odbiera mi nawet tak małą przyjemność, jaką jest możliwość obserwowania emocji malujących się na twarzach ludzi, a czasem i potworów. Naprawdę żałuję, że nie mogłem ich zobaczyć. Szkoda. Mogło być ciekawie...
***
- Witamy z powrotem, zakało świata! Co za pech, że to nie jest powód do świętowania~ - ledwo otworzyłem oczy i zdążyłem zorientować się gdzie jestem, a już przywitał mnie nad wyraz głośny Shinra. Nie spodziewałem się obudzić u niego. Sądziłem, że będę we własnym mieszkaniu. – Zastanawiasz się o co chodzi? – zapytał, najwyraźniej zauważając moje zdziwienie – Otóż uratowała cię przepiękna anielica o imieniu Celty. Na początku chciałem cię wyrzucić, jak to się powinno robić ze śmieciami, ale przecież nie mogłem pozwolić na to, żeby dobroć i litość mojej ukochanej poszły na marne, więc...
- Po prostu przyznaj się, że Celty ci kazała – przerwałem mu, z pobłażliwym uśmiechem na niego patrząc. Było oczywiste, że z własnej woli by mnie nie przyjął. Swoją drogą mógł przyznać się od razu, zamiast rozpoczynać bezsensowny monolog. On chyba naprawdę nie rozumie jak bardzo przez takie zagrania widać, kiedy człowiek kłamie, lub chce coś ukryć.
- Haha, Izaya, jak zwykle bystry! No, ale rozumiesz. Ja nie chcę, żeby mnie nienawidzono, a ciebie nikt nie lubi~
- Nie chcę być nikomu nic dłużny – warknąłem, zirytowany jego paplaniną. Nie miałem najmniejszego zamiaru u kogoś się zadłużać, nieważne jakiej postaci były dług. To ludzie u mnie je zaciągali. Nie odwrotnie.
- Ojoj, a ty co taki przygnębiony? Czyżbyś miał nadzieję, że ktoś inny cię uratował? – nachylił się lekko nade mną, w swojej wypowiedzi kładąc nacisk na tego „kogoś innego”, zupełnie jakby coś sugerował.
- Niby w czym widzisz to moje przygnębienie?! – warknąłem, zirytowany jego dociekliwością. – Masz zbyt bogatą wyobraźnie, Shinra. – zbyłem go, w międzyczasie sięgając po swój płaszcz – Podziękuj ode mnie Celty. W nagrodę nie musisz płacić za informację o tym, że sławny Orihara Izaya został ranny.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? – prychnął cicho, posyłając mi zdziwione, oraz w jakimś stopniu rozbawione spojrzenie. – Już wychodzisz?
- A co, będziesz tęsknił? – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, zerkając na niego przez ramię.
- Taa, jasne. Jak sam zaraz nie wyjdziesz, to ci pomogę – odpowiedział i poprawił okulary, które lekko zjechały mu z nosa. – Hmm, ale z drugiej strony, istnieje zagrożenie, że spotkasz teraz Shizuo, a wtedy nawet wspaniały Shinra nie będzie w stanie cię odratować...
- Twoja skromność jest niezwykła – uśmiechnąłem się uprzejmie, będąc jednak wkurzony jego wypowiedzią. Jakbym nie umiał sobie poradzić z głupim Shizusiem.
- Heh. Wiesz, twoje złośliwe komentarze nie zmienią tego, że powinniście się już pogodzić. Ikebukuro stałoby się spokojniejsze.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – odciąłem go. Nie powinien w to wnikać. W końcu to nie ma z nim związku.
- Taa, racja. W końcu to bezpodstawna nienawiść, której nie można przerwać, nie? – nie odpowiedziałem mu, po prostu wyszedłem. Shinra czasami jest zbyt szczerą osobą. Może nawet bardziej wkurzającą od Shizu-chana. Pff, głupie. Nie można być bardziej wyjątkowym od niego.
O matko *wdech i wydech, wdech i wydech* NIE WIERZE ZE WRESZCIE TRAFIŁAM NA FANIK DO NAJCUFOWNIEJSZEGO DOUJINSHI Z SCHIZAYĄ (którego kreska jest niczym yyy... brakuje wystarczająco malowniczego porownania)
OdpowiedzUsuńFanfik jest napisany świetnie, jestem bim tak zachwycona. Pięknie odpisalas ogl uczucia Izayji i jego uczucia do Schizu-chan~ Brak mi poprostu słów .____.
Boze Kaira-chan pisz jak najszybciej ciąg dalszy ;____;
Kłaniam sie do stop, En.
Uwielbiam to dj i normalnie nie mogę uwierzyć, że napisałaś to, to do niego o.o Oglądałam je setki razy na youtube i za każdym razem jakoś tak szkoda mi się robi Izusia ;-; Biedaczek w ogóle nie ma przyjaciół. ;-; Ale sam jest sobie winien :P
OdpowiedzUsuńDobra nie zrzędzę wiecej. Idę czytać dalej :* Pozdrawiam