poniedziałek, 23 czerwca 2014

Shizaya - "Aberrance" - część 1



Kolejny ff na podstawie dj :3 tym razem Aberrance <KLIK>
 Miałam w planach dodać coś innego, ale moje plany są jak u małego dziecka, które mówi, że kiedy dorośnie zostanie księżniczką, koniec końców jest to. Postacie, podobnie jak w dj są OC, ponieważ pisząc nie chciałam zmieniać charakterów jakie nadała im autorka komiksu :3 Mimo tego mam nadzieję, że się spodoba~


~~~~~~~~~~~~~~~
Betę przeprowadziła Miszu w stanie nietrzeźwym~ Dziękuję :3 Chyba...
~~~~~~~~~~~~~~~

"Aberrance"



Tamtego dnia  pierwszy raz osobiście spotkałem Shizuo Heiwajime. Z samych opowieści  Shinry wiedziałem, że jest kimś niesamowitym. Kimś wartym mojej uwagi.  Kiedy stanąłem na przeciwko niego poczułem się dziwnie niepewnie. Jak  nigdy wcześniej. On był pierwszą osobą w całym moim życiu, która samą  swoją obecnością potrafiła wywołać we mnie tyle emocji. Tyle negatywnych  emocji. Znienawidziłem go za to od razu. Nikt nie powinien móc sprawić,  że choć w najmniejszym stopniu stracę kontrolę. Ale chociaż się  zawahałem, chciałem mieć go blisko siebie. Chciałem wiedzieć o nim  absolutnie wszystko. A moja fascynacja nim... przez nią go pokochałem i  jednocześnie znienawidziłem przez uczucie którego był sprawcą. Szczerze  nienawidzę Shizuo Heiwajimy za to, że śmiał mnie w sobie rozkochać i  zostawić! Za to, że jest tak wyjątkowy. Ludzie nie mogą tacy być. Jeżeli  są tacy jak on, po prostu nie można ich nazywać ludźmi.

  - Cześć, jestem Orihara Izaya. Miło cię poznać. - moje przedstawienie  się było tak banalne. Wzorowane całkowicie na schematach. Ludzie zawsze  mówią coś w stylu "miło cię poznać", nie? Nie wiadomo dlaczego, ale tak  mówią. Ja też się tym pokierowałem. Nie wiedziałem jak inaczej miałbym  się do niego odezwać i nie wyjść na dupka, za którego wszyscy mnie  uważali. Ale chociaż zrobiłem to w ten sam nudny sposób co wszyscy inni  ludzie, on nie dał się nabrać. Może po prostu już o mnie słyszał, a może  to instynkt go ostrzegł.

  Minął mnie, warcząc w odpowiedzi trzy krótkie słowa. Z jakiegoś powodu  wywołały uśmiech na mojej twarzy. Dlaczego tak? Przecież powiedział coś  co określa się słowem "przykre". A ja miałem ochotę się śmiać. Wyśmiać  wszystkich otaczających mnie ludzi. Wyśmiać ich słabe uczucia. Ich  niezdolność do stania się ideałem. To mnie dusiło. Miałem wrażenie, że  ktoś zabrał mi całe powietrze z płuc, ale nie mogłem przestać się  uśmiechać. Dlaczego ten uśmiech tak bolał?


  - Obudziłeś się wreszcie? - uchyliłem powieki i zaspany spojrzałem na  postawioną przede mną filiżankę z kawą. Po chwili przeniosłem z niej  wzrok na Namie, najwyraźniej niezbyt  zadowoloną z faktu, że znowu  zasnąłem w pracy. Cicho westchnąłem i usiadłem wyprostowany.

  - Znowu miałem ten głupi sen - cicho się zaśmiałem, ale w sekundę  później mój śmiech się urwał. Zmrużyłem oczy i wykrzywiłem usta w  niezadowolonym grymasie. Czemu nie potrafiłem się śmiać z czegoś, co  przecież mnie bawiło! To było tak cholernie głupie i zabawne!

  Zamknąłem oczy i okręciłem się na krześle, a kiedy znowu je otworzyłem na moje usta wkradł się zadowolony uśmieszek.

  - Namie-san dlaczego nie posegregowałaś tych dokumentów~~? - wskazałem  na stos papierów, leżących na brzegu biurka. Chciałem posłuchać jej  tłumaczeń, ale niestety - ona nie jest osobą, którą łatwo zestresować.  Spojrzała od niechcenia najpierw na mnie, później na dokumenty i  wznowiła wykonywanie przerwanej czynności.

  - Kazałeś mi tego nie ruszać i powiedziałeś, że sam się tym zajmiesz -  uniosłem lekko brwi, zdziwiony jej oświadczeniem. Nie pamiętałem żebym  tak mówił. Hehe. Postukałem się długopisem w czoło i cicho  zachichotałem. Prawie zabawne.

  - Taa, całkiem zapomniałem – przyznałem, odchylając się trochę do tyłu.

  - Ostatnio dziwnie się zachowujesz – powiedziała i chcąc nie chcąc  musiałem przyznać, że ma rację. Ostatnio byłem dość rozdrażniony przez  sny wiążące się z moją przeszłością.

  - Cóż, starość nie radość~. Wiesz Namie-san, mówi się, że im człowiek  starszy, tym więcej śni o swojej przeszłości. Nie spodziewałem się, że  może to być takie kłopotliwe~. Ach~ A mi się ciągle wydaje, że mam te  21lat~☆ Muszę z tym skończyć~

  - Yhm.

  - Namie-san, jesteś naprawdę nudnym rozmówcą – westchnąłem i wstałem od biurka, następnie kierując się w stronę drzwi.

 ***

  Szedłem ulicą, pełną moich ukochanych ludzi i patrząc na nich, nie  umiałem ukryć obrzydzenia. Byłem w naprawdę podłym nastroju. Nie dość,  że przeszłość nęka mnie w snach, to i nie wszystkie sprawy idą po mojej  myśli. Doprawdy. Ludzie chyba mają jakiś bezsensowny nawyk związany z  udowadnianiem innym jak zawodni są. Nie dziwiło mnie to, dawno nauczyłem  się zasad gry żywymi figurami – nigdy nie wolno być niczego w 100%  pewnym. Ta wiedza nie wpływa jednak na moje samopoczucie, kiedy ktoś  swoim marnym istnieniem postanowi pokomplikować mi plany. Prawda, że  często takie nieposłuszne jednostki sprawiają mi dużo frajdy, ale jeżeli  są nazbyt uparte, stają się raczej denerwujące. Cel do odstrzału.

  Westchnąłem cicho, wyciągając z kieszeni telefon i spojrzałem na  ekranik. Sytuacja naprawdę się pokomplikowała i prawdę mówiąc, wolałbym  teraz nie wracać do Ikebukuro. O wiele prościej i przyjemniej byłoby  zrzucić poukładanie wszystkiego na kogoś innego. Szkoda, że tym razem  nie ma nikogo takiego. Wygląda na to, że sam będę musiał dopilnować żeby  wydarzenia na powrót wróciły na odpowiedni tor. Kto wie? Może wyciągnę z  tego jakieś dodatkowe korzyści.

  No... Póki co lepiej, żebym przygotował się na najgorsze. W sytuacjach  tego typu, kiedy przez twoje manipulacje dwie mafie zaczęły ze sobą  toczyć wojnę, trzeba przygotować się na każdą ewentualność. Również  taką, że w każdej chwili możesz zostać zastrzelony przez jakiegoś  płatnego mordercę. Lepiej dla mnie, jeżeli szybko wymyślę jakiś plan,  który pozwoli mi się wywinąć z zamieszania i nie ucierpieć. Znajdę  jakiegoś idiotę i zwalę winę na niego. Najwyżej , będzie dużo trupów...  Bezwartościowych trupów! W końcu to jedynie moje pionki. Jeżeli któryś  zostanie zbity, na jego miejsce wejdzie kolejny. To proste.

  Zachichotałem widząc wpis na czacie dollarsów, informujący o wysadzeniu  przez kogoś budynku, w którym miało znajdować się około 300osób. Będę  musiał później sprawdzić tą informację. Śledziłem rozmowę jeszcze przez  chwilę, do czasu, kiedy mojej uwagi nie zwróciło coś innego.

  Zatrzymałem się i spojrzałem w stronę z której dobiegał ten ohydnie  szczęśliwy śmiech. Moi ulubieńcy z Rairy wyglądali na takich  szczęśliwych. Ich uśmiechnięte twarze... tacy beztroscy. Tacy...  odrażający. Dlaczego dzisiaj moi ukochani ludzie wydają mi się tacy  obrzydliwi?

 Ludzie...

 Tak głupio się śmieją. Jakim prawem... Jakim prawem oni zachowują się w  ten sposób?! Wykrzywiłem usta w grymasie odrazy. Co w ich życiu takiego  wspaniałego? Co takiego w nim widzą, że są tacy szczęśliwi?

    Zaślepienie....          
                                                                                    Miłość...

 Są tacy żałośni. Zadowalają się tak prostymi rzeczami jak obecność  drugiej osoby. Jak mogą być tak ślepi i cieszyć się z bliskości drugiego  człowieka? Istoty tak samo zawodnej jak oni sami. To takie bezsensowne.  Wszyscy, których tak bardzo kocham są tylko powielającymi się błędami.


                    Ludzie...                                                                                Miłość...
                                                                 Zaślepienie...
  Obrzydzenie...                                                                                                           Zazdrość...


  Mój oddech stał się odrobinę cięższy. Znów poczułem ten dziwny uścisk w  gardle. Tak bardzo tego nienawidziłem. Nienawidziłem tego uczucia, do  którego określenia byłem niezdolny.

  Naprawdę nie mogłem pojąć... Dlaczego są tacy szczęśliwi?

 Czemu bez mojej pomocy nie umieją właściwie żyć?! Naprawdę za każdym  razem muszę pokazywać im właściwą drogę? Czy nie mogą zrozumieć, że po  prostu powinni... oni powinni...

  Powinni zaciekle nienawidzić! Wywrzeszczeć całą swoją wściekłość!  Spaczone uczucia! To wszystko co sprawia, że są wybrakowani! Gardzić  każdą swoją słabością! Nienawidzić siebie i innych. Skoro i tak nie  umieją pojąć idei prawdziwej miłości. Skoro i tak nie umieją panować nad  swoimi uczuciami.

  Niech po prostu zginą. Żywi, czy martwi – nie przestanę ich kochać.

 Śmierć...

 Tak! Dokładnie! Jeśli już chcą żyć, to powinni być bardziej jak  Shizu-chan! Wściekli! Odpychający! Nienawistni! Powinni umieć się  wyrażać! Pokazywać co czują! Robić na co mają ochotę! Łamać prawo, nie  przejmować się konsekwencjami! Powinni być tak nieprzewidywalni jak  Shizuś!

  A może...

  Na moje usta wstąpił psychopatyczny uśmiech, tak cudownie obrazujący mój obecny stan.

  ...jeszcze bardziej?

  Cichy chichot przekształcił się w głośny, nieopanowany śmiech. Ludzie  posyłali mi zdziwione, czy też zniesmaczone spojrzenia. Jakby ktoś pytał  ich o zdanie! Jakby mieli prawo mnie oceniać! Oni mnie! Bez żartów! Nie  rozumieją piękna jakie pokazuje nam ten świat, więc niech lepiej siedzą  cicho!

  Shizu-chan jest tak piękny, jak i odpychający, gdy w swojej wściekłości  próbuje mnie zabić! Po prostu nie ma nic piękniejszego na świecie! Bo  co można by porównać z miastem zniszczonym przez jednego, no robiąc  wyjątek, powiedzmy człowieka?!
 Nic! Nie ma nic takiego!

  - Hmm, kiedy to było...? – zacząłem wypowiadać swoje myśli na głos –  Ach, no tak~ Gdy Shizu-chan zdał sobie sprawę, że był tylko moją zabawką  – Głupi potworek. Za szkolnych czasów był dużo bardziej naiwny~.  Śmieszne. Przecież nawet nie byliśmy przyjaciółmi. Nie łączyły nas żadne  pozytywne więzi. Nigdy nawet nie zamieniliśmy ze sobą dwóch zdań w  zwykłej rozmowie. A wtedy wyglądał tak, jakby zdradził go ktoś, komu  ufał. Zupełnie jakby był zdziwiony, że nasłałem na niego ten gang. Czym  się tak dziwił? Czemu był taki rozczarowany? Bo był, nie? Nie wydawało  mi się? W jego wściekłości było coś jeszcze. Jestem pewien. Jestem  pewien, że kiedy już poradził sobie z napastnikami i stanął naprzeciwko  mnie na jego twarzy widziałem jakieś dodatkowe uczucia. Coś takiego...  Nie umiałem tego nazwać.

  Co to miało być... taka obrzydliwa twarz! Zupełnie jakby zaraz miał się  rozpłakać! Ludzkie zachowanie u potwora?! Jakie to śmieszne!  Niedorzeczne! Ale mimo to, jestem pewien, że się nie mylę.

  Tak... to było właśnie wtedy. Właśnie tamtego dnia, pierwszy i ostatni  raz, odczułem tak wielki ból. Tak bardzo bolało... Sposób w jaki na mnie  patrzył... To jego spojrzenie... Przez niego poczułem się dziwnie.  Poczułem się... winny? Czy tak to powinienem nazwać? Czy ten piekielny  uścisk w klatce piersiowej, to właśnie wyrzuty sumienia? Uścisk  porównywalny do uczucia, jakby ktoś wydzierał mi serce! Wszystko przez  niego! Chciałem krzyczeć! Chciałem wykrzyczeć mu wszystko. Kazać  przestać! Chciałem, żeby umarł! Moja nienawiść w tamtym momencie była  nieporównywalna. Dlaczego to właśnie on, ten, którego nienawidzę, musiał  wywoływać u mnie tak wiele emocji?! Ból, który nie miał nic wspólnego ze złamanymi kośćmi czy siniakami! To było niesamowite!

  - To było... najwspanialsze uczucie na świecie! – wciąż zanosząc się  głośnym śmiechem zrobiłem kilka kroków w głąb bocznej uliczki. Do tej  pory często się zastanawiam co takiego wtedy wywołało u Shizu-chana  takie nastawienie. Tylko i wyłącznie wtedy. Bez względu na to, co  później zrobiłem, Shizu-chan już nigdy tak na mnie nie spojrzał. Już  nigdy nie było dane mi go takiego zobaczyć. Już nigdy nie uczynił mi  tego zaszczytu.

  - Czy ty w ten sposób chcesz mi zrobić na złość? – spytałem, chociaż  nie liczyłem na odpowiedź. Nie oczekiwałem jej nigdy, a poza tym, chyba  wiem jak by brzmiała.

  Powoli odwróciłem się w stronę z której usłyszałem zbliżające się  kroki. Momentalnie bardziej skupiłem się na otoczeniu, niż własnych  myślach. Grupka mężczyzn w garniturach otoczyła mnie, tak, że znalazłem  się w środku małego koła. Nie żebym się przejmował. Uważałem zaistniałą  sytuację za ciekawą, ale to nie znaczy, że śpieszyło mi się na tą ‘drugą  stronę’.

  - Ostatnio za bardzo się udzielasz – odezwał się jeden z mężczyzn, ten  stojący za mną – Robi się to dla nas kłopotliwe – poczułem jak przykłada  mi coś do pleców. Pistolet, co? Uśmiechnąłem się pod nosem, właściwie  czując się niezwykle usatysfakcjonowany ich uwagami. Fakt, że do mnie  mierzono nie bardzo mnie przejął. Najwyżej trafię do Shinry, bo przecież  mnie nie zabiją. To nie ten typ ludzi, mimo wszystko za bardzo mnie  sobie cenią, żeby chcieć mojej śmierci. – Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś  zniknął na pewien czas.

  - Ałł, schlebia mi wasza uwaga, ale... – przerwałem, kątem oka zauważając osobę, która definitywnie nie powinna się znaleźć  teraz w pobliżu tego miejsca. Nie pojmowałem. Jak do cholery?! Czy  zawsze muszę na niego wpadać?! Co on tutaj robi akurat teraz?! Jest tyle  innych dróg, naprawdę musiał wybrać akurat tą?

   Zdaje się, że mój kolejny ruch był trochę zbyt gwałtowny, bo w  następnej chwili usłyszałem dźwięk wystrzału i poczułem jak pocisk wbija  się w moje ciało. Zachłysnąłem się powietrzem w moment później lądując  na ziemi. Jedyne co wtedy miało dla mnie znaczenie, to mój potworek,  który zatrzymał się u wylotu uliczki. Nie powinien mnie widzieć w takim  stanie. Nie powinno go tutaj być.

  - Nie podchodź – szepnąłem cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego,  że mnie nie usłyszy. Nie powinien podchodzić. Tak... Właśnie tak.  Odejdź stąd. Cieszę się, że choć raz mnie posłuchałeś. Jestem naprawdę  wdzięczny. Nie możesz do mnie podejść, ponieważ na coś tak poważnego nie  jestem jeszcze gotowy. Moje uczucia wciąż są za słabe. Nie zniósłbym  gdybyś zobaczył mnie takiego. Bez maski jestem nikim, więc nie  powinieneś mnie oglądać. Moja fałszywa gra nie może zostać zakończona, gdyż jeszcze jest za wcześnie żebym umiał sobie bez niej poradzić.

  Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Namie. Pokrótce  wyjaśniłem co się stało, każąc przyjechać i jak zwykle nie dając jej  dość do słowa zakończyłem połączenie. Nigdy nie lubiłem słuchać jej  głosu. Był dziwnie denerwujący.

  Uśmiechnąłem się pod nosem, znowu przyłapując się na myśleniu o  Shizusiu. Nic na to nie poradzę. Zbyt mnie ciekawi. Chciałbym wiedzieć  jaką miał minę. Ale jak na złość stał za daleko. Nie mogłem nic  zobaczyć. Shizu-chan jest taki okropny. Odbiera mi nawet tak małą  przyjemność, jaką jest możliwość obserwowania emocji malujących się na  twarzach ludzi, a czasem i potworów. Naprawdę żałuję, że nie mogłem ich  zobaczyć. Szkoda. Mogło być ciekawie...

 ***

  - Witamy z powrotem, zakało świata! Co za pech, że to nie jest powód do  świętowania~ - ledwo otworzyłem oczy i zdążyłem zorientować się gdzie  jestem, a już przywitał mnie nad wyraz głośny Shinra. Nie spodziewałem  się obudzić u niego. Sądziłem, że będę we własnym mieszkaniu. –  Zastanawiasz się o co chodzi? – zapytał, najwyraźniej zauważając moje  zdziwienie – Otóż uratowała cię przepiękna anielica o imieniu Celty. Na  początku chciałem cię wyrzucić, jak to się powinno robić ze śmieciami,  ale przecież nie mogłem pozwolić na to, żeby dobroć i litość mojej  ukochanej poszły na marne, więc...

  - Po prostu przyznaj się, że Celty ci kazała – przerwałem mu, z  pobłażliwym uśmiechem na niego patrząc. Było oczywiste, że z własnej  woli by mnie nie przyjął. Swoją drogą mógł przyznać się od razu, zamiast  rozpoczynać bezsensowny monolog. On chyba naprawdę nie rozumie jak  bardzo przez takie zagrania widać, kiedy człowiek kłamie, lub chce coś  ukryć.

  - Haha, Izaya, jak zwykle bystry! No, ale rozumiesz. Ja nie chcę, żeby mnie nienawidzono, a ciebie nikt nie lubi~

  - Nie chcę być nikomu nic dłużny – warknąłem, zirytowany jego  paplaniną. Nie miałem najmniejszego zamiaru u kogoś się zadłużać,  nieważne jakiej postaci były dług. To ludzie u mnie je zaciągali. Nie  odwrotnie.

  - Ojoj, a ty co taki przygnębiony? Czyżbyś miał nadzieję, że ktoś inny  cię uratował? – nachylił się lekko nade mną, w swojej wypowiedzi kładąc  nacisk na tego „kogoś innego”, zupełnie jakby coś sugerował.

  - Niby w czym widzisz to moje przygnębienie?! – warknąłem, zirytowany  jego dociekliwością. – Masz zbyt bogatą wyobraźnie, Shinra. – zbyłem go,  w międzyczasie sięgając po swój płaszcz – Podziękuj ode mnie Celty. W  nagrodę nie musisz płacić za informację o tym, że sławny Orihara Izaya  został ranny.

  - Myślisz, że mnie to obchodzi? – prychnął cicho, posyłając mi zdziwione, oraz w jakimś stopniu rozbawione spojrzenie. – Już wychodzisz?

  - A co, będziesz tęsknił? – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, zerkając na niego przez ramię.

  - Taa, jasne. Jak sam zaraz nie wyjdziesz, to ci pomogę – odpowiedział i  poprawił okulary, które lekko zjechały mu z nosa. – Hmm, ale z drugiej  strony, istnieje zagrożenie, że spotkasz teraz Shizuo, a wtedy nawet  wspaniały Shinra nie będzie w stanie cię odratować...

  - Twoja skromność jest niezwykła – uśmiechnąłem się uprzejmie, będąc  jednak wkurzony jego wypowiedzią. Jakbym nie umiał sobie poradzić z  głupim Shizusiem.

  - Heh. Wiesz, twoje złośliwe komentarze nie zmienią tego, że powinniście się już pogodzić. Ikebukuro stałoby się spokojniejsze.

  - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – odciąłem go. Nie powinien w to wnikać. W końcu to nie ma z nim związku.

  - Taa, racja. W końcu to bezpodstawna nienawiść, której nie można  przerwać, nie? – nie odpowiedziałem mu, po prostu wyszedłem. Shinra  czasami jest zbyt szczerą osobą. Może nawet bardziej wkurzającą od  Shizu-chana. Pff, głupie. Nie można być bardziej wyjątkowym od niego.

2 komentarze:

  1. O matko *wdech i wydech, wdech i wydech* NIE WIERZE ZE WRESZCIE TRAFIŁAM NA FANIK DO NAJCUFOWNIEJSZEGO DOUJINSHI Z SCHIZAYĄ (którego kreska jest niczym yyy... brakuje wystarczająco malowniczego porownania)
    Fanfik jest napisany świetnie, jestem bim tak zachwycona. Pięknie odpisalas ogl uczucia Izayji i jego uczucia do Schizu-chan~ Brak mi poprostu słów .____.
    Boze Kaira-chan pisz jak najszybciej ciąg dalszy ;____;
    Kłaniam sie do stop, En.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to dj i normalnie nie mogę uwierzyć, że napisałaś to, to do niego o.o Oglądałam je setki razy na youtube i za każdym razem jakoś tak szkoda mi się robi Izusia ;-; Biedaczek w ogóle nie ma przyjaciół. ;-; Ale sam jest sobie winien :P
    Dobra nie zrzędzę wiecej. Idę czytać dalej :* Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń