Więc tak jak widać, bo może niektórzy kojarzą, ff na podstawie dj~~ <KLIK> Zbierałam się do napisania tego już od ponad trzech miesięcy(albo i dłużej o.O) I w końcu udało mi się wczuć ^^ Mam nadzieję, że takie pisanie na podstawie cudzych prac, bez zgody autora nie jest karalne .3. Upomnienie od straży miejskiej jakoś w zupełności mi wystarczy~~ ^^
No to~ Miłego czytania życzę~
Nie umieraj w moich snach
- Umrę - po pokoju rozniósł się cichy
głos informatora. Nie było w nim słychać żalu, czy smutku. To było zwykłe
stwierdzenie kogoś, kto już pogodził się z tym, co niedługo go czeka. Shizuo
spojrzał na niego kątem oka i zaciągnął się papierosem. Starał się już nie
zwracać uwagi na tego typu zaczepki ze strony bruneta. Bo dla niego to były po
prostu dziecięce zagrywki, mające na celu zdenerwowanie go. Izaya nie umrze.
Mówił tak tylko, żeby zrobić mu na złość. Przecież to niemożliwe żeby tak
zwyczajnie...
- Tak,
umrę~ - odezwał się znowu i zasłonił oczy przedramieniem, jakby chciał ochronić
je przed promieniami wschodzącego słońca.
Shizuo ponownie na niego zerknął, jak
wcześniej pozostawiając wypowiedź Izayi bez komentarza. Naprawdę starał się to
jakoś zrozumieć. To... to wszystko. Izaya ma umrzeć. Akurat on ma teraz umrzeć.
Teraz, kiedy w końcu się pogodzili. Dlaczego nigdy wcześniej? Dlaczego nie mógł
umrzeć, kiedy blondyn rzeczywiście mu tego życzył? Nie żeby chciał... Z perspektywy
czasu wydaje się to głupotą. Ale i tak nie można zaprzeczyć, że to co się
dzieje, jest jak mało śmieszny żart. Jakby ktoś to od początku zaplanował.
-
Naprawdę – mruknął sam do siebie i zgasił na parapecie, jeszcze słabo tlącego
się papierosa. – Więc ty umrzesz – odezwał się w dość ostry sposób akcentując
wypowiadane słowa. Po części chciał też sprawić, że brunetowi zrobi się głupio,
ale koniec końców zabrzmiało to tylko jak zwykłe zdanie. Przysiadł na swoim
łóżku, teraz zajmowanym przez Izayę i oparł dłonie po obu stronach głowy
chłopaka. Izaya patrzył na niego ze spokojem, bez choćby cienia swojego dawnego
uśmiechu. Miejsce beztroskiego i w jakimś stopniu niedojrzałego zachowania
zajęła powaga i pewien rodzaj dystansu. – Ale nawet jeśli – Shizuo pochylił
się nad nim, niemal stykając się z nim czołem. – Nie umrzesz tak na serio, co
nie? – zapytał jakby już nie wiedząc co innego może powiedzieć. Prawda jest taka,
że ile razy Izaya mówił o swojej śmierci, tyle razy padało to pytanie. Nieważne
jak długo to już trwało. Shizuo nie chciał rozumieć, że Izaya umiera. Że
niedługo przestanie oddychać i po prostu zniknie. Chciał usłyszeć zapewnienie,
że wcale tak się nie stanie. Nawet jeśli miałoby się okazać, że to był głupi
dowcip ze strony informatora. Nie miałoby to znaczenia. Jeżeli tylko by żył. –
Nic ci nie będzie, prawda? – Izaya uśmiechnął się, już nawet nie starając się
sprawić, by nie wyglądało to sztucznie.
-
Shizuś, zrozum. Ja umrę – wyciągnął rękę i dłonią delikatnie pogładził blondyna
po policzku. – To nieuniknione – dodał cicho, po raz kolejny samemu zdając sobie
sprawę ze znaczenia tych słów. Świadomość własnej śmierci w jakimś sensie
zawsze go przerażała. A teraz wiedział, był pewien, że już niedługo umrze. W
przeciwieństwie do Shizuo, on mógł to zaakceptować, zrozumieć. Ale jego strach
przed końcem nie zmniejszył się. Raczej przeciwnie. Stał się jeszcze bardziej
odczuwalny.
-
Więc – po dłuższej chwili ciszy Shizuo znowu się odezwał – Czy widzisz moją twarz?
-
Haha, czemu o to pytasz? – tym razem uśmiech Izayi był szczery, zdawał się
naprawdę rozbawiony tym pytaniem. – Cóż. Niebo – powiedział po prostu, nie
śpiesząc się z wyjaśnieniem. Kciukiem dłoni, która nadal znajdowała się na
policzku Shizuo, przesunął po jego łuku brwiowym i powiece. Lekki uśmiech nadal
nie schodził z jego ust. – Jest tutaj. Odbite w tych oczach, nieprawdaż? Sądzę,
że nawet gdyby piekło istniało i trafiłbym do niego, to nie miałbym nic
przeciwko. Po tak długim czasie w niebie przyda się odmiana, prawda,
Shizu-chan? – cały czas mówił pół żartem, pół serio, nie odwracając wzroku od
blondyna choćby na chwilkę. Po usłyszeniu tych słów Shizuo mimowolnie zacisnął
dłoń w pięść, czując jak po jego ciele rozlewa się masa różnych uczuć. To nie
był ten sam rodzaj emocji, które w przeszłości wywoływał w nim Izaya. Ten gniew
był inny. Jedyne co dawał to poczucie słabości. Okropna bezsilność,
sprawiająca, że nie mógł w żaden sposób pomóc osobie, na której tak bardzo
zaczęło mu zależeć. Odsunął się od
Izayi, na powrót siadając bliżej brzegu łóżka.
-
Shizu-chan – Izaya znów zakrył oczy ręką, odgradzając się od wpadającego przez
okno światła. – Kiedy umrę... Oh, tak... Co kazać im ze sobą zrobić... Jak
sądzisz? – jego uśmiech znów nabrał innego wyrazu. Nieco bardziej ironicznego.
Jak dawniej.
-
Nie żartuj sobie – fuknął blondyn, lekko się krzywiąc. – Kto chciałby mówić o twoim
pogrzebie – Mimo, że się pogodzili i w jakimś sensie byli ze sobą już od
jakiegoś czasu, Shizuo nadal miał problemy ze zrozumieniem logiki bruneta. Kto
normalny w takiej chwili chciałby mówić o swoim pogrzebie? Kogo by interesowało
czy zostanie zakopany w jakiejś drewnianej skrzyni, czy też spalony w piecu i w
formie popiołu zamknięty w urnie. Czy to naprawdę takie istotne? Tak czy
inaczej, już nie istniejesz, więc jaką różnicę widzi w tym Izaya?
-
Haha, to prawda – przyznał w końcu, wbijając wzrok w sufit. Wiatr delikatnie
poruszył zasłonami, przez co przez kilka sekund Orihara miał wrażenie, że obraz
jest zakryty mgłą. W pierwszej chwili sądził, że to rzeczywiście zasługa
cienkiego materiału, ale kiedy ten opadł, nic się nie zmieniło. Przedmioty nadal
były niewyraźne i rozmazane, a kolory zdawały się wyblakłe.
-
Um... a więc – zaczął z dozą niepewności – Jeszcze jedno – z każdą następną
sekundą oddech chłopaka stawał się coraz płytszy, a słowa były wypowiadane z trudem.
Przyłożył wskazujący palec do ust, jak gdyby zamierzał podzielić się z Shizuo
największą w świecie tajemnicą. – Czekaj na mnie. Nawet i sto lat, czekaj na
mnie. I wtedy na pewno... – przerwał na chwilę, wymuszając na sobie lekki
uśmiech – Przyjdę się z tobą zobaczyć – dokończył, niemal niesłyszalnie i zanim
Shizuo zdążył coś odpowiedzieć, oczy informatora zdążyły się zamknąć. Blondyn w
szoku patrzył jak klatka piersiowa jego eks wroga, a niedoszłego kochanka przestaje
się unosić. Izaya umarł. Tak po prostu. Odszedł, jak każdy inny człowiek, kiedy
nadchodzi jego pora. Tym razem Shizuo nie mógł już zaprzeczyć, jak to robił w
przypadku wypowiedzi bruneta. Tym razem już zrozumiał – Izaya nie żyje.
-
Coś się stało~? Hej, Shizu-chan~ - Shizuo otworzył oczy, budząc się dokładnie w
tym samym pokoju, co w swoim śnie. Swoim pokoju. Wszystko było tak samo. Żadnej
różnicy. Oprócz Izayi, który umarł. Umarł? Ale teraz, przed chwilą przecież go
słyszał. Blondyn poczuł jak z jego oczu wypływają łzy, by następnie spłynąć po
policzkach i zniknąć w poduszce. Zasłonił dłonią usta, uświadamiając sobie jak
przyśpieszony jest jego oddech. Nie rozumiał. Co to ma znaczyć? -
Czemu płaczesz~? Shizu-chan, odpowiedz mi~ - na łóżku usiadł uśmiechnięty
Izaya, całkiem żywy. Roześmiany i po prostu, jak normalny on.
-
H-huh... dość szybko jak na sto lat... niespodziewane – mruknął cicho Shizuo,
bardziej do siebie niż do będącego obok chłopaka. Z jego oczu nadal wypływały
pojedyncze łzy, które jednak szybko zostały starte.
-
Shizu-chan, obudź się~ - Izaya przysunął się trochę do blondyna, będąc już
lekko rozbawionym jego zachowaniem. Może nie samym płaczem. To akurat było
ciekawe i dość urocze, ale wypowiedzi były absurdalne. – Co? Miałeś zły sen?
-
Ja... Ja miałem sen, w którym umarłeś – blondyn wyciągnął rękę i położył ją na
policzku Izayi, zupełnie jak tamten zrobił to w jego śnie. Czuł pod palcami
gładką skórę, teraz nie przeraźliwie zimną, a promieniującą przyjemnym ciepłem.
Delikatny oddech Izayi, owiewał jego dłoń, utwierdzając go w przekonaniu, że
osoba siedząca obok jest jak najbardziej żywa.
- Tak?
Ale to tylko sen – zapewnił Izaya, kładąc dłoń na większej odpowiedniczce i wtulił
w nią policzek. Shizuo w takich momentach zdawał się być jak wystraszony
dzieciak, który po każdym koszmarze musi przytulić się do swojej mamy. – Shizu-chan?
– zapytał zaskoczony, ale sekundę później został uciszony przez delikatny
pocałunek. Nie miał nic przeciwko, był tylko zaskoczony tym nagłym ‘’atakiem”.
Wcześniej nie posuwali się nawet do pocałunków. Shizuo musiał naprawdę przejąć
się tym snem.
„To
tylko sen” - Izaya naprawdę dałby wiele żeby tak pozostało.
~~~~~~~~~~~~
I jeszcze dziękuję Miszu (tak, znowu tobie! o^o Moja niesamodzielność mnie przeraża) za tłumaczenie xD Ja się przyznaję, że nie rozumiałam ich dialogów i jakkolwiek sama próbowałam to przetłumaczyć wychodził mi stek bzdur >.<"
Ach~... zbieram się do skomentowania od wczoraj i czuję że wreszcie nadszedł odpowiedni czas (czyt. mam wolną chwilkę)
OdpowiedzUsuńJestem pewna że przerabianie dj'ów na historię nie jest karalne. To by chyba podchodziło pod własną interpretację i analizę czyjegoś działa XD
Od razu muszę powiedzieć że dla mnie nawet po angielsku ten dj nie ma dla mnie pełnego sensu... mam wrażenie że coś zostało pominięte przy tłumaczeniu z japońskiego... więc mam wrażenie że twój fick jest niepełny... jak mówiłam pewnie przez to samo wrażenie przy dj.
Mimo tej jednej małej uwagi podobało mi się i to strasznie ^^ Cudnie oddałaś ich charaktery i nadałaś sens ich ruchom widocznym na dj'cie. Podziwiam cię za to~! A poza tym aww~oni byli tacy uroczy w tej końcówce~!!!! Aż ciężko uwierzyć że Shizuo i Izaya mogą być tacy niewinni~....
Ge-nia-lne~!
Pociesza mnie, że nie tylko ja jestem noga z angielskiego XDDD wybacz może to nie miłe, ale naprawdę się z tego cieszę.
Tak więc weny~!!!
Doujina odkryłam dwa dni temu bodajże. Do tej pory obejrzałam go z 15 razy :'D Fanfic także jak najbardziej przypadł mi do gustu, nie zmieniłaś tutaj zbyt dużo, na całe szczęście~
OdpowiedzUsuńJedynie zamiast "miałem sen, w którym nie żyłeś" napisałabym "widziałem sen, w którym umarłeś" ^^
Na sam początek przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz. Koniec roku, trzeba projekty pooddawać... :/
UsuńHm~ Cieszę się, że Ci się podobało ^^ Nie byłam do końca przekonana, czy aby nie zniszczyłam tego dj, ale jeżeli nie jest źle, to się cieszę.
Co do twojej uwagi zarówno ja, jak i moja beta przyznajemy ci rację. Lepiej brzmi takie tłumaczenie, aczkolwiek snów się nie widzi, a ma. Mimo to na pewno poprawię wspomnianą przez Ciebie wypowiedź. Bardzo dziękuję za opinię i cieplutko pozdrawiam~ ^^
Smutne ciut... sle napisane świetnie. :3
OdpowiedzUsuń/ Ruda.
Kanra-san mam do ciebie WIEEEELKĄ prośbę~.... ale się nie bój x3 to nic strasznego.
OdpowiedzUsuńCzy byłaby możliwość żebyś ty i Miszu udostępniły nam ( no mi :p) tłumaczenie tego dj? Bo bardzo chciałam po prostu zrobić to w wersji dj. Oczywiście napiszę, że tłumaczenie jest wasze ^^ byłabym bardzo wdzięczna~...
P.S. Przepraszam ze piszę to tu, ale nie mam jak się z tobą inaczej skontaktować ^^""
*.* yay, witaj Kanra :3 tak, to ja Lizzy, nowa fanka Shizayi xd Ogólnie to to jest urocze, troszkę smutne, ale i tak urocze :3
OdpowiedzUsuńPiękne o*o Zabawne, że za każdym razem, kiedy oglądałam ten dj nie wiedziałam o co chodzi, aż do momentu przeczytania tego. :) Wiedziałam, że chodzi coś o umieraniu, ale nie całkiem rozumiałam co. :D
OdpowiedzUsuńBiedy Shizuś ;-; taki koszmar mieć. Choć cię przytulę <3
Cieszę się, że to przetłumaczyłaś i jak zawsze mi się podobało. :*
Pozdrawiam