wtorek, 8 lipca 2014

Shizaya - "Aberrance" - część 2


No i znowu wpis po ponad dziesięciu dniach ^.^" Jestem okropną autorką x3 Im więcej o czymś myślę tym mniej motywacji zostaje i w rezultacie nie robię kompletnie nic. No i no, ostatnio jestem dość rozchwiana emocjonalnie. Płaczę i śmieję się z byle powodu xD Może byłoby to normalne, ale ja śmiałam się czytając słowniczek pojęć używanych w fanfickach, a płakałam kończąc czytać novelkę, tylko dlatego, że skończyłam ją czytać x3 Nie wiem czy to bardziej śmieszne, czy żałosne ^.^" *problemy rzyciowe*
 I zanim zapomnę, chcę przeprosić za to straszne mieszanie czasów. Raz przeszły, raz teraźniejszy x3 Nie wiem skąd mi się to wzięło. Pisząc po prostu nie zauważam tego typu błędów, a później kompletnie nie umiem ich poprawić, więc jest jak jest. Fajnie by było gdybym z tego wyrosła, ale póki co chyba nie mam na co liczyć Q.Q
 Cusz~ zapraszam do czytania~~ 

"Aberrance"

[Celty]

Kiedy wróciłam do domu po wykonaniu zlecenia, pokój w którym jeszcze nie tak dawno spał Izaya był pusty. Naprawdę chciałam wierzyć, że Shinra będzie na tyle odpowiedzialny, żeby nie pozwolić rannej osobie szwędać się nocą po ulicy, ale chyba jednak oczekiwałam zbyt wiele. Eh... w sumie mogłam to przewidzieć. Orihara jest upartym człowiekiem i na pewno z własnej woli nie zgodziłby się zostać, a Shinra też raczej zbytnio nie nalegał.

 Bezgłośnie westchnęłam co dało się rozpoznać tylko po lekkim uniesieniu moich ramion i skierowałam się do salonu z którego wydawało mi się, że słyszałam Shinrę.

 [Gdzie jest Izaya?] – napisałam szybko i podetknęłam mu ekranik prawie pod samą twarz.

 - Celty! Dopiero co wróciłaś, a już mówisz tylko o nim! Zraniłaś mnie! Żądam rekompensaty w naturze!

 [Idioto! On jest ranny!] - odpisałam szybko. Nie rozumiałam jak mógł nie przejmować się stanem swojego przyjaciela. Prawda, nie przepadałam za Izayą, ale to nie oznaczało, że chciałam jego śmierci. A przecież nie wiadomo czy szwy się nie otworzą, albo czy nie natknie się na kogoś kto chciałby go zabić.

 - Właśnie! Ranny, a nie umierający! Nie to co moje biedne, złamane serce! Pośpiesz się i sklej je nektarem swojej miłości!

 [Yyy] - odsunęłam go od siebie, zastanawiając się czy on w ogóle mnie słuchał. Gdybym miała głowę, westchnęłabym. Mimo, że kocham Shinrę, czasami naprawdę strasznie działa mi na nerwy. [Nie powiedziałeś mu?! ...Kto po mnie wtedy zadzwonił?] Byłam zła i sądzę, że kłęby dymu zbierającego się pod sufitem doskonale o tym świadczyły. Zresztą, nawet i bez tego mój chłopak był w stanie określić jaki mam humor, więc pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z mojego wzburzenia. Ale i tak tylko uśmiechnął się jakby nigdy nic.

 - Przecież Izaya jest wszechwiedzącym informatorem. Jakim cudem nie wiedziałby, dlaczego tam wtedy byłaś? No chyba, że nie chce się dowiedzieć. – uniosłam PDA, chcąc coś odpisać, ale uświadomiłam sobie, że kompletnie nie wiem co. Odetchnęłam i schowałam urządzenie, postanawiając już o nic nie pytać.
Chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć w co oni grają.

 - kilka godzin wcześniej -

[Shizuo]

 W towarzystwie Akane wracałem do domu, kiedy huk wystrzału zwrócił moją uwagę. Momentalnie się zatrzymałem i zasłoniłem sobą dziewczynkę, przy tym zakrywając jej dłonią oczy, żeby w razie czego niczego nie zobaczyła. Stałem chwilę i wpatrywałem się w głąb ciemnej uliczki, rozpoznając w osobie leżącej na ziemi kogoś, kogo pod żadnym pozorem nie powinno być w Ikebukuro. Co z tego, że go postrzelili? Miałem ochotę mu wpieprzyć za ponowne przyjście tutaj.

 - Shizuo-nii-san! Nic nie widzę! – zawołała Akane, starając się odsunąć moją dłoń od swojej twarzy.

 - Przepraszam – mruknąłem i ruszyłem z miejsca. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem pod ostatnio wybierany numer. Po chwili oczekiwania usłyszałem w słuchawce głos Shinry, jak zwykle nazbyt uniesiony. Aż uszy bolały.

 - Słucham.

 - Mam sprawę... – nie dał mi dokończyć.

 - Shizuo, ile razy ci już mówiłem żebyś nie przeszkadzał mi, kiedy delektuję się moją Celty! I nie przysyłaj do mnie każdego nieszczęśnika, który nawinął ci się mocniej pod rękę. Ziemia i tak jest przeludniona. Już nawet nie wspomnę ile mi wisisz za te wszystkie usługi! – słuchając go, nieświadomie trochę za mocno ścisnąłem telefon, bo usłyszałem trzask, a obudowa rozjechała mi się w dłoni. - ... Ech? Dziwny jakiś jesteś dzisiaj... ani się nie rozłączyłeś, ani nie zmiażdżyłeś telefonu... Podejrzane! Chwila... czy ja słyszałem jakiś trzask?! – trajkotał dalej, a ja zacząłem zastanawiać się jak długo moje bębenki to jeszcze wytrzymają. Nie odpowiadałem, cierpliwie jak na siebie, czekając aż Shinra skończy gadać i zacznie słuchać. – Shizuo...? To ty prawda? Jeśli ten telefon został skradziony... E tam. Nikt by się nie odważył... – oczywiście, że nikt nie byłby na tyle głupi żeby ukraść mi telefon. Shinra, jeśli rozważasz taką opcję to jesteś szalony. – Dobra rozłączam się.

 - Tylko spróbuj, a słuchawki z łba nie wyciągniesz! – ryknąłem, nie sądząc, że dam radę dłużej go słuchać, ale też pamiętając o tym czymś co leży w zaułku i jeżeli nie otrzyma pomocy wykrwawi się, a jeżeli się wykrwawi to zdechnie. To ja miałem odesłać pasożyta na tamten świat, więc nie było mowy o jego dzisiejszej śmierci. Nie i koniec.

 - Daj mi porozmawiać z Celty – zażądałem, odpalając papierosa i zaciągając się rakotwórczym dymem.

 - Ale...
 - Dawaj – warknąłem, dochodząc do wniosku, że lepiej będzie poprosić o pomoc bezgłowego jeźdźca, niż Shinre, który po odłożeniu słuchawki pewnie zapomniałby o co prosiłem.

- obecnie –

 Siedziałem z Tomem przy barze w jakimś lokalu, którego nawet nie znałem i piłem jakiś ohydnie gorzki alkohol. Nigdy specjalnie za nim nie przepadałem, ale na chwilę obecną tylko upicie się wydawało mi się być pomocne w kwestii uciszenia myśli o tej głupiej pchle.

 - Czy coś się stało? Jesteś dzisiaj jakiś taki podirytowany. – zapytał Tom.

 - Nic się nie stało – odpowiedziałem szybko, ale chyba nie zabrzmiałem zbyt optymistycznie.

 - Um...

 - Powiedziałem, że nic!!! – uderzyłem pięścią w blat tak mocno, że spora jego część się odłamała. 
Cudownie. Kolejna rzecz za której zniszczenie będę musiał zapłacić.

 - Och! Okej, okej!

 - Nie obchodzi mnie to, czy umarł... Nie! Byłoby cudownie, gdyby wreszcie zdechł! Oszczędziłbym kasy na truciźnie!

 - Truciźnie...?

 - Pestycydach!! – sprostowałem, nie chcąc wywołać niepotrzebnego zamieszania. Nie otrułbym pchły. Prędzej zgniótł, albo coś...

***

 Wyszedłem z baru nie pamiętam o której godzinie, ale wiem, że chwiejący się chodnik wcale nie ułatwiał mi utrzymania się na równych nogach. Chociaż może to ja się chwiałem. Nie wiem. W każdym razie nie podobało mi się szumienie które słyszałem w głowie i cholernie denerwowało mnie ciągłe potykanie się. W końcu nie wytrzymałem i uderzyłem pięścią o ścianę jakiegoś budynku, od razu tego żałując. Zatoczyłem się i nie mogąc złapać równowagi po chwili wylądowałem w stercie worków z odpadkami. Nie był to mój wymarzony sposób na spędzenie nocy, ale przynajmniej świat przestał wirować. Właściwie to nawet nie zdziwiłem się kiedy okazało się, że cofnąłem się do szkolnych czasów. To było całkiem ciekawe. Chyba, tak mi się wydaje.

- czasy szkolne – sen Shizusia –

 - Proszę, to dla ciebie – odezwał się Kasuka, wręczając mi pudełko z jedzeniem, mającym być moim dzisiejszym lunchem.

 - Och, dziękuję, Kasuka - Zaczynało mi być głupi przyjmować od niego cokolwiek. Dbał o mnie w tak prostych rzeczach, a nawet nikt go o to nie poprosił. Powinienem bym sam zacząć zaopatrywać się w jedzenie, żeby on nie musiał tego pilnować.

 - Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Jeśli ktoś da ci prezent, to pamiętaj, żeby podziękować.

 - Mhm – przytaknąłem, nie słuchając go jakoś specjalnie. Zastanawiałem się jakie jedzenie dzisiaj było w pojemniku.

 - Okej. Tylko nie zapomnij – upomniał, więc pokiwałem głową, żeby dać znać, że rozumiem. Nie wiem dlaczego, ale mimo, że byłem starszy to Kasuka się mną opiekował, a nie na odwrót. Czasami stawało się to dość frustrujące, ale i tak byłem mu ogromnie wdzięczny. Jakby nie patrzeć był jedną z niewielu bliskich mi osób.

Nawet kiedy byłem już na terenie szkoły miałem wybitnie dobry humor i nawet nie przypuszczałem, że coś może mi go zepsuć. Byłem skłonny zapomnieć nawet o swojej nadludzkiej sile. Byłbym, ale ona oczywiście musiała o sobie przypomnieć. Właściwie to chyba moja wina, że nad nią nie zapanowałem. Tak mi się wydaje. Nawet nie zauważyłem kiedy złapałem tamtą dziewczynę za nadgarstek i odciągnąłem ją do tyłu, tylko żeby nie nadepnęła tego małego kotka, którego najwyraźniej nie zauważyła. Z tego jak dużo siły włożyłem w uścisk zdałem sobie sprawę dopiero kiedy usłyszałem głośny trzask łamanej kości i przeraźliwy krzyk dziewczyny. Nie chciałem zrobić jej krzywdy, ale wyszło jak zawsze. Znowu ktoś płakał z mojej winy.

***

 - Cześć, jestem Orihara Izaya, miło mi cię poznać – jakiś czas później stanął przede mną uśmiechnięty chłopak. Przedstawił się i wyciągnął rękę w moją stronę, ale nie mogłem jej uścisnąć. Ten Izaya wydawał się zbyt delikatny, a z moją siłą wolałem się do niego nie zbliżać. Nie chciałem ryzykować skrzywdzenia go.

 - Spadaj, nie lubię cię – burknąłem i wyminąłem go. Chyba bałem się zobaczyć wyraz jego twarzy. Wolałem tego uniknąć.

„Dzisiaj jest wyjątkowy dzień.
 Jeśli ktoś da ci prezent, to pamiętaj żeby podziękować.”
„Przecież wiesz, że nic od nikogo nie dostanę”

 - Gdzie jest lunch, który zrobił dla mnie Kasuka?! – mogę się założyć, że było słychać mnie w całych budynku, jeśli nie i w okolicy. Co za idiota zabrał moje jedzenie?! Jak tylko złapię tego kogoś, to...

 - Hahahaha~ Hm, lunch, Shizu-chana? Przecież jest tutaj. – Ten, ten chłopak. Ten sam co rano. Usiadł na mojej ławce i zaczął się bezczelnie śmiać. Wskazał na coś pod moją ławką, a kiedy zobaczyłem torbę z psim żarciem aż we mnie zawrzało.

 - Ty... – zazgrzytałem zęby, wiedząc, że za chwilę stracę resztki kontroli i ten cały Izaya skończy połamany, albo martwy. – Aaach, to twoja sprawka, ty cholerna pluskwo!!!

 - Hm? Shizuś, jesteś zły~? – Shizuś... Zdrobnił moje imię i jeszcze śmie pytać czy jestem zły! Zabiję go! Zabiję go tu i teraz! Poderwałem się z miejsca i chwyciłem krzesło stojące obok następnie rzucając w tą roześmianą wesz. Nienawidzę tego gościa. Strasznie go nie lubię i choćby nie wiem co zabiję Izayę Oriharę.
I tak rozpoczęła się nasza 24godzinna wojna.

[Izaya]

 "Ach, racja. Ty i Shizuo przyjaciółmi... to po prostu absurd! Łączy was tylko nienawiść, prawda?" Shinra... co on miał na myśli mówiąc to? Nie możliwe jest żeby mógł znać moje uczucia, więc nie powinien udawać, że jest inaczej. Po prostu nie istnieje możliwość dzięki której ktoś mógłby zrozumieć co łączy mnie i Shizusia. Takie rzeczy są zwyczajnie nierealne i pozostaną takie, aż do chwili w której ja sam nie zrozumiem własnych uczuć względem Shizu-chana. Jeżeli w ogóle kiedyś to nastąpi, będę mógł powiedzieć, że moje zwycięstwo nad potworem jest ostateczne.

 Jednak póki co sądzę, że lepiej będzie odpuścić. Przynajmniej dopóki sprawy nie wrócą na właściwy tor. Wycofam się na jakiś czas do podziemia, a kiedy wszystko się unormuje będę mógł wznowić działalność.
 Uniosłem głowę spoglądając na nocne niebo, częściowo przysłonięte przez burzowe chmury. Zanosiło się na porządną ulewę. Westchnąłem w duchu, żałując, że nie zdecydowałem się od razu pójść na stację metra. Co prawda byłem już blisko granicy Shinjuku, a Ikebukuro, ale nie było mowy żeby udało mi się zdążyć przed deszczem. Szedłem boczną alejką, która stanowiła dobry skrót do mojego mieszkania, jednak po postąpieniu zaledwie kilku kroków w jej głąb, przystanąłem patrząc na leżącą w stercie śmieci postać. Nie powiem, akurat on tam pasował, ale nie zmieniało to surrealizmu tej sceny. Jak głupim trzeba być żeby pozwolić sobie na zaśnięcie w takim miejscu? Tylko Shizu-chan jest do tego zdolny.

 - Joł! – uśmiechnąłem się podchodząc bliżej. Jak się spodziewałem – zero reakcji. – Co za... cudowny zbieg okoliczności! – można powiedzieć, że o jeden za dużo jak na jeden dzień. Zachichotałem i wysunąłem z wewnętrznej kieszeni rękawa nóż z początku celując nim w Shizusia, ale ostatecznie wbiłem ostrze tuż obok głowy blondyna. Zmrużyłem oczy uważnie przyglądając się jego twarzy i cicho warknąłem. Miałem doskonałą sposobność na zabicie go. Mogłem poderżnąć mu gardło, czy zatopić nóż tak głęboko w jego piersi, że przebiłby płuco, albo uszkodził serce. Mogłem pozbyć się potwora, ale ta możliwość oprócz fascynacji wywoływała u mnie również coś na wzór przerażenia. Bestia za moją zasługą mogła raz na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi, ale chociaż tak mocno nienawidziłem Shizusia, nie wyobrażałem sobie świata bez niego.

 - ... Gdybyś tak po prosty zdechł. – mógłbyś, Shizu-chan. Mógłbyś umrzeć sam z siebie i przestać zaprzątać moje myśli. Wtedy wszystko stałoby się o wiele łatwiejsze. – Huh? – uniosłem jedną brew w górę przyglądając się jak zabawnie marszczysz czoło.

 - ...Śmierdzi... – mruknął i machnął na mnie ręką, odwracając się na bok.
 Och... To dość bezpośrednie.

 - Pfff... Hahaha – Shizu-chan jest taki głupi. Mówić takie rzeczy przez sen. Tylko Shizuś reaguje w ten sposób na mój zapach, doprawdy jest jak zwierzę.- Rany... – otarłem łezkę z kącika oka nadal cicho chichocząc. Nigdy nie pojmę jakim cudem potrafi mnie wywęszyć. – Także i dzisiaj Shizu-chan jest tak samo wkurzający jak zwykle. – westchnąłem i położyłem się obok niego. Nie zastanawiałem się dlaczego. Po prostu uznałem, że skoro i tak jest nieszkodliwy, to co mi szkodzi? – Dokładnie. Nie więcej i nie mniej. Nie... nie może być ani więcej, ani mniej. – zamilknąłem na chwilę, spoglądając na niego kątem oka. Shizuś zawsze jest taki sam. Zawsze ten nieprzewidywalny potwór, wywołujący u mnie tyle emocji. Nawet w tym momencie, kiedy zwyczajnie spał. Zaskoczył mnie bo nie sądziłem, że zobaczę go kiedyś bez wściekłości wymalowanej na twarzy. Tymczasem był całkiem spokojny. Nawet w mojej obecności, której nigdy nie będzie świadomy. Shizuś nigdy się nie dowie, że towarzyszyłem mu tej nocy.

 - Hej, a co ty o tym sądzisz? – zapytałem i ponownie zwróciłem wzrok na niebo – Gdyby tak powtórzyć każdy dzień, to czy znalazłaby się chwila, która byłaby inna od innych? Czy nastałoby inne jutro? Co by się wtedy wydarzyło? Myślisz, że bylibyśmy wrogami? Może gdybyśmy zaczęli inaczej nigdy nie pomyślałbym o nasłaniu na ciebie żadnego z tamtych gangów i nigdy nie wrobiłbym cię w morderstwo. Być może bylibyśmy przyjaciółmi i nie próbowałbyś mnie zabić. Byłoby... ciekawie. Gdybyśmy poznali się raz jeszcze. – znowu spojrzałem na Shizu-chana, lekko się uśmiechając. – Cześć, jestem Orihara Izaya. Miło mi cię poznać. – przywitałem się zupełnie jak kilka lat temu i lekko objąłem jego dłoń. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to co odegrałem przed chwilą nigdy nie nastąpi. Ale mimo tego cieszę się, że mam Shizusia blisko siebie. Mimo całej nienawiści, miło było go poznać.

 „Istnieje powiedzenie „Natura ciągnie wilka do lasu”. Tyczy się to również wspaniałego informatora z Shinjuku. Jego zdemoralizowana osobowości i zgniłe serce nie pozwalają mu się zmienić. Na szczęście Orihara Izaya jest mistrzem w czekaniu. Czekaniu na swoich ukochanych ludzi. Czekaniu na rozwinięcie się starannie ułożonych planów. Czekaniu na latające kosze na śmieci i automaty.
Czeka na nieznane.
Niekończące się możliwości.
Na coś, co nigdy nie nastanie.
Dywergencyjne jutro."

24godzinna wojna – Aberrance dodatek

 [Shizuo]

 - Cholerna pluskwa – mruknąłem nadal wściekły i pchnąłem drzwi do klasy, a te mocno uderzyły o ścianę. Pogadanka z dyrektorem trwała jeszcze długo po skończeniu lekcji, na dodatek znowu wezwał moich rodziców i od nich również mi się oberwało. Do cholery, to nie moja wina. Ta pieprzona wesz wszystko prowokuje. To wina Izayi, że zniszczyłem korytarz. Gdyby mnie nie zdenerwował do niczego by nie doszło. – Następnym razem go zatłukę – burknąłem i chwyciłem swoją torbę, kątem oka zauważając, że razem z nią z szafki wypadło coś jeszcze. Spojrzałem na owe coś i poczułem jak adrenalina znowu zaczyna wypełniać moje ciało. Pieprzona karma dla kundli od pieprzonej wszy. Mógł już sobie darować. Warknąłem pod nosem i podniosłem z ziemi niewielką karteczkę, której na początku nie zauważyłem. Widniało na niej tylko kilka znaków, ale przez nie poczułem jak coś ściska mnie w gardle.

 - Kretyn... – powiedziałem cicho, gniotąc papier w dłoni.

Przecież wiesz, że nic od nikogo nie dostanę

„Wszystkiego najlepszego~
Głupi Shizu-chan~



3 komentarze:

  1. Eeee.... czemu ja tego nie skomentowałam? *puka się w głowę* Głupia skleroza XD
    Awww~... *w* musiałam jeszcze raz to sobie przeczytać i czuję się równie wniebowzięta jak poprzednio ^^ Po prostu uwielbiam, uwielbiam to jak piszesz~!!! Ge-nia-lnie ^^
    Dodatek taki urrroczy~!!! Pisałam już kiedyś że uwielbiam to jak nadajesz znaczenie ich ruchom przedstawionym w dj i że niesamowicie dobrze ci to wychodzi? Jak tak to piszę po raz kolejny XD
    Po prostu cudo~!!!
    P.S. Mam do ciebie taką małą (wielką!) prośbę... opisałam ją pod fickiem na podstawie dj'a "Don't die in my dream" bo dotyczy tego właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna notka. ;)

    Nie mam pomysłu na żaden dobry komentarz, więc zaklepię sobie mijsce i zrobi spam.

    http://justtruejust.blogspot.com

    ~ Ruda

    OdpowiedzUsuń
  3. To takie piękne ;-; chusteczek mi zabrakło *smarka w rękaw* to naprawdę wspaniałe opowiadanie. ;-; Mam nadzieję, że przetłumaczysz jeszcze któreś dj, bo ja je kocham, ale nie rozumiem (znaczy kilka rozumiem tak z grubsza, ale to nic) no i wgl.
    Świetne. Pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń