niedziela, 4 maja 2014

Delic x Hibiya - ? - Rozdział 2




 Chciałam bardzo, bardzo serdecznie przeprosić za ostatni brak wpisów i za wszystkie zaniedbania z mojej strony. Złożyło się na to parę czynników, zależnych i niezależnych ode mnie. Jakoś naszła mnie ochota na poświęcenie większej ilości czasu na moją drugą pasję - rysowanie. Oprócz tego wciągnęła mnie pewna książka i dziesięciodniowa wycieczka (tam zupełnie nie miałam głowy do pisania. Z różnorakich powodów...)
 Wen przez długi czas zdawał się nadal balować w Hiszpanii, w najmniejszym stopniu się mną nie przejmując ;-;
 No ale kończąc skomlenie~~ W końcu udało mi się coś napisać. Co prawda z przerwami, ale jednak =w=
 Bardzo gorąco chcę podziękować mojej kochanej becie - Miszu ;3; Nie wiem jak ona mnie znosi.
 Gdyby nie Ty, to bym poległa. Dziękuję, że mnie przygarnęłaś~~ <3
 Jeżeli  nie znudziło Was czekanie, zapraszam na drugi rozdział tego pustynnego czegoś~~


 Rozdział 2


[Delic]

 Przez większą część drogi książątko było względnie spokojne.

 Odkąd posadziłem go normalnie nie rzucał się już i prawie nie pyskował. Czasami tylko coś mruknął w sprawie nie dotykania go, ale szybko rezygnował z próby podjęcia dyskusji. W pewnym momencie zacząłem mieć wrażenie, że naprawdę wiozę tylko jakiś pakunek, a nie człowieka.

 Swoją drogą, wszystko jakoś się przeciągnęło. Słońce zaczęło już zachodzić, a temperatura spadać.
 Nieznośny upał ustąpił miejsca zimnu. Książątko, prawie co spało, a i moi ludzie wydawali się być zmęczeni.
 Postój niekoniecznie był dobrym wyjściem, ale w sumie, pościg nie powinien zostać wysłany tak szybko, więc mało prawdopodobne jest, że te klika godzin będą decydujące.

 - Zatrzymamy się tu – powiedziałem na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli i poprowadziłem konia w stronę niedalekich skał.
 Pomogłem dzieciakowi zejść na ziemię, jeszcze przez dłuższą chwilę go przytrzymując. Wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić. Lepiej żeby się nie okazało, że na coś choruje, bo to by była już przesada.
 Zabrałem go dla zysku, nie żeby bawić się w niańkę.

 - Żyjesz? – potrząsnąłem nim lekko, żeby trochę się rozbudził. 

 - Już mówiłem, żebyś mnie nie dotykał - Z niezadowoleniem zmarszczył brwi i odsunął się krok w tył. Nie powiem, szybko zareagował.

 - Nagle ci to przeszkadza? – uśmiechnąłem się, rozbawiony perspektywą inną niż ta, że nie odpowiada mu znajdowanie się blisko mnie.

 - Żadne nagle – syknął zirytowany.

 - Oczywiście – przyznałem mu rację, jednak chyba nadając wypowiedzi zbyt ironicznego wydźwięku, bo zabrzmiało jakbym znowu z niego żartował. W sumie. Wszystko jedno, jak się denerwuje jest nawet zabawniej.

 Związałem mu ręce za plecami i stosunkowo lekko popchnąłem. Tylko tak, żeby stracił równowagę i grzecznie usiadł na piasku.

 - Nie odzywaj się, a jest szansa, że się dogadamy – powiedziałem, na kilka sekund przed tym jak książątko znowu postanowiło pokazać swoje oburzenie.

 - Nie mów mi co mam robić. To ja jestem tu księciem, nie ty! Za kogo ty się masz, huh? Jesteś niczym więcej jak... – przerwałem mu podtykając pod usta bukłak z wodą. – Pij, nie gadaj – rzuciłem oschle i nie czekając, wlałem mu do buzi sporą część płynu. Zakrztusił i zaczął kaszleć, lekko pochylając się w przód
 Jak już musisz coś mówić, to lepiej powiedz jak masz na imię – westchnąłem i kciukiem starłem wodę, która pociekła mu po brodzie.

 - Nie musisz wiedzieć – odburknął i odwrócił wzrok.

 - Racja –skinąłem głową. – możesz zostać bachorowatą księżniczką. Nie widzę problemu, a ty? – uśmiechnąłem się lekko, widząc jak wyraz jego twarzy się zmienia.

 - Hibiya – mruknął i zerknął na mnie. – Dla ciebie Hibiya-sama, ale to chyba oczywiste - "sama", co? Ciekawe czy taka pycha charakteryzuje wszystkich arystokratów. Wszyscy ci "lepsi" ludzie są tacy bezczelni, jak ten dzieciak?

 - Hibi-chan bardziej mi się podoba – zaśmiałem się i oparłem o skałki za sobą. – Więc może mi powiesz, czemu mimo takiej ślicznej buźki, jesteś taki pyskaty? Księżniczki chyba powinny umieć się zachować.

 - Nie pozwalaj sobie – warknął, posyłając mi chłodne spojrzenie. – Nie myśl sobie, że będę się ciebie słuchał. Jesteś tylko głupim człowiekiem i ta sytuacja tego nie zmieni. To, że mnie porwałeś nie oznacza, że nagle przysługują ci jakieś specjalne prawa.

 - Może i bym się tym przejął, gdybym tylko jakiegoś prawa przestrzegał – uśmiechnąłem się rozbawiony i poklepałem go po głowie, na co odpowiedział zdenerwowanym pomrukiem. – Poczekaj tu grzecznie, dobrze? – nie czekając na odpowiedź odszedłem do reszty grupy, dopowiadając tylko na odchodne:

 - Gdyby skończyły ci się wyzwiska możesz do mnie mówić Delic.

[Hibiya]

 Po długiej kłótni ten prostak w końcu zgodził się posadzić mnie tak jak powinien na samym początku.
 Byłbym zadowolony, gdyby tylko nie to, że musiałem siedzieć przed nim i znosić jego uścisk wokół talii. Nie reagował jak mu mówiłem, żeby mnie nie trzymał. Nawet na mnie nie spojrzał. Rozmawiał z tymi swoimi... poddanymi? Nie mogłem się zorientować kim oni dla niego są, ale chyba mają niższy stopień jeśli chodzi o decydowanie.

 Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Na zmianę piasek i skały, piasek i skały. Albo obie te rzeczy jednocześnie. Kiedy już się stąd wydostanę każę zakopać wszystkich geniuszy odpowiedzialnych za tę wyprawę w jakiejś piaskownicy, żeby zagryzły ich mrówki! Tak, to będzie dobra kara. Zobaczą jak to jest być w miejscu, w którym się nigdy być nie chciało, nie móc się z niego wydostać i jeszcze być na łasce jakiegoś innego stworzenia. Bo chyba, mimo szczerych chęci zaprzeczenia, byłem zdany na tego człowieka.
 Przynajmniej chwilowo.

 Kiedy słońce zaczęło zachodzić, prawie spałem. Nie spadłem z konia tylko dlatego, że byłem trzymany przez przywódcę tej całej bandy. Nie uszczęśliwiał mnie kontakt z nim, ale chociaż się na coś przydał.
 Można powiedzieć, że w tamtej chwili byłem mu poniekąd wdzięczny.

 - Zatrzymamy się tu – usłyszałem jego przytłumiony głos, choć pewnie mówił całkiem głośno. Po części już spałem i pewnie stąd wzięło się to wrażenie. Lekko uchyliłem powieki, a chwilę później poczułem jak zdejmuje mnie z konia i stawia na ziemi. Zachwiałem się, czując jak nogi się pode mną uginają. Nie przewróciłem się tylko dzięki temu, że zdążył mnie podtrzymać. Podniosłem wzrok i napotkałem badawcze spojrzenie różowych oczu. Właśnie, różowych. Pierwszy raz widzę kogoś, kogo tęczówki miałyby taki kolor.

 - Żyjesz? – zapytał i potrząsnął mną, znowu traktując jak jakąś rzecz.

 - Już mówiłem, żebyś mnie nie dotykał – burknąłem i odsunąłem się trochę. Nadal czułem się dziwnie.
 Mimo, że stałem i wiedziałem o tym, miałem wrażenie jakby zmienia się rozpadała.

 - Nagle ci to przeszkadza? – uśmiechnął się wrednie, dając mi do zrozumienie, że bawi się w najlepsze.

 - Żadne nagle – odpowiedziałem zniżając głos do takiego, który zwykle sprawiał, że nawet ci ważniejsi urzędnicy schodzili mi z drogi. On był inny. Reagował całkiem inaczej niż reszta ludzi. Był wkurzającym prostakiem, ale też na swój sposób, no powiedzmy, że zainteresował mnie.

 - Oczywiście –zgodził się ze mną, ale zrobił to w tak lekceważący sposób, że jedynie nabrałem jeszcze większej ochoty na uderzenie go. Miałem wielką ochotę to zrobić, ale się bałem. Nie pokazywałem tego, ale bałem się dalszego rozwoju wydarzeń.

 Związał mi ręce za plecami i popchnął na ziemię.

 - Nie odzywaj się, a jest szansa, że się dogadamy – wstrzymałem na moment powietrze, słysząc, że znowu mi rozkazuje. Miałem wrażenie, że jego zachowanie jest jakąś prowokacją, mającą mu pomóc odreagować.
 Bo jak inaczej można wyjaśnić jego postawę? Nikt normalny by tak nie postępował, zdając sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Fakt, moje położenie było kiepskie i na pewno o nim nie marzyłem, ale jego i całej tej grupy można określić mianem tragicznego. W końcu to oni będą ścigani pod karą śmierci.

 - Nie mów mi co mam robić. To ja jestem tu księciem, nie ty! Za kogo ty się masz, huh? Jesteś niczym więcej jak... – nie powinienem na niego krzyczeć, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie miałem innych sposobów na uspokojenie się. Po prostu inaczej nie umiałem.

 Nie dał mi dokończyć wypowiedzi, kiedy podetknął mi pod usta pojemnik z wodą i wlał dużą jej część do buzi – Pij, nie gadaj – zakrztusiłem się, z trudem przełykając większość cieczy. Przez chwilę nie mogłem złapać powietrza, a w oczach stanęły mi łzy. Czy ten idiota chce mnie zabić?!

 - Jak już musisz coś mówić to lepiej powiedz jak masz na imię – kilka kropel wody ściekało mi po brodzie, szybko jednak zostając otartymi.

 - Nie musisz wiedzieć – fuknąłem i spojrzałem w bok.

 - Racja –przytaknął – możesz zostać bachorowatą księżniczką. Nie widzę problemu, a ty? – skrzywiłem się z niesmakiem, jak po usłyszeniu jakieś nieśmiesznego żartu. Właściwie tak to się prezentowało – jak nieudany dowcip.

 - Hibiya – wymamrotałem, ten jeden raz postanawiając mu ustąpić. Tylko żeby przestał z tą księżniczką...
 - Dla ciebie Hibiya-sama, ale to chyba oczywiste – dodałem po chwili. Wolałem żeby miał jasność.

 - Hibi-chan bardziej mi się podoba – stwierdził, znowu po prostu bagatelizując to, co powiedziałem. – Więc może mi powiesz, czemu mimo takiej ślicznej buźki, jesteś taki pyskaty? Księżniczki chyba powinny umieć się zachować – zacisnąłem dłonie w pięści, myśląc tylko o tym, że gdyby nie były związane, chętnie pokazałbym mu czego jeszcze uczą się „księżniczki”.

 - Nie pozwalaj sobie – warknąłem – Nie myśli sobie, że będę się ciebie słuchał. Jesteś tylko głupim człowiekiem i ta sytuacja tego nie zmieni. To, że mnie porwałeś nie oznacza, że nagle przysługują ci jakieś specjalne prawa – raczej nie myślałem nad tym, co mówiłem. Chciałem go po prostu obrazić i uświadomić, że choćby nie wiem co, nie zacznę się go słuchać. Wtedy bardziej niż wystraszony, byłem zły i nie obchodziło mnie czy mi coś zrobi, jeśli na niego nakrzyczę. Nigdy mnie to nie obchodziło. Zawsze mówiłem co myślałem i nie zamierzałem tego zmieniać z powodu pojawienia się kogoś takiego jak on.

 - Może i bym się tym przejął, gdybym tylko jakiegoś prawa przestrzegał – z ironicznym uśmiechem poklepał mnie po głowie. Poczułem jak moje policzki robią się cieplejsze, co pewnie oznacza, że się zarumieniłem.
 Nie wiem, chyba po prostu odebrałem to jako coś niezręcznego. – Poczekaj tu grzecznie, dobrze? – nie czekał aż mu odpowiem, od razu zaczął się oddalać. Zatrzymał się tylko na chwilę i dodał:

 - Gdyby skończyły ci się wyzwiska możesz do mnie mówić Delic.

[Delic]

 Kiedy do niego wróciłem, nadal siedział w miejscu, w którym go zostawiłem. Miło, że jednak posłuchał i nigdzie nie odmaszerował.

 Zrobiło się już całkiem ciemno i jedynym źródłem światła było jeszcze niedogaszone ognisko.

 Usiadłem obok książątka i przyciągnąłem go do siebie, mimo oporu obejmując. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy po kilku minutach najwyraźniej odpuścił sobie walkę.

 - Dobranoc, Hibi-chan~~ - powiedziałem i przymknąłem oczy, postanawiając udać, że śpię. Byłem ciekaw co ten dzieciak wykombinuje. Po jakimś czasie znowu zaczął się wiercić, i pewnie w swoim przekonaniu ostrożnie wyślizgnął się z mojego uścisku. Słyszałem jak na początku powoli stawia każdy krok, uważając by nie hałasować. Uchyliłem powieki, rejestrując gdzie jest i ze spokojem się podniosłem. Nie był tak daleko, właściwie to względnie blisko. Przyglądałem mu się przez chwilę, myśląc nad tym, czy w ogóle wie co zrobi, gdyby już udało mu się uciec. Nie wyglądał na kogoś, kto umie sobie radzić samemu, na pewno nie w warunkach, jakie panują na pustyni.

 Bez problemu go dogoniłem i powaliłem na ziemię. Chwilę się szamotał, sypał we mnie piaskiem, desperacko próbując wyrwać. W końcu złapałem go za nadgarstki i unieruchomiłem mu ręce nad głową.
 Syknął coś pod nosem, przez cały czas patrząc na mnie, jakby naprawę chciał mnie zabić. Mimo takiej postawy, było widać, że się boi.

 - Coś widzę, że jednak się nie dogadamy - bardziej wymruczałem niż powiedziałem, nachylając się przy tym nad jego twarzą. Czułem na policzku nierówny oddech książątka. Nie wiem czy było to wynikiem zdenerwowania, strachu, czy jeszcze czegoś innego. Nie interesowało mnie, jak się czuje. Jakoś o wiele bardziej skupiałem się na opanowaniu się i nie zrobieniu mu krzywdy - Co sobie myślałeś? - warknąłem mu wprost do ucha. Czułem jak zadrżał pode mną. - Nawet nie wiesz gdzie jesteś. Pustynia jest większa niż myślisz. Jak chciałeś się z niej wydostać, co? - nie odpowiedział mi, nadal uparcie udając odważnego. Też mi odwaga. Idiotyzm. Nawet się nie zastanowił co zrobi, kiedy już ucieknie. Skoro tak bardzo śpieszy mu się do grobu, chętnie pomogę.

 Prychnąłem i zacząłem się podnosić, ciągnąć go za sobą.

 - Jesteś strasznie kłopotliwy, wiesz, Hibi-chan? - spojrzałem na niego przez ramię i po prostu nie mogłem powstrzymać uśmiechu, widząc jego oburzenie. Jedyny moment w którym bardziej niż irytujący jest zabawny, albo nawet rozczulający.

 - Mam na imię Hibiya - odburknął i w geście buntu zatrzymał się, jednak wystarczyło jedno szarpnięcie, żeby grzecznie ruszył z miejsca.

 - Bardziej podoba mi się mówienie ci "Hibi-chan". Wtedy jakoś nie myślę jak bardzo bachorowaty jesteś i jak bardzo chciałbym cię udusić - uśmiechnąłem się przyjaźnie i pchnąłem go na ziemię. Podniósł się niemal natychmiast i z otwartej dłoni uderzył mnie w policzek. Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić, ale tylko przez chwilę. Po tym czasie zareagowałem raczej machinalnie. Chwyciłem go za przód ubrania i podniosłem w górę, na wysokość swoje twarzy. Przyglądałem mu się chwilę, zastanawiając się czy zabić teraz, czy może jednak jeszcze zaczekać. Rzuciłem nim o najbliższą ścianę, mimo wszystko starając się panować nad siłą.

 Kiedy już wylądował na ziemi znowu bezmyślnie zaczął się wydzierać. Wkurzający bachor.

 - Głupi jesteś?! – krzyknął, jedną ręką masując tył głowy. – Chcesz mnie zabić?! – o ile dzieciak sam w sobie był do zniesienia, ton jego głosu już nie. Podszedłem do niego i nie dając mu szansy na ponowne odezwanie się, zacisnąłem dłoń na dolnej części jego twarzy.

 - Żebyś wiedział, że z każdą chwilą ta opcja jest coraz bardziej kusząca. Ale niestety za zwłoki raczej mi nie zapłacą, więc póki co nie mogę tego zrobić. Masz szczęście – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, mimo, że nie czułem już takiej złości. Chciałem żeby się przestraszył. – Coś cię bawi? – syknąłem, przesuwając dłoń na jego gardło. Książątko ze wścibskim uśmiechem nagle wydawało się nabrać nowej pewności siebie.

 - ty mnie bawisz – odpowiedział po prostu.

 - Ach tak? – uniosłem jedną brew w górę, z początku próbując tłumić chichot. W końcu jednak nie wytrzymałem i głośno się roześmiałem – Zabawne, bo ja mam podobne odczucia względem ciebie – powiedziałem z przekąsem, dopiero teraz dochodząc do wniosku, że dzieciak naprawdę mnie bawi.
 Wkurzający tak bardzo, że mam ochotę go zabić, ale jednak na tyle uroczy i naiwny, że chyba nie potrafiłbym tego zrobić. Przeniosłem dłoń na drobną pierś księcia. Jego serce biło nadzwyczaj szybko, jak na kogoś, kto twierdzi, że się nie boi.

 - Jesteś strasznie strachliwy - to było stwierdzenie, ale dla niepoznaki nadałem mu kpiącego wydźwięku i z satysfakcją patrzyłem jak odsuwa się w tył, na tyle, na ile może.

 - Nie boję się - odpowiedział pewnie, ale to nieudolne kłamstwo było zbyt sztuczne żebym uwierzył. Jego postawa była po prostu zbyt dużym zaprzeczeniem. - Nie boję się ludzi na tak niskim poziomie jak twój - dorzucił i skrzyżował ręce na piersi.

 Zmrużyłem oczy, ale nic nie odpowiedziałem. To się mijało z celem i pewnie wyglądało śmiesznie. Nie będę kłócił się z dzieciakiem.

 Złapałem go za nadgarstki i związałem go, tym razem mocniej, następnie życząc kolorowych snów, zostawiłem go tak na resztę nocy.

[Hibiya]

 Starałem się nie usnąć dopóki go nie było. Z resztą. Nie miałem zamiaru w ogóle zasypiać. Przy takich ludziach to po prostu niebezpieczne.

 Ten... Delic usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie. W pierwszym odruchu chciałem się wyszarpnąć, ale po chwili zrezygnowałem, rozumiejąc, że nie dam rady. Siedziałem spokojnie i czekałem aż zaśnie. Nie wiem jak długo, ale dla mnie to była wieczność. Lekko się poruszyłem, przechylając głowę tak, by móc widzieć jego twarz. Wydawało się, że spał, więc już nie czekałem. Ostrożnie odsunąłem od siebie jego ręce i kiedy już stałem, do końca rozwiązałem linę, którą kneblowane były moje nadgarstki. Odrzuciłem ją gdzieś na bok i ostatni raz się obejrzałem, upewniając się, czy aby na pewno go nie obudziłem. Jego ludzie, nawet jeżeli nie spali, z tej odległości raczej nie mogli mnie zobaczyć. 

 Na początku starałem się iść powoli, nie hałasować i nie przestraszyć żadnego z koni, który mógłby zwrócić czyjąś uwagę. Przyśpieszyłem kroku dopiero kiedy odszedłem większy kawałek, od tego całego zbiorowiska. Sądziłem, że już nikt mnie nie zatrzyma, że po prostu sobie odejdę. Byłem pewien, ale wtedy poczułem szarpnięcie za tył tuniki, a chwilę później leżałem przyszpilony do ziemi, przez tego prostaka o głupim imieniu.

 - Coś widzę, że jednak się nie dogadamy – wzdrygnąłem się na ton jego głosu, na chwilę wstrzymując powietrze. - Co sobie myślałeś? – zapytał, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie przychodziło mi do głowy nic sensownego. - Nawet nie wiesz gdzie jesteś. Pustynia jest większa niż myślisz. Jak chciałeś się z niej wydostać, co? – znowu nic. Nie chciałem okazać przed nim lęku, a jeszcze bardziej nie chciałem mu pokazać, że ma rację. Przyznać się do błędu przez kimś na tak niskim poziomie? Niedoczekanie.

 Prychnął i wstając pociągnął mnie za sobą. - Jesteś strasznie kłopotliwy, wiesz, Hibi-chan? – zmarszczyłem brwi, po raz kolejny słysząc jak zdrabnia moje imię. Po prostu zero jakiejkolwiek ogłady. Dlaczego to akurat ja musiałem na niego trafić? Nie mógł mnie porwać ktoś normalny?

 - Mam na imię Hibiya - odburknąłem i stanąłem w miejscu, pokazując, że nie mam zamiaru dalej za nim iść.

 - Bardzie podoba mi się mówienie ci "Hibi-chan". Wtedy jakoś nie myślę jak bardzo bachorowaty jesteś i jak bardzo chciałbym cię udusić – uśmiechnął się i znowu tego dnia popchnął mnie na ziemię. Tego już po prostu za wiele. Podniosłem się i zanim zdążył zrozumieć, co się dzieje, wymierzyłem mu policzek. Chciało mi się na niego krzyczeć, ale nie umiałem znaleźć odpowiednich słów. Jego osoba była tak okropnie irytująca.

 Warknął pod nosem i złapał mnie za przód tuniki, podnosząc w ten sposób kilka centymetrów nad ziemię, żebym zrównał się z nim twarzą. Chwilę przyglądał mi się ze złością, po czym rzucił mną o najbliższą ścianę.
 Jęknąłem cicho i osunąłem się po niej na ziemię.

 - Głupi jesteś?! – krzyknąłem na niego, gdy przestało mi szumieć w głowie. – Chcesz mnie zabić?! – podszedł do mnie szybkim krokiem i zanim zdążyłem otworzyć usta, żeby znowu na niego nakrzyczeć, zacisnął dłoń na mojej szczęce uniemożliwiając powiedzenie czegoś.

 - Żebyś wiedział, że z każdą chwilą ta opcja jest coraz bardziej kusząca. Ale niestety za zwłoki raczej mi nie zapłacą, więc póki co nie mogę tego zrobić. Masz szczęście – znowu brzmiał dość groźnie, ale wydawał się spokojny. Powoli analizowałem jego słowa i aż się uśmiechnąłem. Chociaż nie mógł tego zobaczyć, to pewnie i tak się zorientował. Nie zabije mnie, nawet dotkliwiej nie zrani. Zwyczajnie nie może, jeżeli nie chce żeby jego plan się nie udał. Zabawne. W pewnym sensie sam jest zakładnikiem. W końcu musi cierpliwie mnie znosić, a nie wydaje się, żeby było to dla niego łatwe. – Coś cię bawi? – syknął, przesuwając dłoń na moje gardło.

 - ty mnie bawisz – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nawet jeżeli nadal się bałem, miałem zamiar wykorzystać jego słabość.

 - Ach tak? – uniósł jedną brew w górę, a po chwili zwyczajnie się roześmiał. – Zabawne, bo ja mam podobne odczucia względem ciebie – powiedział kąśliwie i znowu przesunął dłoń niżej, na klatkę piersiową.
 Czułem jak przez strach i złość, szybko bije moje serce. To jedyne nad czym nie potrafiłem zapanować.
 Odwróciłem wzrok, nie chcąc oglądać jego zadowolonego uśmiechu. – Jesteś strasznie strachliwy – zakpił, a ja pewnie jedynie potwierdzając jego słowa, odsunąłem się w tył. Nie chciałem tylko żeby mnie dotykał.

 - Nie boję się - odpowiedziałem pewnie, ale wiedziałem, że i tak mi nie wierzy. - Nie boję się ludzi na tak niskim poziomie jak twój – dopowiedziałem i skrzyżowałem ręce na piersi. W końcu nie muszę się mu tłumaczyć. Ja nic nie muszę.

 Zmrużył oczy, ale nic nie powiedział. Zupełnie jakby udawał, że mnie nie usłyszał. Zwyczajnie mnie zignorował. Znowu. Mocno złapał mnie za nadgarstki i obwiązał je liną.

 Odszedł kawałek dalej, tak, że nadal się widzieliśmy. W jakimś stopniu byłem zadowolony, że już mnie nie dotyka, ale nie całkiem. Było zimno. Skoro wcześniej nie chciał słuchać i sobie pójść, to dlaczego teraz – kiedy mu nie kazałem? Nienawidzę go. Robi na odwrót niż powinien. Nie pyta o zdanie i nie liczy się ze mną.
 Pierwsza osoba, która ośmieliła się mnie potraktować jak zwykłego człowieka i pierwsza, którą naprawdę znienawidziłem.

2 komentarze:

  1. *W* Delic ma genialny charakter ^^ Hibi-chan też, ale ten Delic to po prostu mistrzostwo~!!!!
    I ta końcówka co on sobie myśli, że Hibiya się do niego przytuli jak mu zimno? Oi nie ładnie Delic kombinuje, nieładnie.... XD
    I jeszcze to księżniczka XD nie przypuszczałam że naprawdę powie mu jak go nazywa w myślach XD
    Chyba nie muszę mówić, ze genialnie oddajesz ich charaktery i w ogóle piszesz bo to przecież oczywiste ;3
    Trochę szkoda ze jeszcze nie ma tytułu to opowiadanie ;-; mam nadzieję że wkrótce go wymyślisz i będzie równie genialny jak opowiadanie
    Wenyy~!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj grabisz sobie Hibi-chan, grabisz ^.^ Zobaczysz, że Delic ci w końcu porządnie przyłoży :P Ja ci to mówię, jako czarodziejka z Hogwartu. *o*
    Pozdrawiam i życzę miłej nocy, gdyż idę spać. <3

    OdpowiedzUsuń