wtorek, 25 marca 2014

Song fick - Aku no musume/Aku no meshitsukai - Rozdział 3





Historia zła - Rozdział 3


Otaczało ją samo luksusowe wyposażenie.
U jej boku zawsze stał sługa o twarzy całkiem podobnej do jej.
Imię jej ukochanej klaczy brzmiało Josephine.
Wszystko, wszystko należało do niej.


 [Hibiya]

 Stanął przede mną chłopak tak łudząco do mnie podobny. Widziałem go już. W dzień mojej koronacji. Zakłócił ceremonię, a teraz ma czelność pokazać mi się na oczy. Niewiarygodne...

 - Doprawdy - uśmiecham się sarkastycznie i wstaję, następnie powoli do niego podchodząc - masz tupet, żeby tu przychodzić - opieram stopę na jego ramieniu, z wyższością mu się przyglądając. Możliwość patrzenia na kogoś z góry i uświadomienia mu iż jest jedynie nędznym plebsem zawsze mnie bawiła. Lubię sytuacje jak ta teraz. Poniżanie innych jest iście ciekawym zajęciem, jednak przy nim... On zbyt przypomina mnie.

 - Wstań - mówię cicho i odsuwam się od niego. Powoli się podnosi i wreszcie mogę dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Zupełnie jakbym patrzył w lustro.

 - Książę... - unoszę w zdziwieniu brwi, słysząc jak mnie nazywa. Szybko jednak dostrzega swój błąd i się poprawia - to znaczy królu - przygryza dolną wargę, jakby wahając się przed kontynuowaniem wypowiedzi - Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że moje zachowanie było niedopuszczalne i nie powinienem był się już nigdy Waszej Wysokości pokazywać na oczy, jednakże... - delikatnie, prawie niezauważalnie się uśmiecha - Jestem związany pewną obietnicą. Nie mogę jej nie dotrzymać.

 - Naprawdę? - odwracam się i znów zasiadam na tronie, rozważając jego słowa. Właściwie to niewiele dla mnie znaczą. Nie obchodzą mnie jego powody, ale nie mogę pozwolić by osoba tak podobna do mnie żyła wśród plebsu - Nie myśli sobie, że to ze względu na twoje powody. Zatrzymam cię w zamku tylko i wyłącznie dlatego, żebyś nie przynosił mi wstydu będąc zwykłym mieszkańcem. Czuj się zaszczycony, bo od dzisiaj jesteś moim osobistym sługą. Ale pamiętaj... – przerywam na chwilę, a moje usta rozciąga złośliwy uśmiech – wystarczy jeden najmniejszy błąd, a zapłacisz życiem – ku mojemu zdziwieniu na jego twarzy nie dostrzegam strachu, czy chociaż zdziwienia. Jest spokojny, jak gdyby spodziewał się takich słów.

 - Oczywiście, Hibiya-sama – odpowiada i wreszcie ośmiela się na mnie spojrzeć. Nie wiem czemu, ale jego oczy wydają mi się być znajome. Pomijając spotkanie przez katedrą, mam wrażenie, że już wcześniej go znałem.

 - W takim razie Shitsuo przedstawi ci twoje obowiązki i przydzieli pokój - kończę tą krótką rozmowę i odsyłam go wraz z blondynem.

 Kimkolwiek by ten chłopak nie był, i nie ważne jak podobny do mnie, jest tylko moim sługą, bez taryf ulgowych.

***

 [Sakuraya]

 Służę Ci już od kilku miesięcy. Nie powiem, że to łatwe, ale jeśli tylko mogę być blisko ciebie, stawię czoła wszystkiemu.

 Wiesz Hibi-chan, z pozoru ogromnie się zmieniłeś i przeraża mnie ta zmiana. Ale wiem, że w środku nadal jesteś moim uroczym, kochanym braciszkiem. Nie wierzę, że mogłeś stać się tak okrutnym człowiekiem za jakiego mają cię ludzie. To wina walczących o władzę ministrów. Oni nadal próbują dostać się do tronu. Podsuwają ci niekorzystne rozwiązania, by lud cię nienawidził i z czasem zapragnął twojej śmierci. Nie, nie usprawiedliwiam cię. Nie muszę tego robić, bo wiem, że jesteś niewinny.

 Właśnie jestem w drodze do ogrodu, gdzie oczekujesz na podwieczorek. Punktualnie o trzeciej, kiedy kościelne dzwony zaczynają bić stawiam przed tobą talerzyk z twoją ulubioną przekąską. Aż dziwne, że tak zasmakowało ci zwykłe brioche, które przecież wcale nie należy do tych wytrawnych dań. Z uśmiechem zajadasz się drożdżówką, nie wzbogacając jej smaku żadnym z dodatków ustawionych na stoliku.

 - Na jutrzejszy dzień zaplanowane jest spotkanie – zaczynam, napełniając filiżankę herbatą – Wasza Wysokość powinien się na nim zjawić. Dotyczy dość ważnej sprawy.

 - Nie chcę – odpowiadasz szybko – Nie lubię tych wszystkich rozmów. Są nudne – nie komentuję twojej wypowiedzi, ani nie podejmuję próby namówienia cię do zmiany zdania. Jesteś uparty, więc to i tak byłoby bezcelowe. Poza tym, nawet bez tego mam pewność, że jutro zmienisz zdanie. Zawsze tak jest. Najpierw mówisz, że czegoś nie zrobisz, a później uznajesz, że to może być jednak ciekawe. Na swój sposób takie zachowanie jest słodkie, choć z pewnością nieodpowiedzialne.

 Dalsza część podwieczorku przebiega w całkowitej ciszy. Wydajesz się być odprężony panującą atmosferą. Przyjemnie jest widzieć cię takiego. Już dawno nie byłeś tak spokojny.

 - Hej, Sakuraya – odzywasz się, odstawiając filiżankę i wstajesz od stolika – powiedz mi, czy nie spotkaliśmy się jeszcze przed dniem koronacji?

 - Jeżeli dobrze pamiętam, to nie. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce tamtego dnia – odpowiadam uprzejmie, ale z dość zakłopotanym uśmiechem, na wspomnienie mojego zachowania w tamtym czasie.

 - Hm, rozumiem. No nic. Najwyraźniej tylko mi się wydaje – wzruszasz ramionami i raźnym krokiem ruszasz w stronę ścieżki, prowadzącej do wyjścia z ogrodu – Idę do swojej komnaty. Ty możesz robić co chcesz – mówisz na odchodne.

[Hibiya]

 Zatrzaskuję za sobą drzwi komnaty, ucinając tym paplaninę Katsumi, która po drodze się mnie uczepiła.

 Wzdycham cicho i zdejmują płaszcz, oraz koronę, następnie odkładając je na łóżko. Po chwili sam się kładę, ukrywając twarz w mięciutkiej poduszce. Jestem pewien, że skądś go znam. Na pewno.

 - Wkurzające – mówię cicho i przewracam się na bok. Dlaczego nieważne jak się staram nie mogę go sobie przypomnieć? Wiem, że go znałem. Dawno, ale go znałem. Zupełnie jakby starał się sobie przypomnieć sen, ale widział tylko jego zarys informujący jedynie o jego istnieniu.

 Ale ktoś musi coś o nim wiedzieć. Cokolwiek, no. Może Katsumi, wie? Ona jest tu od dziecka, więc może coś pamięta.

 Wstaję i nie kłopocząc się ponownym zakładaniem korony wychodzę z komnaty, mając nadzieję jeszcze gdzieś złapać Katsumi, ale oczywiście jej już nie ma. Jak zwykle, kiedy jest potrzebna, gdzieś znika.

 - Katsumi! - wołam, przeciągając sylaby jej imienia, a słysząc jak w komnacie obok coś upada lekko się uśmiecham. Otwieram drzwi i po prostu nie mogę powstrzymać śmiechu widząc Katsumi przygniecioną jakimiś pudłami.

 - Czy ty czasami nie miałaś tu sprzątać? – pytam, nadal cicho chichocząc.

 - Sprzątam przecież, nie widać? – burczy, nadymając policzki i lekko się rumieniąc – Wystraszyłeś mnie. To przez ciebie się przewróciłam.

 - Nie prawda. Przewróciłaś się bo jesteś kiepską pokojówką i nie umiesz wykonywać swoich obowiązków jak należy – prycham cicho, wrednie się uśmiechając.

 - Jasne, pewnie, że tak – mruczy pod nosem i zbiera się z ziemi, otrzepując przy tym swoją sukienkę – Czego, więc były książę ode mnie chciał, że aż osobiście się pofatygował? – używa tonu głosu jakby naprawdę była obrażona. To chyba pierwszy raz kiedy tak się zachowuje.

 - Chciałem cię zapytać o Sakurayę – odpowiadam, darując sobie komentarz w sprawie jej postawy.

 - Saku-chan? Co z nim? – wyraźnie zainteresowana przerywa zbieranie rozsypanych rzeczy i na mnie spogląda.

 - Więc... wydaje mi się, że go znam. Znaczy, tak od dawna – wyjaśniam.

 - Wydaje ci się? – patrzy na mnie zdziwiona – Nie pamiętasz go?

 - Pamiętam w jakim sensie? – zaczynam czuć się trochę niezręcznie. Ona naprawdę coś wie i prawda jest taka, że wcale nie musi mi powiedzieć prawdy. Już nie raz tak robiła. Wyłudzała różne rzeczy, albo wolne dni za jakąś informację.

 - Kiedyś się z nim przyjaźniłeś, nie? Jak byliście mali. Mieszkał tutaj – mówi mi to zupełnie jakby to było oczywiste. A nie jest. Ja się z nim przyjaźniłem? Naprawdę? Czemu nie pamiętam?

 - Skoro się przyjaźniliśmy to dlaczego opuścił zamek? – pytam o kolejną rzecz, nie spodziewając się odpowiedzi. Raczej po prostu próbuję to jakoś zrozumieć.

 - Wtedy też się o to pytałeś, a później się na niego obraziłeś i nie pozwalałeś nikomu o nim mówić – wzdycha cicho i z trochę zmęczoną miną odwraca się przodem do mnie – Porozmawiaj z nim zamiast się użalać. Tak w ogólne, skoro już rozmawiamy, jest jedna rzecz...

***

 Katsumi powiedziała mi coś ważnego. Co prawda narzekała też wyjątkowo dużo, a nawet w jakimś stopniu mnie obrażała, mówiąc rzeczy typu: "Otacza cię samo luksusowe wyposażenie, a ty ciągle marudzisz. U twojego boku zawsze stoi sługa o twarzy całkiem podobnej do twojej. Masz swoją ukochaną klacz, której imię brzmi Josephine. Wszystko, wszystko należało do ciebie, a ty i tak zawsze znajdziesz coś co ci nie pasuje. Wiesz, jakie to bywa wkurzające..." I tak dalej. Z trudem było mi nie wezwać do niej straży, ale za to, że w sumie dwukrotnie mi dzisiaj pomogła, darowałem jej. No i to mimo wszystko nadal moja znajoma. Każdego innego kazał bym natychmiast zabić, ale jej nie umiem. Chociaż czasami naprawdę by wypadało...


Jeżeli braknie pieniędzy,
wyciśnijcie je z ignorantów.
Każdy, kto śmie mi się sprzeciwić,
zostanie zgładzony.

~dnia następnego~

[Sakuraya]

 Nigdzie w pałacu nie mogę cię znaleźć, a za dosłownie dziesięć minut powinieneś zjawić się w sali narad.   Szybkim krokiem przechodzę przez główny hol i ponownie spoglądam na tarczę swojego kieszonkowego zegarka. Już tylko dziewięć minut. Hibi-chan gdzie jesteś? Nie ma cię w komnacie, ani w kuchni. Do pomieszczeń dla służby nigdy nie wchodzisz, więc tam również cię nie znajdę. Wzdycham cicho i spoglądam przez wielkie okno z którego mogę zobaczyć ogród. Jest równie piękny, co osiem lat temu. Prawie wcale się nie zmienił. Wciąż idealnie zadbany, przyciągający swoimi jaskrawymi barwami. W jego centrum nadal znajduje się ta różana kopuła, pod którą tak lubiłeś się chować, gdy bawiliśmy się w chowanego, lub miałeś dość otaczających cię ludzi.

 Lekko się do siebie uśmiecham. Jak mogłem wcześniej nie skojarzyć, że to właśnie tam w pierwszej kolejności należy cię szukać? Hibi-chan, może jesteś królem, ale niektórych nawyków nie da się tak łatwo pozbyć.

 Pochylam się i zaglądam pod kopułę, tym razem cię znajdując. Uśmiecham się delikatnie, widząc jak słodko wyglądasz podczas snu.

 - Hibiya-sama - mówię cicho i przyklękam obok ciebie, kładąc ci dłoń na ramieniu - Hibiya-sama proszę się obudzić - mamroczesz coś niewyraźnie i z niezadowoloną miną odganiasz mnie ręką. Wyglądasz przy tym tak uroczo i jednocześnie zabawnie, że z trudem powstrzymuję śmiech.

 - Doprawdy... - mówię do siebie i pochylam się nad tobą, szepcząc ci do ucha: - Hibiya-sama, ktoś ukradł Josephine - właściwie nie wiem jak to możliwe, ale jak na zawołanie otwierasz oczy, w moment później podnosząc się do siadu i o mało nie zderzając przy tym ze mną. Rozglądasz się dookoła, po chwili kierując wzrok na mnie.

 - Josephine? - pytasz lekko przekrzywiając głowę w bok - ktoś ją zabrał?

 - Nie - uśmiecham się i wstaję z kolan następnie pomagając wstać tobie - to kłamstwo. Wybacz, Hibiya-sama, ale musiałem cię jakoś obudzić. Na dziś planowana jest narada na której niezwłocznie powinieneś się zjawić - wyjaśniam ci i wychodzę za tobą spod kopuły.

 - Kłamałeś? - marszczysz brwi, nadal koncentrując się na sprawie swojej klacz. Zupełnie nie zwracając uwagi na dalsze informacje - A umrzeć byś chciał? - zatrzymujesz się i z wręcz diabelskim uśmiechem odwracasz w moją stronę. Zdziwiony chwilę ci się przyglądam, aż wreszcie z zakłopotaniem podejmuję się próby odpowiedzenia ci na to dość nietypowe pytanie.

 - Właściwie to nigdy nie myślałem o swojej śmierci, ale raczej nie chciałbym cię jeszcze opuszczać, Hibiya-sama - posyłam ci delikatny uśmiech i dodaje - Jeśli samolubnie stwierdzę, że wolałbym żyć bo polubiłem służbę u ciebie, to chyba będzie w porządku, prawda?

 - Taak. Powiedzmy, że tak - szybko się odwracasz, zdaje się, że odrobinę speszony. Zawstydziłem cię Hibi-chan?

 - Skąd tak właściwie wiedziałeś, że tutaj jestem?

 - Zgadłem - wzruszam ramionami, a mój uśmiech mimowolnie się poszerza.

 - Naprawdę? - unosisz w górę jedną brew, jakby mi nie dowierzając - ogród jest wielki. Zamek także. Jak, więc mnie znalazłeś? - milczę, nie wiedząc jakiej odpowiedzi ci udzielić. Czy dalej kłamać, mówić półprawdę, czy może powiedzieć kim jestem. Może to będzie najlepsze. Zanim jednak się odzywam, znów zabierasz głos - Kiedyś musimy zagrać tak naprawdę, ne Saku-chan? - zatrzymuję się nie zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Jestem zbyt zaskoczony i szczęśliwy. to znaczy, że mnie pamiętasz, czyż nie Hibi-chan? - Saku-chan zaczekaj tu na mnie! Postaram się to szybko załatwić~! - wchodzisz do sali, a wielkie drzwi powoli się za tobą zamykają.

[Hibiya]

 - W czym, więc kłopot? - opieram policzek na dłoni i znudzony patrzę na tego głupiego człowieka, który od kilku minut macha mi przed twarzą jakąś kartką i mówi, że królestwo ma problemy finansowe. Niedorzeczność. Dla mnie jest idealnie - Jeżeli braknie pieniędzy, wyciśnijcie je z ignorantów. Nikt nie może się zbuntować bo wyślę go na spotkanie z gilotyną - Dokładnie. Nikt z tych brudnych wieśniaków nie ma prawa głosu. Każdy kto śmie mi się sprzeciwić, niebawem zasmakuje własnej krwi. Przenoszę wzrok na mapę leżącą obok, a na moje usta wdziera się podły uśmiech – Lub po prostu... – sięgam po mały nożyk i wbijam go w jedno z małych państewek na mapie – przejmijcie to królestwo i ściągnijcie podatki – śmieję się krótko i odwracam na pięcie, następnie podchodząc do drzwi – Sprawa zamknięta i nie chcę więcej słyszeć tych bzdur – oznajmiam i już chcę wyjść, kiedy ktoś się odzywa.

 - Ależ Wasza Wysokość! Tak nie można! Jeżeli pójdzie tak dalej, to cała ludność pomrze z głodu! – na powrót zamykam drzwi które zdążyłem już lekko otworzyć i patrzę na tą bezczelną osobę, która odważyła się zakwestionować moją decyzję.

 - Powiedz mi, czy nie powiedziałem, że sprawa jest zakończona? – pytam, przybierając bardziej poważną postawę.

 - Owszem, ale...

 - Jeżeli, więc nie jesteś głuchy i to słyszałeś to z jakiej racji się odezwałeś? Czy w ten sposób chcesz mi przekazać, że znudziło ci się bycie lojalnym? – syczę przez zaciśnięte zęby i podchodzę do niego kilka kroków. Wygląda na to, że już zdążył stracić całą pewność siebie, która jeszcze chwilę temu mu towarzyszyła.

 - W żadnym razie – zaprzecza, wyraźnie poddenerwowany.

 - Więc następnym razem pomyśl dwa razy zanim się odezwiesz. Nie będę więcej tolerował takiego zachowania – zagrażam i patrzę po wszystkich obecnych, przekazując tym, że ich także się to tyczy. Kilka osób na tyłach wydaje się być zadowolone. No tak, w końcu właśnie zastosowałem się do ich rad. Mam tylko nadzieję, że nie pogorszy to, i tak nie najlepszej już sytuacji.

 Uznając sprawę za ostatecznie zakończoną opuszczam salę. Jak się spodziewałem czekasz na mnie. Podchodzę do ciebie, a ty lekko się skłaniasz. Jak zwykle – idealnie prezentujesz się jako sługa.

 - Nie musisz tego robić kiedy nie ma nikogo w pobliżu – uśmiecham się i chwytam cię za dłoń – Jeżeli to właśnie ty, to nie chcę sługi. Chcę przyjaciela.

 - Hibiya-sama – mówisz cicho, wydając się być zdziwionym – takie zachowanie nie przystoi – uśmiechasz się lekko i odsuwasz od siebie moją dłoń, chwilę później jednak nieco mnie zaskakując. Nachylasz się nade mną i w geście uciszenia przykładasz wskazujący palec do ust, cicho mówiąc: - Jestem twoim przyjacielem, Hibiya-sama, cały czas. Ale nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było rozpowiadanie tego – skinam głową, rozumiejąc o co ci chodzi. Racja, to mogłoby być trochę kłopotliwe. Nie żeby jakoś szczególnie obchodziło mnie zdanie podwładnych. Właściwie to prawie wcale, ale dobrze zachowywać chociaż pozory, prawda? No i ty mógłbyś mieć z tego tytułu jakieś kłopoty...

Odsuwasz się ode mnie i na powrót przyjmujesz postawę sługi – Gdzie chciałbyś się teraz udać, Hibiya-sama?

 - Gdzie? – zastanawiam się chwilę, nie mając jakiegoś specjalnego pomysłu – Nie wiem. Ale chciałbym żebyś mi opowiedział gdzie byłeś, jak cię nie było. Co robiłeś. Chciałbym, żebyś mi o tym opowiedział – uśmiecham się i ciągnę cię w dalszą część zamku, żebyśmy już nie natknęli się na żadnego z ministrów, czy innych "poważanych" osób chcących ze mną pomówić.

***

 Późną nocą do swojej komnaty każę wezwać dowódcę wojsk królewskich, tak pięknie przez lud zwanego bohaterem. Przyprowadzasz go jak prosiłem, po cichu, bez żadnych świadków.

 Tej nocy on zniknie.

 Stoję przy wielkim oknie, kiedy słyszę jak drzwi za mną się otwierają, a do środka wchodzą dwie oczekiwane przeze mnie osoby. Na moich ustach pojawia się lekki uśmiech, szybko jednak skryty pod powagą. Kolejny akt uroczego przedstawienie zaraz dobiegnie końca.

 - Hibiya-sama, ponoć mnie wzywałeś.

 - Tak - odwracam się do niego wciąż udając jakby chodziło o bardzo ważną sprawę. A przecież tutaj nie chodzi o nic więcej jak jego nędzne życie - Od pewnej osoby dowiedziałem się o twoich działaniach względem dokarmiania tych wieśniaków żyjących w mieście - mówię ze spokojem, jakbym tylko przedstawiał mu jeden z kilku możliwych scenariuszy. Jak gdyby mógł się oczyścić z zarzutów. Cóż... przykro mi, ale nie ma takiej możliwości - Naprawdę myślałeś, że nie zauważę? - prycham z pogardą, przyglądając się jego wyrazowi twarzy. Nawet nie wygląda jakby było mu przykro. Zupełnie jakby nadal był zdania, że to, co zrobił było dobrym posunięciem.

 - Nie Hibiya-sama. Wiedziałem, że prędzej czy później się zorientujesz, ale to nie było wystarczającym powodem bym miał im nie pomóc - odpowiada , wyraźnie trudząc się na spokój. Jego samokontrola ma taki niski poziom.

 - A czy wiesz, że przez twoją "pomoc" w królestwie zaczęły wybuchać bunty? Lud przestaje się słuchać bo uważa, że ma w tobie obrońce – oni wszyscy ślepo wierzą, że jedna osoba jest w stanie mi się przeciwstawić. Co z tego, że dysponuje nadludzką siłą? Nadal jest jedynie moim podwładnym. Tylko nędznym robakiem, którego mogę w każdej chwili zdeptać – A może nie robisz tego by im pomóc? Może po prostu chcesz żeby zobaczyli w tobie człowieka, a nie potwora, który na każdej wojnie z zimną krwią mordował ludzi? – nie mogę już powstrzymać uśmiechu. Zaczynam się nawet śmiać. On z kolei podchodzi do mnie i zaciska dłoń na kołnierzu mojej tuniki. Jego zachowanie jest tak głupie i żałosne.

 - Ci ludzie przez ciebie umierają, głupi bachorze. Uważasz, że to zabawne? – potrząsa mną, ale z mojej twarzy nadal nie znika uśmiech, jakby na potwierdzenie jego słów. A swoją drogą. Żeby tracić czujność, kiedy wystarczy jedno moje skinienie...

 – Saku-chan – mówię cicho i już po chwili uścisk blondyna znika.

[Sakuraya]

 Prowadząc go do twojej komnaty czuje wyrzuty sumienia. Wiedząc co rozkażesz mi zrobić, wiedząc, że będę musiał usunąć człowieka, który zapewnił mi dom, kiedy zostałem wyrzucony z zamku. Rozmawiam z nim jakbym za kilka minut nie miał zakończyć jego życia. Uśmiechając się kłamię mu prosto w twarz. Wchodzę za nim do twojej komnaty i zamykam za nami drzwi. Póki co stoję z tyłu, nie wtrącam się. Moja rola rozpocznie się za chwilę.

 Przedstawiasz mu zarzuty, wypowiadasz moje imię, zaciskam dłoń na sztylecie. Już czas odpowiedzieć na twe życzenie. Nie mogę się wycofać. W jednej chwili znajduję się zaraz obok Shizuo i zatapiam ostrze w jego ciele. Dokładnie celując w serce, raz na zawsze je zatrzymuje. Łzy cisną mi się do oczu, ale nie daje im spłynąć. Nie powinieneś widzieć moich słabości i żalu. Nie mogę cię martwić moimi sprawami.

 Jego martwe ciało upada u moich stóp, a na podłodze powoli tworzy się kałuża krwi. Tą samą krew mam na swoich dłoniach. Czuję ciężar twojego ciała na ramieniu, więc spoglądam na ciebie, wymuszając uśmiech i pilnując by nic nie zdradziło moich uczuć. Patrząc na człowieka, którego przed chwilą pozbawiłem życia wydajesz się szczęśliwy. Teraz już nikt nie odważy ci się sprzeciwić. "Wielki obrońca" został pokonany przez naszą podłą, dziecięcą intrygę. Czyż przed nami nie znajduje się najlepszy dowód na to, że nieważne jak
człowiek nie byłby silny z diabłem nie wygra? To straszne Hibiya-sama, ale jeśli w ten sposób mogę uchronić cię przed zmartwieniami, zgodzę się przelać krew wszystkich, którzy wejdą ci w drogę. Każdy kto zechce ci się sprzeciwić zostanie zgładzony.

 - Hibiya-sama - delikatnie cię od siebie odsuwam, uważając by przy tym nie ubrudzić cię krwią - Proszę skorzystać ze swojej drugiej sypialni i położyć się już spać. Ja zajmę się posprzątaniem...tego - mój głos jest cichy i łagodny. Staram się jak mogę, by nie zadrżał.

 - Masz rację - przytakujesz - już późno~. W takim razie dobranoc Saku-chan~ - kiedy opuszczasz komnatę przestaje powstrzymywać napływające do oczu łzy. Spływają mi po policzkach i skapują prosto w szkarłatną kałużę w której stoję. Dlaczego to musi tak boleć, skoro zabiłem w słusznej sprawie? Zabiłem by zapewnić ci bezpieczeństwo. Muszę się opanować i pozbyć jego ciała. Zanim służba wstanie i dowie się o całym zajściu.

 Ściągam z łóżka całą pościel i owijam w nią ciało Shizuo. Jak najszczelniej, by przeciekało mało krwi. Sprzątam z podłogi całą krew, żeby posadzka znów była nienagannie czysta i nie zdradzała zajścia z dzisiejszej nocy. Do oficjalnego rozpoczęcia pracy została niecała godzina. W tym czasie nie zdążę usunąć z zamku jego ciała. Na pewno nie sam.

***

 Stojąc nad brzegiem rzeki, już drugi raz dzisiaj ręce mam pokryte krwią. Ale... nie mogę pozostawiać świadków przy życiu. Nie mogę stwarzać dla ciebie zagrożenia. Bez względu na to jakby to nieuczciwe względem ludzi było. Jeden z służących pomógł mi wynieść, już byłego dowódcę straży z zamku. A ja odpłaciłem się mu w ten sam sposób co Shizuo. Zabijając go i pozwalając ponieść jego ciało nurtowi wody.

 Słońce właśnie zaczyna wschodzić. Powiedziałbym, że jest idealnie. Poza moimi pobrudzonymi krwią ubraniami nie ma żadnych śladów. Spale je kiedy wrócę do zamku. Nikt się o niczym nie dowie.

 [...]
 Po przeciwnej stronie rzeki nie jesteś w stanie mnie zobaczyć. Ale ja widzę cię doskonale. Jak w pośpiechu pozbywasz się dowodów swojej zbrodni. Lub może poprawniej by brzmiało "waszej"? Plan twojego uroczego braciszka, którego polecenia wykonujesz jak głupia kukiełka sprawdził się niemal perfekcyjnie. Aż dziwnie patrzeć na kogoś takiego jak ty, mordującego już drugą osobę. Ale cóż~~ miłość jak widać naprawdę jest ślepa. Każda. Nieważne czy kochanków, czy rodzeństwa. Powiem ci, Saku-chan, że jesteś naprawdę serdecznym zabójcą, ale nieco mnie rozczarowałeś. Nie miałeś zabijać drugiej osoby. Miało ci się nie udać pozbyć jego zwłok. Wszyscy mieli się o tym dowiedzieć i wszcząć bunt przeciw władcy! Mieli go obalić! Wszystko popsułeś. Przez ciebie konieczne są kolejne ofiary. Już teraz jesteś winien ich przyszłej śmierci.

[Sakuraya]

 Wracam na zamek i dostaje się do swojego pokoju na kilka chwil zanim służba zaczyna krzątać się po korytarzach. Szybko doprowadzam się do porządku i mimo zmęczenia o wyznaczonej godzinie, jak wszyscy rozpoczynam swój zwykły dzień. Dostarczam kucharzom listę dań, które zażyczyłeś sobie dzisiaj zobaczyć na stole, upewniam się, że jadalnia jest przygotowana, ścielę łóżko w twojej sypialni i ostatni raz sprawdzam czy gdzieś nie pozostał jakiś ślad po zdarzeniach dzisiejszej nocy. Zupełnie nic. Wszystko jest w porządku.  Jakby całe zajście było wyłącznie moim koszmarem.

 Spoglądam na zegarek, już czas na pobudkę Hibi-chan. Lekko pukam do drzwi twojej drugiej sypialni i wchodzę do środka. Śpisz, zaplątany w prześcieradło, które jakimś cudem znowu udało ci się ściągnąć przez sen. Na ten widok delikatnie się uśmiecham. Podchodzę do wielkiego okna i zamaszystym ruchem odsłaniam zasłony.

 - Czas wstawać Hibiya-sama~~ - wołam i odwracam się do ciebie, nadal się uśmiechając. Otwierasz oczy, od razu jednak je mrużąc gdy jasne promienie słońca padają na twoją twarz. Z niezadowoleniem marszczysz brwi i obracasz się na drugi bok, ukrywając się pod prześcieradłem.

 - Hibiya-sama - cicho się śmieję i podchodzę do ciebie - Już późno, a dzisiaj masz kilka godzin lekcji, oraz dodatkowo jazdę konną.

 - Uhm. Ale jeszcze chwila - mruczysz w półśnie. Wzdycham cicho i czy chcesz, czy nie ściągam z ciebie nakrycie.

 - Hibiya-sama, proszę nie zachowywać się jak dziecko i wstać. Śniadanie już jest gotowe - używam najbardziej formalnego tonu głosu, na jaki mnie stać. Wybacz, Hibi-chan, ale w tej sprawie nie mogę ci ustąpić.

 - Ne, Saku-chan. Bywasz okropny - mówisz, powoli podnosząc się do siadu i przecierasz dłonią zaspane oczy.

 - Wiem o tym, Hibiya-sama - uśmiecham się, przyznając ci rację. Bywam naprawdę straszną osobą. Czyż nie udowodniłem tego wczorajszej nocy? Ale... nawet jeśli. Jeżeli dzięki takim metodą mogę zapewnić ci bezpieczeństwo, jest w porządku.

4 komentarze:

  1. [*] Shizuo ;~;
    Wiedziałam, że go zabiją, bo mi mówiłaś, ale i tak miałam w głowie takie "Niieee... ;c; dlaczego on? Gdzie teraz jest Izaya i czemu go nie obroni?!" xD
    Servant is the best ;3; I teraz się tak zastanawiam, kto to jest [...] trzy kropeczki... jeżeli mi mówiłaś na gg, to strasznie się cieszę, że tego nie pamiętam =w= Skleroza się na coś przydaję~ będę miała niespodziankę w następnym rozdziale~~ <3
    Ach, teksty Hibiyi do służby i ministrów wymiatają :D Całe szczęście, że nauczyciele w szkole tacy nie są. Wyobrażasz to sobie? Nie możesz odpsykować, ani nic, bo inaczej gilotyna xD Podobało mi się to, jak Sakuś znalazł Hibiye w jego dawnej kryjówce=w= takie słodkie, jakby wsadzić przeszłość w teraźniejszość. Sakuś, nie ukryjesz tego jak dobrze znasz Hibiye, oj nie~~ W dodatku kłamstewko o Josephine i reakcja Hibiyi :D Przeurocze~=3=
    Wydaję mi się, że nie mam weny na komentarze, ale... ale staram się xD uruchomię sobie przy tym mózg~ Och, nie wiem.. co mi się jeszcze podobało.. jak Sakuraya pobił się z tym, co chciał rzucić (jak ten prostak śmiał?!) w księcia kamieniem xD chociaż to było w drugim rozdziale, ale ja go dopiero teraz przeczytałam, więc~~ więc no :D I ogólnie tak powiem na marginesie, że przy czytaniu słuchałam music boxa Lilium i tak fajnie mi się jakoś wpasowało :D Pewnie powinnam słuchać przy tym Servanta, ale ja do czytania porzebuję czegoś spokojnego, żeby nie gubić linijek xDD LOL, poszukam music boxa z Servanta :)
    Pod~su~mo~wa~nie~ Naprawdę podoba mi się to opowiadanie i fakt, że jest prowadzone tak.. inaczej~ Historia jest długa i szczegółowa, przez co mój móżdżek ma więcej scen, których zazwyczaj tak bardzo pożądał w tej historii!~~ Ubarwiasz mi Servanta <3 bądź z siebie dumna i "pamiętaj kim jesteś" xD LOL tekst Mufasy z Króla Lwa, nie wiem, czemu to napisałam :D
    Weny i miłego czytania opowiadania, które teraz czytasz xD zabrzmiałam jak stalker, ale skoro ty wiesz, że ja wiem, że ty czytasz, to nie ma w tym niczego złego xD
    Żegnam się~ Sayonara~:DD Standardowo życzę weny, a jak ją złapiesz, to bądź łaskawa o Kanra-sama i daj mi troszku *klęka na kolanko niczym Saku-chan* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam takie wrażenie, że pan [...](wymowne trzy kropki) to Izaya xDD
    Poza tym Shizuo jest epicki *^* choć ma baaaardzo epizodyczną rolę :cc a szkoda, bo wychodzi genialnie~! Shizuo obrońca ludu~!!!
    Cieszę się że Saku-chan i Hibi-chan wreszcie sobie co nieco wyjaśnili :) szkoda że zabili Shizusia, przecież on nic nie rozbił Q.Q to był taki niewinny potworek~...
    Jestem dla ciebie pełna podziwu że dałaś wycisnąć z jednej piosenki aż tak długie i genialne opowiadanie~! A to jeszcze nie koniec =w= już się nie mogę doczekać~! Nie wiem czemu ale Sakuraya przypomina mi Psyche... no cóż... może coś już z nimi czytałam i to dla tego... w każdym razie czekam na dalsze rozdziały~! Trochę szkoda że nie zaskoczysz mnie zakończeniem xD choć kto cię tam wie... może jednak wymyślisz coś innego? X3
    Dobra koniec moich domysłów xD
    Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak~! Saku-chan jest plebsem *o* chwilka...ale tu się nie ma z czego cieszyć o.o Saku-chan jest szlachtą, a nie :)
    To całe morderstwo...a nawet dwa o.o omg~! Do czego ten świat zmierza??!! Biedy Sakuś :'( teraz będzie miał wyrzuty sumienia :'(
    Oczywiście mi się podobało <3 Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 40 year-old Legal Assistant Fonz Hassall, hailing from Aldergrove enjoys watching movies like "Awakening, The" and Snowboarding. Took a trip to Pearling and drives a McLaren F1. przydatne zrodlo

    OdpowiedzUsuń