środa, 19 marca 2014

Delic x Hibiya - ? - Rozdział 1


 Jak widać nie miałam pomysłu na tytuł ^^" Naprawdę, żadnego~ Każdy wydawał się zbyt głupi~ 
 Póki co jest, więc anonimowo, ale niedługo(być może ._.) się to zmieni ^^
 Zapraszam i z góry przepraszam za możliwe błędy~


[Hibiya]

Podróż przez tą głupią pustynię trwała już drugi dzień. Za każdym razem kiedy wyglądałem przez okienko powozu, jedyną część krajobrazu stanowiły skały i wyschnięta, popękana ziemia. Cały czas tylko to i lejący się z nieba żar, z każdą minutą będący coraz mniej znośny.

 Nigdy nie lubiłem gorących miejsc. Nie lubiłem nawet letnich temperatur, a jak na złość trasa do miasta w którym byłem zobowiązany się stawić przebiegała przez pustynię. Wielkie, gorące morze piasku i gruzu.

 Prychnąłem cicho, przypominając sobie dzięki komu znalazłem się w takiej sytuacji. Mój kochany starszy braciszek, który w dosłownie ostatniej chwili zrzekł się praw do tronu, przez co to mnie wysłali do podpisania jakiejś ugody. Przez niego znalazłem się w jednym z najgorszych miejsc na ziemi. Jestem pewien, że zrobił to celowo. Chciał mi pokazać, że rządzenie nie polega tylko na rozstawianiu ludzi po kątach, ale wiążą się z tym również jakieś obowiązki. Heh. Myślał, że co tym osiągnie? Nie zniechęci mnie jedną podróżą, a kiedy tylko wrócę do swojego kraju droga do tronu będzie bardzo prosta.

 Po raz kolejny na przestrzeni kilku minut zmieniłem pozycję na chwilowo mi odpowiadającą. Od dłuższego czasu nie mogłem znaleźć sobie wygodnego miejsca, do tego zaczynając mieć wrażenie, że jeżeli zaraz nie wyjdę na zewnątrz, po prostu się uduszę. Odsłoniłem okienko i lekko się przez nie wychyliłem. Ruchem ręki nakazałem najbliżej jadącemu strażnikowi się zbliżyć.

 - Czy coś się stało Hibiya-sama? - zapytał, trochę niepewnie na mnie spoglądając.

 - Chciałbym wysiąść - oznajmiłem, rzecz której raczej dało się domyślić. Ciekawe czy on wytrzymał by tyle czasu w tak małej, dusznej przestrzeni.

 - Wasza wysokość, nie sądzę, żeby był to najlepszy pomysł - ton jego głosu wyrażał powątpiewanie. Zupełnie jakby w ładny sposób chciał podważyć moją decyzję. Heh. Zresztą... bez względu na to co sądzi, musi wykonywać moje polecenia.

 - Nie pytałem cię o zdanie. Chcę wysiąść i koniec - fuknąłem, dając jasno do zrozumienia, że już więcej nie życzę sobie wchodzić z nim w jakąkolwiek dyskusję. Skinął głową i odjechał na chwilę, polecić dwóm innym strażnikom, aby powiadomili resztę karawany o tymczasowym postoju.

 Pomógł mi przesiąść się na konia, zabranego specjalnie na taką okazję. Nie powiem, że na zewnątrz było jakoś specjalnie lepiej. Chyba nawet w ogóle, jeśli nie gorzej. Powietrze było o wiele bardziej suche, no i słońce świeciło bezpośrednio na mnie. Jedynym co zmieniło się na lepsze, to fakt, że nie musiałem już siedzieć w strasznie ciasnym powozie i zmagać się z początkami klaustrofobii.

[Delic]

 Karawana była prowadzona szlakiem, którym przypuszczałem. Z jakiegoś powodu ta droga była uważana za jedną z bezpieczniejszych, co jakoś średnio miało się do prawdy. Wszystkie większe rozboje skupiały się głównie na niej. Dobrym przykładem może być na przykład przedsięwzięcie, które zaplanowałem na dzisiaj.

 Jakiś czas temu dowiedziałem się o przeprawie jakiegoś bogatego jegomościa przez ten odcinek pustyni. Nikt nie umiał do końca określić, kim jest ta osoba, ale za to pewną informacją było, że będzie przewoził dużo cennych rzeczy.

 Faktycznie, karawana w dole prezentowała się naprawdę pokaźnie. Na dodatek większa część straży skupiała się w jednym miejscu, resztę pozostawiając bez znaczącej ochrony. Takie formacje zwykle są wyjątkowo proste do rozbicia. Wystarczy zaatakować odsłonięte miejsca, a kiedy szyk się rozproszy, uderzyć w to, czego pilnują najbardziej.

 - Zaraz wjadą na odpowiednią część - upomniał jeden z moich towarzyszy, zatrzymując konia na krawędzi wzgórza, wśród których póki co się ukrywaliśmy.

 Przytaknąłem mu, ogarniając wzrokiem cały ciąg zwierząt i ludzi, który właśnie ku mojemu zdziwieniu stanął w miejscu.

 - Zatrzymali się? - spytałem sam siebie i popędziłem konia kawałek dalej, wzdłuż zbocza. Zmrużyłem oczy, przyglądając się sprawcy tego drobnego zamieszania. Z niewielkiego pojazdy wysiadł młody chłopak, najwidoczniej będącym tym najważniejszym.

 Czyli głównym punktem tej wyprawy jest tylko jakiś dzieciak, co? Chyba nie powinien mieć mi za złe, jeżeli przywłaszczę sobie trochę jego rzeczy? Mimowolnie się uśmiechnąłem, po prostu nie mogąc się doczekać wyrazu jego twarzy, kiedy już za chwilę na nich napadniemy.

 Pociągnąłem za uzdę, częściowo zawracając konia, tak by móc spojrzeć na swoich ludzi.

 - Zabieracie wszystko i zabijacie każdego kto wejdzie wam w drogę. Jedyne na co macie uważać to ten dzieciak. Jasne? – wszyscy zgodnie przytaknęli, że rozumieją, więc nie przeciągając pozwoliłem im ruszać. 
Tumany kurzu wzbiły się w powietrze pod kopytami rozpędzonych koni, a po chwili wybuchł ogólny chaos.

 Pozostałem na tyłach, żeby jak najdłużej mieć lepszy widok na całą sytuacją, a po części także na tego chłopaka, który chyba jeszcze nie do końca zorientował się co się dzieje wokół. Uśmiechnąłem się pod nosem, rozbawiony jego zachowaniem i w tym samym momencie przecinając na wskroś klatkę piersiową jednego ze strażników. Byłem teraz jedną z osób znajdujących się najbliżej niego. Przeniósł na mnie spanikowany wzrok, wyraźnie nie wiedząc jak ma postąpić w obecnej sytuacji.

 Na chwilę zostałem zmuszony do spuszczenia go z oczu i zajęciem się paroma osobami, którym bardzo nie spodobało się, że znalazłem się tak blisko tego dzieciaka. Chyba naprawdę był kimś ważnym skoro bronili go z taką zaciekłością. No cóż, najwyżej poleje się trochę więcej krwi niż miało.

 Prychnąłem i dobiłem ostatniego z otaczających mnie strażników. Rozejrzałem się, szybko odnajdując właściwą osobę. Wyglądało na to, że stracił kontrolę nad swoim koniem. Zwierzę zaczęło wierzgać, wystraszone i nie zapowiadało się by miało się uspokoić. Po chwili brunet, nie mogąc się utrzymać w siodle ze stłumionym jękiem wylądował na ziemi. Cicho się zaśmiałem i podjechałem do niego, a będąc już wystarczająco blisko szybkim ruchem zdjąłem mu z głowy koronę. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił z zaskoczenia na oburzenie. Poderwał głowę do góry i z niezadowoloną miną, spojrzał mi prosto w oczy. Był zabawny, kiedy tak patrzył. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, otwarcie pokazując jak dobrze się bawię, cóż jakby nie patrzeć, jego kosztem.

 - Coś nie pasuje, księżniczko? – zakpiłem, przyglądając się jak jego policzki pokrywają się rumieńcem. Poderwał się z ziemi i wcale nie przejęty faktem, że stoi przed nim jego potencjalny morderca, zwyczajnie zaczął na mnie krzyczeć.

 - Nie jestem księżniczką, tylko księciem! Jak w ogóle śmiesz na na mnie napadać, co?! Jesteś bezczelny! I natychmiast oddawaj moją koronę! – tupnął nogą i skrzyżował ręce na piersi, jak typowy dzieciak. Chociaż w sumie wydaje mi się, że przedszkolaki są mądrzejsze i nie zwracałyby się takim tonem do gościa z bronią. Heh. Naprawdę ciekawy chłopak.

 - Nie~? No popatrz~. A sądziłem, że jesteś dziewczynką~ - droczyłem się z nim dalej – Ale skoro twierdzisz inaczej – wykrzywiłem usta w asymetrycznym uśmiechu i uprzednio upewniając się, że chwilowo jest względnie bezpiecznie, nachyliłem się nad nim – Nie martw się, książę też może być – mruknąłem na tyle głośno żeby mnie usłyszał i przyciągnąłem go do siebie, następnie jak worek przewieszając przez siodło.

 - E-ej! Co ty robisz?! – krzyknął, zaczynając się szamotać.

 - Porywam cennego księcia, nie widać~? – odpowiedziałem z uśmiechem, unikając ciosu wyprowadzonego przez następnego ze straży księcia.

 - Jeżeli już to bezcennego – burknął, wbijając urażony wzrok w ziemie.

 - To tym bardziej~ Lubię otaczać się wyjątkowymi rzeczami~! - mocno szarpnąłem za uzdę, zatrzymując konia i unikając konfrontacji z kataną. Miecz przeciął powietrze zaraz przed łbem zwierzęcia, nieco je płosząc, ale bez problemu udało mi się nad nim zapanować. Jedną ręką przytrzymując książątko, które jakoś w jednej chwili straciło całą odwagę, trudniej było mi wyprowadzać w pełni zręczne ciosy, ale w końcu udało mi się wytrącić katanę z ręki przeciwnika i usunąć go ze swojej drogi. Trochę krwi poleciało na siodło, w tym oczywiście też na księżniczkę, wyglądającą jakby miała zaraz zemdleć.

 - Księżniczko, spokojnie~! Już zaraz koniec~ - zaśmiałem się i przesunąłem dłoń na jego tyłek, uznając, że jednocześnie mogę go przytrzymywać i trochę się z nim podroczyć.

 - Zabieraj łapy! – warknął, znowu próbując się wyszarpać, na co tylko mocniej ścisnąłem jego pośladki, na znak, że nic z mu z tego nie wyjdzie.

 - Uspokój się, albo to naprawdę źle się skończy – powiedziałem, poważnym jak na siebie głosem. Wraz z resztą swojej grupy wycofałem się kawałek dalej, tam oczekując na przyjazd pozostałych.

 Nie minęła minuta, a wraz z pokaźnym łupem i nieplanowanym, ale fakt faktem – cennym zakładnikiem byliśmy w drodze w głąb pustyni.

 [Hibiya]

 W pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje. Wszędzie zrobiło się głośno, a moi strażnicy walczyli z jakimiś ludźmi, którzy najzwyczajniej w świecie zabierali sobie moje rzeczy. Nie wiedziałem co mam robić. Miałem przy sobie dwóch strażników, którzy widocznie nie dawali sobie rady z napastnikami. Wycofałem się trochę w tył, czując jak do oczu napływają mi łzy, które jednak udało mi się przełknąć. Nie powiedziałbym tego na głos, ale bałem się. Nie przewidziałem takiej sytuacji. Nie sądziłem, że ktoś może na nas napaść. Myślałem, że takie rzeczy się już nie zdarzają.

 Błądziłem dookoła wzrokiem, naprawdę nie mając pojęcia, co robić. W pewnym momencie moje spojrzenie padło na jednego z bandytów, który zamiast być zajęty rabowaniem drogocennych rzeczy, wpatrywał się we mnie. To było wkurzające. Jego postawa była taka lekceważąca. Był wyraźnie rozbawiony moją dezorientacją. Fuknąłem cicho pod nosem i kiedy on był zajęty walką ze strażą, pogoniłem konia. Ten jednak zamiast wywieść mnie stąd zaczął wierzgać, za wszelką cenę chcąc mnie z siebie zrzucić. Mocno zacisnąłem dłonie na uździe, starając się go uspokoić, ale nic to nie dało. Odgłos wystrzału spłoszył go jeszcze bardziej, przez co chwilę później uderzyłem o ziemię. Cicho jęknąłem z bólu i jeszcze zanim zdążyłem się podnieść, poczułem jak ktoś zdejmuje mi z głowy koronę. Zdziwiony podniosłem wzrok na ów osobę, a widząc kto nią jest, poczułem jak przez moje ciało przechodzi fala złości. Znowu on. Ten niewychowany prostak, który uważa, że napadanie na mnie jest zabawne.

 - Coś ci nie pasuje, księżniczko? – zapytał, przyglądając mi się z nieskrywanym rozbawieniem. Zwyczajnie się ze mnie śmiał. I jeszcze nazwał mnie księżniczką. Prychnąłem pod nosem i podniosłem się z ziemi, w dalszym ciągu patrząc na niego z chęcią mordu. Nie obchodziło mnie, że aktualnie to on był uzbrojony i mógł mi coś zrobić. Chociaż nie. Nie mógł mi nic zrobić. W końcu gdyby się odważył sam nie pożyłby długo.

- Nie jestem księżniczką, tylko księciem! Jak w ogóle śmiesz na na mnie napadać, co?! Jesteś bezczelny! I natychmiast oddawaj moją koronę! – krzyczałem na niego z każdą chwilą będąc coraz bardziej zirytowany jego osobą. Tupnąłem nogą i skrzyżowałem ręce na piersi, ot demonstrując swoje oburzenie.

 - Nie~? No popatrz~. A sądziłem, że jesteś dziewczynką~ - odpowiedział, wciąż nie przestając ze mnie żartować – Ale skoro twierdzisz inaczej – znowu uśmiechnął się w ten głupi sposób i rozejrzawszy się, pochylił się nade mną – Nie martw się, książę też może być – powiedział dość cicho i zanim zdążyłem mu coś odpowiedzieć poczułem jak mnie łapie i tak po prostu przewiesza przez siodło.

 - E-ej! Co ty robisz?! – krzyknąłem i zacząłem się wyrywać. Miałem ochotę czymś w niego rzucić. Czymś ciężkim, żeby raz, a dobrze rozbić mu ten głupi łeb. Jak on mógł mnie tak potraktować? Bez żadnego szacunku. Jakbym był pierwszą lepszą osobą, jaką spotyka się na ulicy.

 - Porywam cennego księcia, nie widać~? – odpowiedział z uśmiechem i na ułamek sekundy stracił mną zainteresowanie, zajęty odpieraniem ciosu jednego z moich ludzi.

 - Jeżeli już to bezcennego – odburknąłem i spuściłem wzrok, nie chcąc patrzeć jak się zabijają. Nie lubiłem tego.

 - To tym bardziej~ Lubię otaczać się wyjątkowymi rzeczami~! – odpowiedział wręcz śpiewnym głosem, jakby właśnie nie mordował ludzi. Mocno szarpnął za uzdę, ale nie wiedziałem dlaczego. Usłyszałem tylko świst powietrza, a później dźwięk ścieranego o siebie metalu. W następnej chwili czerwona ciecz wylądowała na mnie, sprawiając, że w moich oczach na nowo pojawiły się łzy, a w gardle poczułem nieprzyjemny ucisk. Zacząłem się lekko trząść, czego chociaż się wstydziłem nie umiałem opanować.

 - Księżniczko, spokojnie~! Już zaraz koniec~ - zaśmiał się i jakby to było najnormalniejsze zachowanie w świecie przesunął dłoń na moje pośladki. Nie wiedziałem już czy jestem bardziej zły, czy zawstydzony. Chyba jedno i drugie tak samo.

 - Zabieraj łapy! – warknąłem, znowu próbując się wyrwać, ale zamiast pożądanego skutku poczułem jak mocniej ściska mój pośladek. Powstrzymałem się od jęknięcia, nie zamierzając dać mu już ani grama więcej satysfakcji.

 - Uspokój się, albo to naprawdę źle się skończy – upomniał mnie, tym razem używając innego tonu głosu. To było wkurzające. Rozkazywał mi. On mi. Jakiś prostak mówił księciu, co ma robić! Nie do pomyślenia! Ostatni raz uderzyłem pięściami o bok konia, czując jak po policzkach spływa mi kilka łez. Nie ma mowy. Nie pokaże mu, że się boję. Udając, że po prostu się uspokoiłem, skupiłem się na powstrzymaniu płaczu.

 Ten prostak mi za to jeszcze zapłaci. Będzie błagał na kolanach o wybaczenie.

~~~
Korektę wielBŁĄDów robiła Miszu~  Ale sóhar, co nie?  *trollface*  heheszki~~  WielBŁĄDy~~ bo pustynia~ czaicie~?  :D buahahaha~~~ ale sóho~~ sóho~  *czuje się jak Masaomi*  badam-tss~    
No dobra, nie spamuję już na cudzym blogu, bo głupio xD  *idzie sobie i grzecznie się wylogowuje*
A byłby trolling, jakbym tu podała hasło!! *^*   hhuehueheu~~  ale no nie będę jak Izzy xD
Ale jak chcecie to możemy jeszcze porozmawiać o rzyciu i poobgadywać Kanrę, co tam~~ LOL

3 komentarze:

  1. No więc~~ skoro dałam ujście swojej gimbowatości, którą zaraża mnie moje otoczenie, to teraz przyszła pora na w miarę przyzwoity komentarz~ :D
    Na początku, napiszę ludziom moje WSPANIAŁE pomysły na tytuł tego opowiadania, które pisałam ci w rozmowie, a ty wszystkie odrzuciłaś ;c; *smuteczeg*
    No więc o to moje pomysły~~
    1. Pustynna oaza miłości *romantycznie*
    2. Gong przeznaczenia (to akurat podaję jako tytuł wszystkim do wszystkiego xD)
    3. Wielbłąd i błąd
    4. Piasek w majtkach
    5. Ruchome piaski miłości *poetycko*
    6. Turban Allaha~

    No i borze, mój brzuch *śmieje się jak głupia*
    Wracając do rozdziału, bo póki co to mi w głowie tylko wielbłądy, gongi i banany~ Strasznie podobał mi się sposób w jaki odnosi się tutaj Delic do Hibiyi!~~ Lekceważący, ale jednak per książątko~ w dodatku cała ich rozmowa, mimo że krótka i przeplatana zabijaniem strażników, wywołała na moim ryjku uśmiech C: o taki banianiasty C: Dziwne, co nie~? Delic sobie morduje ludzi i maca Hibiye, a Miszu się uśmiecha jak głupia do sera, bo co tam~? To tylko giną strażnicy~ to strażnicy! to nie ludzie! xDD jakoś mało wzruszyła mnie ich śmierć, ale jednak nie można zapominać, że to wciąż śmierć. Nie wiem jak się z tym czuć xD Po prostu ta urocza i zabawna rozmowa Hibiyi i Delica tak skutecznie mnie od tego odciągała =w= Zawsze lubiłam rabusiów~ weźmy na przykład takiego Sindbada~ rabował, broił~ ale ja i tak go lofciałam~ (i nadal lofciam). Na tej samej zasadzie zakochałam się w tym NOWYM Delicu! Bo nie mogę się po prostu nie zgodzić z faktem, ze to jest jego nowa odsłona! Oczywiście, barwy te samy, ale ubranie na pewno inne, bo nie lata raczej po pustyni w garniturku, tym bardziej, że czasy inne~ w dodatku, Delic na koniu ze szpadą, czy Bóg(Yato) wie czym innym, może nawet wykałaczką! I jeszcze w dodatku się tak uśmiecha... no nie... EXPLOSION OF OVARIES. Taki męski no~~ normalnie weźmy go do reklamy Old Spice i jeszcze ten tekst na końcu "siedzę na koniu" =m= Strasznie, strasznie kocham takie klimaty~ te wszystkie Alladyny~pustynie~Dżasminy~ niech jeszcze może Dżina znajdą xD hahaha, dobra już mi odwala. Miszu robi jakieś crossovery w komentarzach :D
    Odchodząc od osoby Delica i jego imidżu (nie umie tego napisać, bo slangi są dziwne)... jeśli chodzi o Hibiye, to wyszedł cudnie~ tak, bachorowato, ale nie do tego stopnia, żeby chciało go się ukatrupić, czyli po prostu idealnie~ słodkie tsundere, które wyważono tak, aby nie wkurzało za bardzo~ ale jak wkurzy Delica to też będzie <3 No dobra~ UROCZO~ Hibiś jest uroczy :D i to na końcu ;c; że bubu biedne puaka~ naprawdę nie spodziewałam się, że będzie płakać, a tutaj ten płacz wyszedł tak... najsłodsze w tym było to, że po męsku z dumą to ukrywał *kciuki w górze* bo on jest władcą, on się nie da i nie będzie pokazywał słabości... jeszcze xDD
    Podobało mi się~~ nie tak bardzo jak spamowanie... haha xDD żartuję~spamowanie to przy tym rozdziale nic =w= chcę dalej~~ proszę *,*

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko genialne *q* super się zaczyna. Genialny klimat (właśnie po raz kolejny czyta alchemika i wielbi wszelkie pustynne klimaty) świetne są te relacje Delica z Hibyą... Takie inne a przez to genialne~! a poza tym charaktery są świetle odwzorowane, jak zawsze co mi się strasznie podoba~! Matko ja juz bym chciała kolejną część x3 wiem jestem niecierpliwym człowiekiem, ale co posadzić zainteresowałaś mnie strasznie i teraz muszę czekać ._. I liczyć ze niedługo się pojawi...
    Na tytuł nie mam pomysłu, a te Miszu zwaliły mnie z nóg... No niektóre
    weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc zacznijmy od tego, że iż...tak właśnie powiedziałam (napisałam, ale to szczegół *o*) "że iż"...strasznie podoba mi się to opowiadanie. W sumie to trudno byłoby mi powiedzieć, że mi się nie podoba, bo to w końcu jest jeden z moich ulubionych paringów, ale jak już powiedziałam nie czepiajmy się szczegółów~! :3 chwila, a może nie mówiłam? o.o
    Dobra nie truję więcej. Życzę duużo weny...(na nowe opki oczywiście) i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń