czwartek, 13 lutego 2014

Tsuki x Roppi - Bilecik - oneshot


Bilecik


 Nie wyszło jak chciałam .3. Napisałam to od groma czasu temu, a przez ostatnie pięć dni starałam się jakoś poprawić. Mimo, że jest lepiej niż było na początku coś czuję, że nadal to nie to ^.^"
 Mimo tego, jednak publikuje, bo raczej i tak nie dam rady poddać poniższego ff ulepszeniu. Może kiedyś napiszę to raz jeszcze, a póki co zapraszam do zapoznania się z obecną wersją ^^
~~~

W zeszłym semestrze pojechałem na kilkudniową, klasową wycieczkę. Bałem się jechać tak daleko od domu, ale Roppi też się na nią wybierał. To tak właściwie był jedyny powód dla którego się na nią zapisałem. Chciałem spędzić z nim więcej czasu. Albo raczej tylko dłużej na niego popatrzeć. Nie miałem odwagi, żeby się do niego odezwać. Wstydziłem się coś przy nim powiedzieć bo wiedziałem, że wtedy zacząłbym się jąkać, jeszcze mocniej rumienić, a na końcu pewnie bym uciekł. Wstydziłem się obecności Roppiego, dlatego nawet nie spróbowałem się do niego zbliżyć. Gdybym coś powiedział tylko bym się zbłaźnił, a Roppi znienawidziłby mnie jeszcze bardziej niż nienawidzi innych ludzi. Na samą myśl o tym co mogłoby się stać gdybym jednak się do niego odezwał robi mi się słabo. A przecież miałem do tego tyle okazji. Na przykład wtedy, kiedy poszliśmy do wesołego miasteczka i z Roppim trafiliśmy do jednej kabiny na diabelskim kole. Siedziałem na przeciw niego i nie umiałem przestać mu się przyglądać. Dopiero kiedy on sam na mnie spojrzał zdałem sobie sprawę z tego, jak nachalny musiałem mu się wydać. Zarumieniłem się jeszcze bardziej niż zwykle i odwróciłem od niego wzrok, wciąż jednak co jakiś czas ostrożnie na niego zerkając. Po prostu nie umiałem przestać.
 Wtedy znowu zacząłem się zastanawiać czy coś powiedzieć, przywitać się.
 W końcu to nic dziwnego, że ludzie się ze sobą przyjaźnią. Dlaczego, więc miałem wrażenie, że nie powinienem się był odzywać do Roppiego? Dlaczego jego postawa wskazywała na kogoś, kto za wszelką cenę chce się odsunąć od reszty ludzi? A może to było tylko moje odczucie? Może powinienem był go o to zapytać? Chociaż nie. To nie byłby dobry sposób na zaczęcie rozmowy.

 Chyba na szczęście dla mnie zanim się zdecydowałem, przejażdżka się skończyła. Roppi wysiadł z kabiny i zdawało mi się, że dość niechętnie dołączył do grupki uczniów i nauczyciela. Z kieszeni jego kurtki wypadł mały, czerwony bilecik. Nie różnił się niczym od tych które dostali pozostali, ale i tak go podniosłem. Ten bilecik był Roppiego. Pomyślałem, że nawet jeśli mu go nie oddam to nic się nie stanie, a ja będę miał pamiątkę.

 Do tej pory codziennie noszę bilecik przy sobie.

 - Tsukishima-kun nie śpij! – usłyszałem donośny głos nauczyciela, który, nawet nie wiem kiedy stanął nad moją ławką.
 - J-ja... – chciałem się usprawiedliwić, ale przerwał mi głośny dźwięk dzwonka na przerwę. Czasami chyba naprawdę mam szczęście. Nauczyciel westchnął ciężko i mówiąc jeszcze o uwadze do dzienniczka odszedł do biurka. Spakowałem swoje rzeczy i już miałem wychodzić z klasy, kiedy dotarło do mnie, że gdy chowałem zeszyt do torby, nie było w nim bileciku. Wróciłem się i sprawdziłem czy czasami nie spadł mi z ławki, albo przez przypadek po prostu go na niej nie zostawiłem. Ale nigdzie go nie było. Chociaż dokładnie przeszukałem nie tylko obszar wokół swojej ławki, a całą klasę nie mogłem go znaleźć.

 - Tsukishima bo cię zamknę – nauczyciel kolejny raz mnie upomniał, domagając się, żebym wreszcie wyszedł z klasy. Wyglądał na naprawdę niezadowolonego z faktu, że nadal nie opuściłem sali, a na dodatek zacząłem podnosić wszystkie większe meble, by sprawdzić, czy nie ma pod nimi bileciku. Chyba się bał, że rzucę którąś z tych rzeczy, jak mój kuzyn, gdy jeszcze uczył się w tej szkole.  Zrezygnowany wyszedłem na korytarz, zastanawiając się czy może nie zgubiłem swojego bileciku wcześniej. Może został w domu, albo w szafce. Albo wypadł mi z zeszytu gdzieś na korytarzu?

 W czasie przerwy zadzwoniłem do mamy i zapytałem czy nie zostawiłem gdzieś w pokoju czerwonego bileciku. Powiedziała, że nigdzie na biurku czy szafkach go nie ma, więc sprawdziłem swoją szkolną szafkę. Wywróciłem ją dosłownie do góry nogami, ale na nic mi się to nie przydało. Zrobiłem w niej tylko jeszcze większy bałagan i zepsułem w niej drzwiczki, a rzeczy na której tak mi zależało nie odzyskałem.
 Zignorowałem dzwonek na kolejną lekcję, pierwszy raz w życiu nie myśląc o tym co będzie, kiedy rodzice dowiedzą się o moich wagarach. Chodziłem po korytarzu w nadziei, że gdzieś w kącie będzie leżał mój bilecik. Nie było go. Nigdzie. Ostatnim miejscem które sprawdziłem było boisko szkolne. Mimo, że dzisiejszego dnia jeszcze na nim nie byłem, a wczoraj na sto procent miałem bilecik ze sobą, gdy wróciłem ze szkoły, chciałem mieć pewność, że nigdzie go tutaj nie ma. Nawet pod bramką, która swoją drogą wcale nie jest taka ciężka jak zawsze mi się wydawało.

 Na lekcje byłem już spóźniony dobre trzydzieści minut, więc już na nią nie poszedłem. Zwyczajnie bałem się reakcji nauczyciela. Pewnie od razu zadzwoniłby do moich rodziców i o wszystkim im powiedział.

 Usiadłem na niskim murku z którego miałem widok na bramę. Na kilka minut przed dzwonkiem zobaczyłem jak ktoś wychodzi ze szkoły. Przez słońce, świecące mi prosto w oczy z początku nie byłem pewien kim jest ta osoba. Dopiero po zobaczeniu czerwonego futerka przy kurtce, zrozumiałem, że to Roppi. Nie przejmował się krzykami nauczyciela, każącego mu wrócić do klasy i zwyczajnie sobie poszedł.
 Zastanawiałem się gdzie idzie. Lekcje jeszcze trwały, a on najwyraźniej nie miał zamiaru zostawać w szkole. Nie powinienem go śledzić, w końcu to nie moja sprawa co robi. Nawet się nie znamy. Roppi ma swoje życie i może robić co chce. Nie muszę wiedzieć dlaczego wychodzi ze szkoły przed końcem lekcji, ani dokąd się wybiera. To nie moja sprawa, ale po prostu nie umiałem się powstrzymać. To chyba już jakiś stan obsesyjny, chodzić za kimś.

 Nawet nie próbowałem się chować, nie myślałem co będzie gdyby mnie zauważył. Po prostu za nim szedłem. Głupio wszedłem za nim na ruchliwą jezdnię, tak jak on uprzednio nie rozejrzawszy się, czy coś akurat nie będzie chciało mnie przejechać. Ciemnymi uliczkami i innymi nieznanymi mi drogami, od których zwykle trzymam się z daleka przeszedłem w jakieś mniej uczęszczane okolice. To już nawet nie były przedmieścia. Nie było tu domów, a jeśli już to tylko opuszczone baraki. Było cicho, zupełne odludzie. Rozglądałem się dookoła, prawie gubiąc Roppiego. W ostatniej chwili przypomniałem sobie po co właściwie tutaj przyszedłem.
 Zmniejszyłem dystans jaki powstał między nami, wciąż jednak zachowując pewną odległość. Szliśmy jakąś małą leśną drużką. Co chwilę się o coś potykałem, powodując tym hałas, w tej ciszy wydający się wręcz ogłuszający. Przynajmniej w moim odczuciu. Byłem pewien, że Roppi mnie usłyszał, ale mimo tego nie odwracał się, żeby zwrócić mi uwagę, czy cokolwiek innego.
 Nie minęło chyba tak dużo czasu, aż zatrzymaliśmy się przy... przy peronie. Wyglądał na już od dawna nieużywany. Jakimś podziemnym przejściem Roppi przeszedł na drugą stronę torów. Poszedłbym za nim, ale w tym tunelu było tak ciemno... Światło słoneczne padało tylko na kilka pierwszych schodków, a dalej nie widziałem zupełnie niczego. Gdybym tam wszedł, zgubiłbym się. Albo coś by mnie zaatakowało. Na przykład jakiś szczur. One podobno jedzą ludzi.

 Spojrzałem na przeciwny peron, a mój wzrok spotkał się z parą tak samo czerwonych oczu, jak moje.
 Roppi patrzył na mnie spokojnie, nie był zdziwiony. Pewnie od początku wiedział, że za nim idę. Czemu mi nie powiedział żebym go nie śledził? Chciał żebym z nim tu przyszedł? Tylko po co?

 Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk pociągu. 

 Roppi podszedł do torów, zupełnie jakby zamierzał skoczyć. Ale nie zrobi tego, nie? Słyszałem od kilku osób, że kiedyś próbował się zabić, ale to przecież zwykłe plotki. Dlaczego taka wspaniała osoba jak on miałaby chcieć umrzeć?

 Pociąg nadjechał szybciej niż myślałem. W jednej chwili zasłonił cały przeciwny peron. Nie widziałem Roppiego. Nie wiedziałem czy jeszcze tam jest. Czy nie zdecydował się... zabić. Nie mógł. Przecież...  Dlaczego miałby tak po prostu?

  Bałem się. Bałem się, że skoczy i już go nie zobaczę. Wydawało mi się, że ten pociąg nie ma końca.  Kolejne wagony przejeżdżały po torach, zasłaniając mi widok na Roppiego. Proszę, niech tylko on nadal tam stoi. Niech nie skoczy pod ten pociąg. Czułem jakby w moich płucach zalegały kamienie, nie pozwalające mi normalnie oddychać. Coś mocno ściskało mnie w klatce piersiowej, a z oczu popłynęło kilka łez. Roppi, wiem - nawet mnie nie znasz. Ale proszę nie odbieraj sobie jedynej szansy na szczęście.
 W końcu maszyna przejechała ukazując mi przeciwny peron.  Roppi wiąż tam był. Stał naprzeciwko i wpatrywał się we mnie znudzonym wzrokiem. Nie chciałem spuszczać go z oczu, ale musiałem po niego iść. Gdyby nadjechał kolejny pociąg, a on zmienił zdanie... Wycofałem się kilka kroków w kierunku schodów. Nie spuszczałem z niego wzroku. Nie umiałem. Bałem się, że kiedy to zrobię mógłby pójść gdzieś, gdzie bym go nie znalazł i tam się zabić. Zatrzymałem się i jak głupi stałem w miejscu, patrząc na niego. W myślach na siebie krzyczałem, rozkazując sobie wykonać kolejny krok. Iść do niego i odciągnąć od torów. Ale nie potrafiłem się zdecydować.

 Usłyszałem kolejny pociąg. Był jeszcze daleko gdy Roppi wskoczył na tory. Czułem szybkie bicie mojego serca, obijającego się o żebra, jakby miało zamiar wyskoczyć mi z klatki piersiowej.

 Dźwięk wydawany przez pociąg był coraz wyraźniejszy, a Roppi nadal nie ruszał się z miejsca. Ze spokojem spojrzał w stronę z której jechała maszyna. On naprawdę chce się zabić? Dlaczego nie mogę się ruszyć? Muszę do niego iść. Muszę go uratować. Czemu nie mogę?

 Zamrugałem kilkukrotnie, pozbywając się łez z kącików oczu. Roppi powoli zaczął przechodzić przez tory, zupełnie nieprzejęty trąbiącym na niego maszynistą. Kątem oka zobaczyłem jak blisko jest pociąg. Roppi, proszę... Nie rób tego.

 Wstrzymałem oddech kiedy maszyna ze świstem przejechał po torach, tuż za plecami Roppiego. W ostatniej chwili przeszedł na drugi pas. Jego kurtka została lekko uniesiona w górę przez podmuch wiatru, wywołany przez szybko jadący pojazd. Roppi niewzruszony stał w miejscu do czasu aż pociąg nie przejechał. Obejrzał się jedynie za nim i już szybszym krokiem pokonał odległość dzielącą go ode mnie.

 Stał na wyciągnięcie ręki, a ja i tak nadal nie mogłem się ruszyć. O-on na pewno żyje? Nie wydaje mi się, c-co nie? Wyciągnąłem dłoń przed siebie, a w chwili, kiedy zetknęła się ona z ramieniem Roppiego mocno zacisnąłem powieki. Powoli, najpierw otworzyłem jedno oko, później drugie, jakbym się bał, że chłopak stojący przede mną zaraz zniknie. To głupie. Przecież ludzie nie znikają. 

 - R-Roppi – sa-an? – słysząc swój głos, poczułem jak moje policzki zalewa fala ciepła, co pewnie znaczyło, że się zarumieniłem. N-nie powinienem był się odzywać. Zająknąłem się!

 - Tak? – pierwszy raz usłyszałem głos Roppiego. Taki gładki i melodyjny. I mówił do mnie! Roppi... O ile to możliwe, spłonąłem jeszcze większym rumieńcem, prawie całą twarz ukrywając za szalikiem. Może powinienem już pójść? Ale taka okazja może się już nie powtórzyć. No i nie mogę zostawić Roppiego w takim miejscu samego!
 - C-chciałem tylko z-zobaczyć gdzie idziesz – utkwiłem wzrok w ziemi, szturchając butem mały kamyczek, zupełnie jakby był najbardziej interesującą rzeczą wokół.
 - Dlaczego chciałeś to wiedzieć, co Tsuki – kun? Tak bardzo interesuje cię moje życie prywatne? Czy może chcesz wiedzieć jakie sposoby ludzie wybierają na samobójstwo?
 - N-nie – poczułem jak do oczu napływają mi łzy. Czułem się tak głupio, jak chyba jeszcze nigdy. Wiedziałem, że moje zainteresowanie Roppim znacznie wykraczało za wyznaczone normy. Jak powinienem dobrać słowa, żeby mnie źle nie zrozumiał? Nie wiedziałem. Nie wiedziałem jak mam się usprawiedliwić. Ale zaraz... czy on właśnie wypowiedział moje imię? Odruchowo na niego spojrzałem, naprawdę niemało zdziwiony – S-skąd wiesz jak się nazywam?
 - Byłeś na tej wycieczce w zeszłym semestrze. Trudno nie pamiętać imienia osoby, ciągle upominanej przez nauczyciela, przewracającej się i bez przerwy na ciebie gapiącej – prychnął bardziej rozbawiony, niż zły. Przynajmniej tak mi się wydawało.
 - To nie tak, że się na ciebie patrzyłem! – zaprzeczyłem szybko – ja tylko... – nie umiałem dokończyć. Żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło mi akurat do głowy. Przecież nie mogłem powiedzieć ‘lubię cię i dlatego cały czas się na ciebie patrzę i staram się dowiedzieć o tobie jak najwięcej’. Zacisnąłem dłonie na ramieniu torby, z zakłopotaniem znowu odwracając wzrok.
 - No nieważne – wzruszył ramionami i odwrócił się, idąc w stronę dróżki, którą tu przyszliśmy – A przy okazji – przystanął i wyjął z kieszeni mały, czerwony bilecik. Mój bilecik.
 - Skąd...
 - Znalazłem – odpowiedział krótko, czekając aż odbiorę od niego bilecik. Ostrożnie wziąłem papierek i przyjrzałem mu się. Moja pamiątka po czasie spędzonym z Roppim. Roppi jest teraz zaraz obok mnie. Byłoby cudownie gdybym mógł zamienić pamiątkę na jego przyjaźń.
 - Hej, Roppi-san... M-mogę wrócić z tobą? Sam nie trafię. – znowu się zarumieniłem, nieśmiało na niego spoglądając. Nie odpowiedział mi. Po prostu skinął głową i pozwolił iść obok siebie. Było cicho. Nic nie mówiłem i tak było w porządku. Nie była to krępująca cisza i sądzę, że Roppi też nie miał nic przeciwko mojej obecności.
 Włożyłem bilecik między wargi, uznając, że jeśli będę go nosił w ten sposób już więcej się nie zgubi. Będę go ze sobą nosił, aż do dnia w którym powiem Roppiemu, że go lubię. Wtedy zamienię pamiątkę na przyjaźń z nim. Kiedyś na pewno to zrobię.

~~~
Mam nadzieję, że nie zrobiłam nikomu aż tak wielkiej krzywdy tym tekstem ;-;

4 komentarze:

  1. "M-mogę wrócić z tobą? Sam nie trafię" - to chyba najgorsza wymówka w dziejach xDD ale w przypadku Tsuki'ego sprawdza się znakomicie O.O
    Poza tym bojący się zjedzenia przez szczury, prześladowca Tsuki jakoś tak nie brzmi xD (przepraszam mam przez twojego one-shota jakiś taki dobry humor)
    Bilecik był uroczy~! Choć trzymanie go w zębach na pewno nie higieniczne....
    Strasznie mi się podobał ten one-shot nie wiem czemu uważasz ze jest kiepski... jak dla mnie jest genialny. Roppi w końcu nie próbuje się zabić tylko bardziej bawi się z Tsukim poza tym nie jest takim wielkim ponurakiem i okazuje się, że jednak potrafi zrobić pierwszy krok. Mnie się to osobiście strasznie podobało~! Tsuki z resztą też tak walczył o ten bilecik nawet na lekcje nie poszedł i rozwalił szafkę!.. a z tym że bramki nie są takie ciężkie jak sie wydaje to mnie dobił XD naprawdę
    A co by tu jeszcze... wygląd bloga rozprasza czytającego!!! Normalnie co akapit przerywałam i patrzyłam na Izayę... nawet teraz co chwila się gapię xD
    A no i Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaa~~~ zachichotałam jak moe o.o to przez ciebie~! Strasznie, strasznie mi się podobało! Nawet nadal się uśmiecham =w= Nie wiem, czemu tak nie lubisz pisać jako Tsuki, ale naprawdę świetnie ci to wychodzi! Takie niewinne i przeurocze~~ moe~moe~moe~ kocham moe =w= Tak samo jak Kiasarin rozbawiły mnie szczury, poszukiwania bilecika, zadziwiająco lekka bramka~ te wszystkie rzeczy tak idealnie pokazywały to jaki słodziaśny i głupiutki jest Tsukishima ^^ a jeśli chodzi o droczenie się Roppiego, to... ;~; no takie zajebiaszcze~ nie wiem, co ci tutaj nie pasowało~ a jeśli sądzisz, że potrafiłabyś to napisać lepiej, to ja nie wiem o ile bardziej zajebiaszcze by to wtedy było >.< Cudoffne~~
    Mogłaś mi powiedzieć, że wstawiłaś >3< *nadyma policzki* No chyba, że ja znowu coś zapomniałam... hehehe~ no cóż, tak to bywa z moim mózgiem :D
    *nie wie, co jeszcze napisać* etto... no to chyba weny, ne~? ^^ Wesołych (?) Walentynek~ (można tak życzyć? O.o to chyba bardziej na święta... nie znam się na Walentynkach ;3;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww.... to było bardzo urocze. Naprawdę. Cieszę się, że jednak powstają ff z tą dwójką, w której nie występuje jedynie chlastanie się latającą żyletką, krew na ścianach, wszechobecny angst i śmierć w rumieńcach. To było naprawdę dobrym, ciekawym shotem. Po pierwsze; podoba mi się Tsukishima, jego zachowanie, przemyślenia. Perspektywa wyszła ci ślicznie. W sensie, że sposób patrzenia na swiat bardzo podobny do Tsukiego. Takie krótki chociażby wzmianki, że bramka jednak nie jest taka ciężka (na którym jebłam) albo wartość kawałka papieru. To wszystko fajnie określa blondyna, oddaje jego charakter, nadaje taki lekki i miły nastrój. I Roppi jednak się nie zabił. Zastanawia mnie dlaczego. Czy może chciał przestraszyć Tsukishimę, oddać mu w taki ekscytujący moment bilet? Podobała mi się ta swego rodzaju nieprzewidywalność. W ogóle całość była bardzo dobra. Uroczo i ciekawie. TSuki stalker xD
    ,,Wtedy zamienię pamiątkę na przyjaźń z nim" - a to jest bardzo, bardzo fajne. Bez żadnych nachalnych miłości. Blondynowi wystarcza sama świadomość, ze w ogóle pozna chłopaka. Ładne.
    Nie zrobiłaś krzywdy nikomu. Przeciwnie. To było urocze, ciekawe i fajne ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że nie było scen z całowaniem :3 Lubię takie, ale to pomińmy. I tak bardzo mi się podobało. <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń