sobota, 31 stycznia 2015

Vampire!Izaya x Shizuo - Jeden taki dzień w roku - oneshot



Uwaga~ Nie jest to typowo urodzinowy słodki shot, gdyż ponieważ na urodzinach się nie znam, a że wolę pogrzeby to wychodzi takie... takie raczej nie nadające się na prezent dziwadło xD
 Wstawiam dopiero dzisiaj, bo na śmierć zapomniałam, że to już 28 i... i no. Zapomniałam >-<
 I~ W sumie nie wiem czy można to nazwać parowaniem, no ale obaj występują w fanficku poniżej, więc niech będzie. Może przejdzie x3


 Jeden taki dzień w roku


 Wspomnienia są okropną częścią ludzkiego umysłu. Mogą budować i niszczyć w zależności od ich zabarwienia. Szczęśliwy czas, przywołujący uśmiech i nostalgię, znikający niemal tak szybko jak płatki sakury wiosną. Dobre wspomnienia zawsze zacierają się jako pierwsze, by na końcu całkiem zniknąć, pożarte przez skryty głęboko mrok. Okropne wspomnienie, którego nie sposób się pozbyć.
  Czerwień tych oczu wyśmiewała się z niego, sycąc się jego przerażeniem.

 Szczególny dzień w roku, który powinien być jednym z tych szczęśliwych, spędzany z rodziną, lub przyjaciółmi, dla Shizuo był czasem powrotu myślami do wydarzeń sprzed kilku lat. Był czasem, w którym niezmiennie, każdego roku z trzema bukietami kwiatów i ponurą miną mijał cmentarną bramę, idąc na spotkanie z rodzicami i bratem.

 Przywitał go ten sam co zawsze, wyprany z kolorów, zamrożony krajobraz. W tym miejscu, w pewnym sensie nabierał innych barw. Nie mniej wyblakłych, nie mniej zimnych, przyprawiających o dreszcze, po prostu innych - pasujących. Wiatr grał swoją bezdźwięczną melodię, bezszelestnie przemykając między nagrobkami i pojedynczymi ogołoconymi drzewami. Całe to miejsce pogrążone w absolutnej ciszy było jak odcięte od reszty świata, królestwo snu.

 Shizuo wolnym krokiem ruszył jedną z alejek.

  Za każdym razem to samo, nieznośna obawa przed przyznaniem się do porażki. Zawód, który sprawił swojej rodzinie i sobie. Każdy krok przybliżający go do właściwego rzędu nagrobków, napełniał go coraz większą niepewnością. Ponownie szedł przyznać się do przegranej.

 - Mamo, tato, Kasuka... - zaczął, stając nad dużym rodzinnym grobem. Ułożył na zimnej, ośnieżonej płycie przyniesione kwiaty, patrząc jak ich płatki pod wpływem zimna jeszcze bardziej się kurczą. - Znowu mi się nie udało, nie złapałem go. - wyznał cicho, niepewnie podnosząc wzrok na nagrobek. Za każdym razem kiedy tu wracał i mówił to samo co przed rokiem, trudno było mu zebrać się na odwagę, żeby spojrzeć na kamienne płyty. - Może w tym roku... w końcu mi się uda i ten skurwysyn zapłaci za to co wam zrobił. Wyślę go do piekła - wiedział, że to kłamstwo. Duszące,hamujące dalsze słowa, trzymające je gdzieś daleko. To kłamstwo, które wypowiedziane nawet tysiąc razy nie stanie się prawdą, jedno z najgorszych- wmawiane samemu sobie. Bez możliwości zaprzeczenia, w głupiej próbie ucieczki przed prawdą. Nieważne czego by nie zrobił, jego starania pójdą na marne. Wampir zawsze się wymknie, a jego śmiech poniesie się po okolicy - Ale spróbuję raz jeszcze - mruknął cicho, zapewniając osoby, które już nie mogły mu odpowiedzieć, jak i samego siebie.

 W tym roku nie miał do powiedzenia niczego więcej. Mówienie nigdy nie było jego mocną stroną i już dawno zrozumiał, że żadne słowa nie są w stanie wrócić czegoś co odeszło dawno temu. Są zbędne. Setne przeprosiny niczego nie zmienią. Więc milczał, wsłuchując się w wycie wiatru, niosącego ze sobą ciężkie, szare chmury, z których po jakimś czasie zaczął prószyć śnieg. Powoli na ziemi zbierała się kolejna warstwa białego puchu, zagarniając sobie resztki tlącego się gdzieś w ziemi ciepła.

 Blondyn uniósł głowę, spoglądając na ciemniejące niebo, kolejny raz niemo prosząc Boga o podpowiedź. Ile jeszcze dni upłynie zanim będzie dane mu złapać wampira? Pochwycić go w pewnym uścisku, przebić na wylot jego martwe, skostniałe serce, zmieniając je w proch. Jak wiele czasu minie nim słowa zemsty zostaną dopełnione? Nawet jeśli co roku pojawia się blady promyk nadziei, szybko gaśnie, bo mimo swojej nadludzkiej siły, Shizuo nigdy nie może choćby musnąć wampira opuszkami palców. Izaya pojawiał się i znikał jak cień, nieuchwytny dla nikogo.

 Zmarnowana szansa i niedopełniona obietnica.

 Właśnie dlatego Shizuo nienawidzi dnia swoich urodzin. Bo jest on jednocześnie dniem śmierci wszystkich, na których mu zależało. Jest dniem kwitującym jego kolejną porażkę. Jest dniem powrotu potwora w ludzkiej skórze, koszmaru, który przed laty odebrał mu wszystko. Zawsze jest dniem przepełnionym żalem i poczuciem przegranej, i tak pozostanie dopóki wampir o krwiście czerwonych oczach nie zginie z jego ręki.

 Granat nocy całkowicie już zalał niebo, a wiatr wezbrał na sile, wyjąc przeraźliwie. Było zimno, Shizuo miał wrażenie, że jego ciało pokrywa niewidzialna powłoka lodu, powoli wnikająca głębiej i głębiej, ale nawet nie pomyślał o odwróceniu się i pójściu do domu. Czekał. Czekał aż potwór jeszcze większy od niego, pojawi się tu, jak co roku.

 W końcu, po długim czasie, usłyszał za sobą skrzypienie śniegu. Ciche, jakby istota stąpająca po nim nie chciała zachowywać się za głośno i zakłócać snu zmarłych, z drugiej strony nie mogąc sobie darować choćby najmniejszej prowokacji w postaci pokazania, że mordercze zamiary Shizuo ma za nic. Blondyn dobrze wiedział, że gdyby Izaya chciał, mógłby się do niego podkraść bez najmniejszego szmeru. To, że tego nie zrobił świadczyło tylko o tym, że czuł się zupełnie bezpiecznie.

 Shizuo zacisnął pięści, ale nie poruszył się nawet o milimetr, nasłuchując. Chciał żeby Izaya podszedł bliżej, na wyciągnięcie ręki, wtedy... może wtedy dorówna mu szybkością i go złapie.

 - Wciąż tutaj przychodzisz? Shizu-chan, nie sądzisz, że to powoli robi się trochę... nudne? Śmieszne? Sam nie wiem jak określić twoje podejście. - ten głos, zdystansowany, pewny siebie i aż ociekający kpiną. Ostatnim razem słyszał go dwanaście miesięcy temu, w tym samym miejscu. Pamiętał go lepiej, niż by tego chciał. - Twoja nadzieja jest zbyt naiwna, Shizu-chan. - cichy chichot zabrzmiał tuż przy jego uchu.

 - Stul pysk, gnoju! - wrzasnął, odwracając się gwałtownie z zamiarem pochwycenia wampira, ale jedynym co udało mu się złapać, było powietrze. Wyprostował się, rozglądając wokół za krwiopijcą. Zniknął i dało się słyszeć tylko jego głos.

 - Powiedz Shizu-chan, zastanawiasz się czasami dlaczego tylko ty przeżyłeś? Dlaczego zginęli oni, a tobie dane było patrzeć na to z boku? To musi być dla ciebie męczące, takie pytania bez odpowiedzi. Czy nie lepiej byłoby puścić w niepamięć tamte wydarzenia? - po chwili Izaya znowu się pojawił, z cynicznym uśmieszkiem stojąc wysoko, na gałęzi drzewa i z góry przyglądał się Shizuo.

 Blondyn uniósł głowę, mierząc wampira nienawistnym spojrzeniem - Chyba żartujesz, darować ci?! Niedoczekanie! - krzyknął, nie mogąc zrozumieć jak bardzo spaczone spojrzenie na świat musi mieć Izaya, żeby proponować mu zapomnienie. Zapomnienie byłoby ucieczką, a on obiecał, że tego nie zrobi. Obiecał zetrzeć Izayę na proch, zanim ostatni raz zamknie oczy.

 - No tak. Shizu-chan woli kurczowo trzymać się tych przerażających wspomnień. Daje ci to jakąś motywację w pościgu za mną? Pamięć o pokrywającej wszystko krwi i swojej rodzinie z rozszarpanymi gardłami w jakiś sposób dodaje ci siły? A może po prostu masz nadzieję usłyszeć słowa wybaczenia? Przecież wiesz, że nigdy nie nadejdą. - wampir patrzył na niego niemal z politowaniem. Prawie zrobiło mu się go szkoda, kiedy widział te złote oczy, przepełnione bólem.

 - Zapomnienie o tym byłoby zwyczajnie nie w porządku - wysyczał Shizuo przez zaciśnięte zęby, ukrywając piekące od łez oczy za grzywką - Ale ktoś taki jak ty nie zrozumie tego.

 - Ktoś taki jak ja, co? - powtórzył cicho po Shizuo, nie dając mu szansy na usłyszenie tych słów i pozwolił zabrać je wiatrowi. Na długą chwilę zapanowało milczenie, nieprzyjemne, ciążące im obu.

 - Więc... na co tak właściwie Shizu-chan liczy, wracając tu rok w rok? Na cudowne zmartwychwstanie swojej rodziny? Nie... wiesz, że to się nie stanie, więc może... - Izaya zgrabnie zeskoczył na ziemię, w mgnieniu oka stając o krok przed Shizuo. Tak blisko, że niemal stykali się torsami. - przychodzisz tu, bo masz nadzieję mnie spotkać? - kpina rzucona prosto w twarz, bez żadnych zahamowań. Izaya tylko czekał na ten charakterystyczny błysk gniewu w oczach Shizuo. Czekał aż blondyn całkowicie straci nad sobą kontrolę i w gniewie, bez namysłu będzie chciał zadać cios, całkiem się odsłaniając. Wampir zwinnie przemknął pod jego ramieniem, dopadając szyi. To były sekundy. Krótkie sekundy, ważące o wieczności. Kły przebiły delikatną skórę i chociaż ledwo zdążyły zagłębić się w ciele, palący jad zmieszał się z krwią, w zastraszającym tempie niszcząc każdą żywą tkankę, napotkaną na swojej drodze.

 Shizuo sapnął cicho i odepchnął od siebie Izayę, z mieszanką przerażenia, zszokowania i gniewu wymalowaną na twarzy. Ugryzienie wampira łamało wszelkie śluby, które składał przed Bogiem, kończyło i zaczynało wszystko w swoim przekleństwie.

 Palcami odszukał dwa maleńkie nakłucia na swojej szyi, tak płytkie, że teoretycznie nie powinien ich nawet poczuć, a w rzeczywistości były skupiskiem zimnego ognia płynącego w jego żyłach.

 - Zabiję cię - szepnął, nim jego kolana zetknęły się z ziemią, a obraz stał się niewyraźny.

 Izaya oblizał kropelkę krwi, pozostałą w kąciku ust i tanecznym krokiem zbliżył się do klęczącego. Jego wyraz twarzy nie zdradzał niczego, kiedy pochylał się i delikatnie układał dłonie na policzkach Shizuo.

 - Wiesz, Shizu-chan, odwiedzałem cię tak wiele razy, zawsze zapominając o prezencie. Więc teraz... - sztuczny miły uśmiech wygiął usta wampira - Cała wieczność dla ciebie.

Pocałunek ciemności zamknął oczy Shizuo, wysyłając go w głęboki sen.

***

 Blondyn powoli rozchylił powieki, starając się przezwyciężyć ogarniającą go senność. Czuł się jak po bardzo długim biegu. Bez siły na wzięcie choćby jednego oddechu. Cóż... teraz już zbędnego.

 - Oh, w końcu się obudziłeś~. Jak się czujesz? - Izaya pochylił się nad blondynem z perfidnym uśmieszkiem, wpatrując się w niego roziskrzonymi z podekscytowania ślepiami. Chciał wiedzieć co dzieje się w głowie Shizuo. Co będzie czuć kiedy po dojściu do siebie zrozumie do czego doszło? Wykorzysta rozwijającą się w nim bestię, żeby dorwać Izayę, czy podda się i ze sobą skończy?

 Izaya przykucnął na śniegu, zimnymi smukłymi palcami w złudnie czułym geście pogładził Shizuo po policzku. Taki Heiwajima podobał mu się o wiele bardziej. Otumaniony pozostałością trucizny, bezbronny, niemal tak kruchy jak otaczający go zewsząd śnieg. Aż chciało się ponownie zatopić kły w jego szyi, smakując słodkiej krwi.

 Shizuo przeniósł zamglony wzrok na wampira, z całych sił starając się skupić na jego rozmazanej sylwetce. Dotyk dłoni Izayi był lekki, jak dotyk motylich skrzydeł. Biło od niego... ciepło. Nieprawdopodobnie przyjemnie i subtelne ciepło, którego blondyn nie czuł nigdy wcześniej. Nawet nie wyobrażał sobie, że ciało, w którym od dawna nie krąży krew może przeszywać tak przyjemnym światłem. Jak cichy czar, któremu chce się poddać, ale wie, że nie może.

 - Zabieraj łapy - wychrypiał słabo, próbując odsunąć się od tego dotyku, zanim całkiem się w nim zatraci.

- Jasne... - Izaya uśmiechnął się lekko, przysuwając twarz bliżej twarzy Shizuo - Wiem, że trochę się spóźniłem, ale chcę życzyć ci wszystkiego najlepszego w twoje, niezaprzeczalnie wyjątkowe, urodziny. Można powiedzieć, że są początkiem nowego życia, nie sądzisz? - zachichotał i złożył na czole blondyna delikatny pocałunek. - Do zobaczenia niedługo, Shizu-chan. Sądzę, że będziesz mnie potrzebował - z szerokim uśmiechem, nie przerywając kontaktu wzrokowego, powoli wstał, po czym odbił się od ziemi, rozpoczynając lot.

 Z góry podziwiał zapierającą dech w piersiach scenerię. Widok, o którym marzył od lat. Jego, tak, teraz niezaprzeczalnie jego Shizuo otoczony nietkniętą, idealną bielą. Złote oczy, lekko przymknięte w oczekiwaniu na pierwsze w tym życiu promienie słońca. Ostatnie ciepło, resztka człowieczeństwa powoli ulatująca z jego ciała.

 Izaya uśmiechnął się do siebie. Gasnące życia były piękne, tworzone na nowo, całe skute skrzącym się lodem - nieporównywalne do niczego.

 Shizuo zagubionym wzrokiem wpatrywał się w blady błękit poranka. Pusty i chłodny, jakbym ktoś ukradł niebu całe życie. To samo Izaya zrobił dla niego. Zabrał od niego kolory dnia, zostawiając ciemność nocy i chłód zimowych chmur. Shizuo starał się to jakoś zrozumieć, ale z plątaniny myśli dał radę wyłowić tylko jedno pytanie. "Co teraz?"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Nie wiem, naprawdę nie wiem, kiedy jak i skąd taki pomysł... Nie jest to najlepszy sposób na składanie życzeń, ale jak mówiłam - torty, baloniki i czapeczki nie są dla mnie xD Poza tym nie miałam w planach tego kończyć, ale pewien wpis na innym blogu sprawił, że zrobiło mi się głupio, że znowu niczego nie wstawiam, później swoje trzy grosze dorzuciła moja koleżanka i już wgl nie mogłam się dogadać ze swoim sumieniem, więc zebrałam się i napisałam. No i wyszło co wyszło xD Największym dylematem i tak były ich imiona. "Zostawić oryginalne, czy użyć imion alter-ego?" - oto jest pytanie o^o
 Mam nadzieję, że się podobało ^-^

8 komentarzy:

  1. Oj późno już~!
    Wiesz, to było takie piękne, miało w sobie tyle różnych emocji. KURCZE już sam początek mnie oczarował tym klimatem jaki stworzyłaś. Do tego wszystkiego, podczas czytania zaczał na nowo pruszyć u mnie śnieg *^* Bosko i to dodało jeszcze więcej klimatu~!
    Czy tylko mi się wydaje, czy wampir zawsze jakby dawał namiastkę tajemniczości opowiadaniom?
    I myślę , że zostawienie imion oryginalnych było dobre~
    Pozdrawiam, weny i dziekuje za to to u góry *tego mi było trzebaa* kocham~!

    OdpowiedzUsuń
  2. <333333 Jak ja się stęskniłam za wampirkiem Izayą~!!! Nie masz pojęcia jak bardzo zacieszam od chwili w której przeczytałam, że ten one-shot będzie o nich~!
    Shizuo nie powinien na nic narzekać.. dostał wieczność by się pogodzić z Izayą.. i kiedyś mu się pewnie uda. Wierzę w niego! X3
    Nie wiem czemu, ale jakoś tak nie czuję smutku... nawet mi trochę wesoło po przeczytaniu tego. Shizuo nie umarł, a jako wampir może kiedyś inaczej spojrzy na całą sytuację... kto wie? Może to dla niego nowy początek?
    Strasznie mi się tu podobały opisy i to podkreślanie zimna i śniegu. Genialnie wykorzystana sceneria <3 Podziwiam cię za takie wykorzystanie postaci i zimy. I te delikatne opisy *-* Cudowne~!
    Ech... imion Alterków i tak nikt nigdy nie używa XD Znaczy ja tam to rozumiem, bo imionka co najmniej dziwne i tak... niby od czapy, ale nie do końca XD
    Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurwa... Ja pierdole, kurwa mać!
    Serio, wybacz moje jakże bogate i wyrafinowane słownicto, ale rzadko kiedy mam do czynienia z czymś TAKIM.
    Niepoprawnie doskonała sceneria, pejzaż spowity bielą zimnego śniegu, szarością milczących, przypruszonych zimnem nagrobków i cicho przyglądającemu się niebu...
    I czerwieni. Tak, ta czerwień oczu, które pojawiałay się na kliszy mmojej wyobraźni jest niezaprzeczalnie martwą, irytującą czerwienią. Taką... Bezczelną. Tylko Ty mogłaś stworzyć obraz tak nienaturalnie smutny i przerażający.
    Zabiłaś mnie opisami, czuję się teraz taka... Czuję się jak laleczka z porcelany, patrzę szklanymi oczkami na niesamowity świat, który wyszedł spod Twojego pióra, zdając sobie sprawę, że jest on czymś niuchwytnym, czymś co zarazem jest tak niesamowicie blisko. Twoje słowa zatrzymały mnie gdzieś na granicy, co rzadko kto u mnie wywołuje. Albo wpadam jak śliwka w komptw w krainę stworzoną czyimś talentem, albo stoję obok i czytam bezbarwnie tekst. Ty zatrzymałaś mnie w progu. Czytałam i byłam świadoma słów na szarości, ale zarazem trwałam pogrążona w tym biało-szarym świecie i przeżywałam każdy błysk szkarłatnych ślepi.
    Niesamowite...

    Liczę, że będziesz cześciej dawała znaki życia.
    Weny~

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo~! Tak bardzo zua Izu w końcu zebrała się do napisania komentarza~!! *o* Cieszmy się i radujmy, bo oto nastał dzień łaski pańskiej~!! A tak na serio...nie mogłam tego dłużej odwlekać, bo urodzinki Shizu-chan'a były już ponad tydzień temu, a mi się nie chciało tego przeczytać. ;-; Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :3 *robi maślane oczka* A teraz do rzeczy~!!
    Spodobał mi się twój pogląd na...święto narodzin (ło matko jak oficjalnie o.o trzeba to gdzieś zapisać o.o). Spoko ja też nie przepadam za wstążeczkami, czapeczkami (te ich spiczaste różki mnie przerażają o.o *dam dam dam*) i innymi duperelami. Choć tortem nie pogardzę. x3
    Na końcu to aż się przeraziłam normalnie...taka wizja ciągłego życia i...tej myśli, że twoja rodzina cała nie żyje ;-; Aż mi się zrobiło szkoda biednego Shizu-chan'a. Widzisz...to wszystko twoja wina Kanra-chan~!! ;-; To przez ciebie wyrobiłam sobie na temat Izayi, opinię dupka ;-; Jak mogłaś...uważam siebię za dupka (haha chciałam napisać głupka xp)
    Już się nie mogę doczekać kolejny twojej notki... ;-; Tylko błagam (no normalnie wszystkich od wczoraj...tak bo już jest dzisiaj xp...ciągle o coś błagam...to jest już chyba czwarty komentarz w którym użyłam słowa "błagam" o.o) nie zwlekaj z tym tak długo, bo umrę ;-; Chcesz mieć mnie na sumieniu *mina ala "tak grożę ci")
    I nie przedłużając już, życzę ci wena duużo...Pozdrawiam i niech los ci sprzyja ;-; (jak w Igrzyskach Śmierci ;-;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kanra-chaaan, nominowałyśmy Cię do Liebster Award i mam nadzieję, że odpowiesz na pytania x3 (nie zmuszam oczywiście~!) No nic, zapraszam po więcej informacji (Ach, Izayasz byłby ze mnie dumny, że przenoszę informacje *^*) do nas na bloga.
    Pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nah, sorry, że usunęłam poprzedni komentarz, musiałam O^O"

    OK, walczymy z lenistwem, - pieprzyć fakt, że jest prawie wpół do szóstej – po raz pierwszy (<- pierwszy, co nie?) zostawiam tu komentarz , a nie jak jakiś… jakiś tylko czytam.

    Um… Tu się zaczyna ta mniej pewna siebie część, bo za cholerę nie wiem, od czego zacząć. Może… dobra, mam – nie wiem czy nie określić „Jednego takiego dnia w roku” Twoim najlepszym fanfickiem, poważnie! Opisy… wow(owow), opisy… <3

    " Przywitał go ten sam co zawsze, wyprany z kolorów, zamrożony krajobraz. W tym miejscu, w pewnym sensie nabierał innych barw. Nie mniej wyblakłych, nie mniej zimnych, przyprawiających o dreszcze, po prostu innych - pasujących. Wiatr grał swoją bezdźwięczną melodię, bezszelestnie przemykając między nagrobkami i pojedynczymi ogołoconymi drzewami. Całe to miejsce pogrążone w absolutnej ciszy było jak odcięte od reszty świata, królestwo snu." <- Akapit, który ubóstwiam sama nie wiem czemu, brzmi dla mnie cholernie… magicznie (?), nie mam przymiotnika X”-D, godzina mi nie służy.

    DALEJ nie mam bladego pojęcia co jeszcze napisać, hm. Jedyne co mnie może parę (nie wiem ile dokładnie) razy zakłuło w oczy to „~” <- te fikuśne falki przy wypowiedziach Izayi. Gdy one są wyważone to ok, jest spoko, ale na niektórych blogach widzę to PRZY KAŻDEJ (???!!!) jego wypowiedzi. U Ciebie wydaje mi się, że nie pasowały pod względem… powagi całości, tak, to chyba dobre określenie.

    Na koniec napiszę, że z innych Twoich fanfiction najbardziej podobało mi się „Mozaik Role” (czekam na kontynuację, halo .-.) i „Dziecinność jest pojęciem względnym”. Do opowiadań, gdzie pairingiem przewodnim jest np. „PsychexRoppi” niestety nie mam jak się odnieść, bo po prostu jestem nudną tradycjonalistką, lubię utarte schematy typu TsugaruxPsyche i TsukishimaxRoppi, więc…

    Więc życzę weny, pozdrawiam i inne pierdoły tego typu. UwU”

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialnie opisana sceneria i uczucia Shizuo. Jeju, no świetne po prostu. Pomysł na pewno nietuzinkowy. Uwielbiam nooo. Twój blog jest zajebiaszczy :3

    OdpowiedzUsuń