czwartek, 16 stycznia 2014

Song fick - Aku no musume/Aku no meshitsukai - Rozdział 1



  Historia zła - Rozdział 1


Urodziliśmy się wśród wielkich nadziei.
Błogosławienie dały nam dzwony kościelne.
Przez egoizm dorosłych
nasza przyszłość została rozdarta na dwoje.

[Sakuraya]

 - Saku-chan, bawimy się w chowanego! Ja chowam się pierwszy~! Zaczynamy! – twoja nagła decyzja odrobinę mnie zaskakuje, ale wedle życzenia zasłaniam oczy i zaczynam odliczać. Jak zawsze liczę tylko do trzech. Obaj uznaliśmy, że ogród jest tak dużym terenem, że przy większej ilości czasu znalezienie się byłoby niemożliwe.
 - Trzy! Szukam! – krzyczę odsłaniając oczy i odwracam się w stronę w którą według mojego słuchu odbiegłeś. Uśmiecham się delikatnie, domyślając się gdzie mogłeś się schować. Masz kilka swoich ulubionych kryjówek do których drogi znam na pamięć. To jedna z nich. Gdybym nią poszedł dotarłbym do klombu róż jakimś sposobem uformowanym w kopułę i szybko bym cię znalazł. Ale co to byłaby za zabawa, gdybym od razu wygrał? Byłbyś zawiedziony i zapewne przez resztę dni gniewałbyś się na mnie.  Nie mógłbym patrzeć na grymas żalu widniejący na twojej twarzy, zamiast pięknego uśmiechu. Zwłaszcza gdyby dręczyła mnie myśl, że to ja zawiniłem.
 Wybieram, więc okrężną drogę, by wyglądało na to, że nie mogłem cię znaleźć.
 Powoli mijam kolejne krzewy żółtych róż, zachwycony ich delikatnym wyglądem. Tą część ogrodu chyba lubię najbardziej. To właśnie tu zabrałeś mnie najpierw, po tym jak wyciągnąłeś mnie z komnaty, w której spędziłem prawie całe dzieciństwo. Powiedziałeś wtedy ‘Dzisiaj niebo jest naprawdę niebieskie’. Kiedy tak jak ty uniosłem głowę ku górze, poczułem dziwne ukłucie w brzuchu. Pierwszy raz zobaczyłem to, co nazywa się ‘niebo’ i kolor ‘niebieski’. Pierwszy raz, kiedy w ogóle wyszedłem na zewnątrz. Byłem tak ogromnie szczęśliwy i wdzięczny za pokazanie mi czegoś tak niezwykłego. A później pokazałeś mi to, co winno nazywać się ‘kwiaty’. Piękne róże, zajmujące niemal cały ogromny ogród. Wszystko to skąpane było w jasnej poświacie czegoś takiego jak ‘światło słoneczne’. To światło było tak jasne i przyjemnie ciepłe. W komnacie, którą zamieszkiwałem nigdy go nie widziałem. Tak samo jak nie czułem delikatnych podmuchów, które określiłeś słowem ‘wiatr’. Świat jaki dzięki tobie ujrzałem oczarował mnie. Ty także Hibiya-sama.  Twój uśmiech, śmiech, twoja osobowość. Twoje piękne serce. Zacząłem żałować każdej niespędzonej z tobą chwili. Mimo, że spotkanie z tobą przyniosło mi tyle radości i w końcu dane było mi cię poznać, nie mogłem wyrzucić z głowy myśli, że czas jaki jest nam przypisany będzie jedynie krótkimi chwilami.  Wszystkie te chwile są zdecydowanie najdroższymi momentami w moim życiu. A szczególnie ten jeden, w którym nauczyłeś mnie nowego słowa. ‘Kocham kiedy Sakuraya gra na pianinie. Kocham Sakuraye’. Nie rozumiałem wtedy co dokładnie oznacza słowo 'Kocham'. Ale podobało mi się i chciałem poznać jego definicję. Cóż, teraz mogę powiedzieć, że kocham cię, mój bliźniaczy braciszku i zrobię dla ciebie wszystko.
 Poświęcę dla ciebie wszystko, tylko byś nigdy nie miał powodów do zmartwieć i mógł się zawsze śmiać.
 Nie podlega wątpliwości, że obaj urodziliśmy się wśród wielkich nadziei. Obaj tak samo wyczekiwani i mający takie same prawa. Ale jakie to ma znaczenie? Nawet błogosławieństwo dane nam przez dzwony kościelne jest tu jedną, wielką kpiną. Jedynym godnym dziedziczenia tronu jesteś ty, Hibiya-sama. Nie, bynajmniej nie przez sam wzgląd na twą królewską krew. Gdyby przypadki takie jak nasze oceniano wyłącznie na tej podstawie, a tron przypisany byłby i takiej osobie jak ja, niewątpliwie nie przyniosło by to nic dobrego. Nasze pokrewieństwo w rzeczy samej – nie ma znaczenia. Lud potrzebuje jednego władcy, na którego miano zasługujesz tylko i wyłącznie ty. Ja nigdy nie sprostałbym zadaniu władania krajem. Jestem na to za słaby. Ty to co innego. Jesteś silny i na pewno we właściwym czasie sprawisz, że to królestwo stanie się lepszym miejscem, także dla prostego ludu.
 Docieram na miejsce w którym spodziewałem się cię znaleźć, lecz ku mojemu zdziwieniu nie ma cię tu. Nie szedłem dużej niż zwykle, więc nie powinieneś był się jeszcze znudzić. Hibi-chan, gdzie jesteś? Chyba nic ci się nie stało... Nie mogło. Straż nie pozwoliłaby wedrzeć się komuś z zewnątrz.
  A może znów poszedłeś do Josephine? Wiesz, że samemu ci nie wolno. Zapomniałeś jak to się skończyło ostatnim razem?
 - Hibiya – sama! – wykrzykuję twoje imię, biegnąc kolejno z jednej kryjówki do drugiej, mając nadzieję, że schowałeś się gdzie indziej. Ale wciąż nigdzie nie mogę cię znaleźć. Biegnę, więc w stronę stajni, kiedy po drodze zatrzymuje mnie jeden z ministrów.
 - Gdzie się tak śpieszysz? – zastępuje mi drogę z widoczną wyższością patrząc na mnie.
 - Hibiya-sa-
 - Jest w pałacu – przerywa mi wpół słowa, kładąc dłoń na moich plecach i lekko popychając w stronę wyjścia z ogrodu.
 - Hibiya nigdy nie znikał bez pożegnania – pokazuje swoje wątpliwości, po prostu nie umiejąc wierzyć jego słowom. Zawsze, jeszcze zanim my się poznaliśmy Hibi-chan, ten człowiek wydawał mi się wyjątkowo fałszywy. Jedna z tych osób, którym zależy tylko na władzy. Nie zdziwiłbym się gdyby pewnego dnia zechciał utorować sobie do niej drogę poprzez pozbycie się króla.
 - W przeciwieństwie do ciebie książę musi się uczyć – mówi chłodno z nieskrywaną pogardą dla mojej osoby. W ciszy idę za nim, a po krótkim czasie docieramy na dziedziniec, gdzie czeka powóz. Otwiera przede mną drzwi, a ja choć z wahaniem wsiadam do środka. Wiem, że nie nastąpi po tym nic dobrego, ale nawet gdybym się opierał, nic by to nie dało.
 - Z radą uznaliśmy, że dla dobra królestwa jak i samego panicza będzie lepiej jeśli zostaniesz usunięty z pałacu. – deklaruje, nawet nie dając mi szansy na odpowiedź zamyka drzwi i każe woźnicy ruszać. Wychylam się przez okno i rozpaczliwie za nim krzyczę.
 - Hej! Zaczekaj! Proszę, pozwól mi się chociaż pożegnać z Hibiyą! Proszę! – wyciągam rękę w jego stronę, ale on nie robi nic poza posłaniem mi usatysfakcjonowanego uśmiechu. Aż tak bardzo bawią go moje łzy?
 Brama zostaje otwarta, a powóz ze mną w środku opuszcza mury zamku.
 - Hibiya! – wołam po raz ostatni i chwilę później brama na powrót zostaje zamknięta, ostatecznie mnie od ciebie odgradzając. Odsuwam się od okienka i ze zwieszoną głową siadam na miejscu, czując jak po moich policzkach spływają kolejne ciepłe łzy. Hibi-chan wybacz mi, że cię opuszczam. Wybacz, że myślę teraz o bólu jaki sprawia mi myśl o niemal zakazie zbliżania się do ciebie. Tak, wiem – jestem całkowicie zbędny na tym dworze. Ocieram rękawem łzy, lecz one wciąż wypływają. Tak bardzo chciałem cię wspierać, towarzyszyć ci podczas koronacji i chronić przed wrogami. Wybacz książę, że cię zawiodę.

[Hibiya]

 Siedzę przy wielkim stole i słucham nauczyciela mówiącego bardzo śmieszne rzeczy. Szkoda, że nie pozwolili mi zabrać cię na tą lekcję. Z tobą byłoby jeszcze fajniej. Saku-chan nie zdążyłem się nawet z tobą pożegnać. Będę musiał cię później przeprosić. Pewnie się martwiłeś, kiedy nie mogłeś mnie znaleźć. Saku-chan~Saku-chan~Nudzi mi się. Zeskakuję z krzesła i nie zwracając uwagi na polecenie nauczyciela, każącego mi usiąść spokojnie, wybiegam z komnaty. To w końcu ja tu rządzę! Jeśli coś mu nie pasuje, zawsze może odwiedzić lochy.
 Skaczę po schodkach w dół, na niższy poziom zamku, aż do twojej komnaty. Otwieram drzwi, ale zamiast ciebie jedyną osobą jaką w niej zastaje jest minister, właśnie pakujący twoje rzeczy.
 - Gdzie Saku-chan? – rozglądam się po komnacie, która wygląda jakby miała przestać być używana. Nieliczne meble okryte są białymi płachtami, w tym nawet pianino na którym tak pięknie grałeś.
 - Sakuraya musiał wyjechać – podchodzi do mnie i wyprowadza na korytarz, zamykając za nami drzwi na klucz. Nawet niczego mi nie wyjaśnia. Kiedy wrócisz, dlaczego wyjechałeś. Zostawia mnie samego na odchodne jedynie upominając i nakazując powrót na lekcję. Nie rozumiem. Dlaczego musiałeś odejść? Obiecałeś, że mnie nie zostawisz i kiedyś będziesz mi służył. Saku-chan przecież jesteśmy przyjaciółmi!
 Biegnę za ministrem, a gdy w końcu udaje mi się go dogonić zatrzymuje go i mocno szarpię za rękaw koszuli.
 - Gdzie jest Sakuraya?! Ma tu wrócić! – zaczynam głośno płakać, a mój krzyk zapewne niesie się po sporej części zamku.
 - Hibiya-sama proszę się uspokoić. Zwykły obywatel nie jest wart takiej rozpaczy. Wszyscy w zamku są na panicza zawołanie i chętnie zawsze paniczowi pomogą. On nie jest tutaj do niczego potrzebny.
 - Tak? – pytam ocierając łzy, a on na to lekko się uśmiecha najwyraźniej sądząc, że te puste i wyćwiczone słowa mnie pocieszyły. – Straże! – wołam z diabelskim uśmieszkiem odsuwając się od mężczyzny.
 - Sakuraya nie jest ‘zwyczajny’ – wyjaśniam widząc, że nie rozumie o co mi chodzi. Zaczyna mi się tłumaczyć, ale za moim poleceniem szybko zostaje uciszony i złapany przez przybyłą właśnie straż.
 - Nie lubię go. Wtrąćcie go do lochu – rozkazuje i parodiując ‘dostojny’ chód idę do swojej komnaty.
 - Hibiya-sama to nie czas na żarty! Proszę się nie wygłupiać! – ignoruję jego prośby, jedynie z rosnącą satysfakcją ich słuchając.
 Przechodząc obok komnaty mojej matki przestaje się uśmiechać. Podobno, według lekarzy nie zostało jej dużo czasu. Pukam do drzwi, a gdy słyszę ciche ‘wejść’ wchodzę do środka i podchodzę do wielkiego królewskiego łoża.
 - Dzień dobry – witam się w odpowiedzi dostając lekki uśmiech.
 - Coś się stało Hibiya? – widać po niej, że nie ma siły na rozmowę. Nie powinienem jej męczyć, ale naprawdę tak bardzo chcę wiedzieć gdzie jesteś. Ona chyba powinna wiedzieć, nie? W końcu jest królową.
 - Nie wiem gdzie jest Saku-chan. A ty wiesz~? – staram się mówić jak najsłodszym głosem, który niemal zawsze pomagał mi dostać czego chciałem. Moja mama zawsze się na to nabierała.
 - Niestety, nie wiem. Przykro mi – uśmiecha się przepraszająco i klepie mnie pogłowie, jakby naprawdę żałowała, że nie może mi pomóc. Wiem, że kłamie. Zawsze kiedy nie mówi prawdy lekko się rumieni, a teraz na jej chorobliwie bladej twarzy odcina się wyraźny odcień różu.
 - Ale~~ na pewno~~? - dopytuję, chociaż wiem, że z uwagi na jej stan nie powinienem jej denerwować.
 - Hibiya, proszę. Jestem zmęczona - przygryzam lekko dolną wargę z jednej strony nie chcąc dać za wygraną, a z drugiej jednak wiedząc, że powinienem odpuścić.
 - Rozumiem. Szkoda. – wymuszam uśmiech, lekko markotniejąc i całuję ją w policzek– Pójdę już. Podobno mam jakieś lekcje. – nieznacznie marszczę brwi, po chwili znów się uśmiechając i wycofuję się z komnaty.
 - Oh, zapomniałbym! – przystaje w progu i zerkam na nią przez ramię – przyszła wiadomość od króla o wygraniu wojny. Niedługo powinien zjawić się z pałacu. – rejestruje jej stonowany uśmiech, ni to wyrażający szczęście, ni to zawód. To zwykły uśmiech, jednak wiem, że wolałaby żeby mój ojciec tym razem poległ. Też bym tego chciał. Jego tyrańskie rządy niszczą to królestwo. W czasie jego nieobecności moja matka zrobiła więcej dla tego kraju, niż on przez wszystkie lata panowania. Delikatnie zamykam za sobą drzwi i kieruję się do swojej komnaty.
 Przechodząc korytarzem przez okno dostrzegam powóz w odcieniach błękitu. Wysiada z niego para dorosłych, oraz mała śliczna dziewczynka.Podnosi głowę i patrząc prosto na mnie wesoło się uśmiecha. Macha do mnie krótko, a po chwili upomniana przez rodziców odchodzi z nimi w stronę jednego z bocznych wejść.Nie mogę oderwać od niej wzroku, nie mogę zrobić nic. Nawet, chociaż bardzo chce, podejść do niej. Jest taka piękna.
 - He~ej, Hibi-chan~na co tak patrzysz~? Na swoją przyszłą żonę~? – zanim zdążam się odwrócić, czuję uderzenie drugiego ciała w moje plecy i ręce na moment oplatające się wokół mojej szyi.
 - Oszalałaś?! – krzyczę kiedy ode mnie odskakuje i gniewnie na nią patrzę – Chcesz mnie zabić? – dalej zasypuję ją pretensjami, jednak już po chwili złość, za jej głupie zachowanie znika równie szybko, co się pojawiła. Słowa Katsumi dźwięczą mi w uszach, jakby mózg nie mógł zrozumieć ich sensu.
 - Żonę? – lekko marszczę brwi i nieufnie patrzę na jej uśmiech, nie wiedząc czy tym razem powinienem jej zaufać. Nie żebym uważał, że kłamie, ale jest taką gadułą, że nie zdziwiłbym się gdyby kilka informacji jej się pomieszało.
 - No~~ Podsłuchałam, że przyjechali tu w celu zawarcia porozumienia małżeńskiego. No wiesz, tak dla zysku. Żeby twój ojciec nie wypowiadał im wojny, w zamian zyskując sprzymierzeńca. – patrzę na nią, słuchając uważnie, ale wciąż nie bardzo rozumiejąc. Ta śliczna dziewczynka, kiedyś będzie moją żoną? Ale... czuję jak policzki robią się cieplejsze, co pewnie znaczy, że się zarumieniłem. Pochylam głowę, zasłaniając twarz grzywką i starając się to ukryć, zdając sobie jednak sprawę, że przy jej wścipstwie jest to prawie niemożliwe.
 - Ne~Hibi-chan, czy mi się wydaje, czy podoba ci się Akane-chan? – zbliża swoją twarz do mojej, przymykając powieki i niemal mrucząc te słowa. Jej uśmiech jest pewny i po części złośliwy. Denerwuje mnie.
 - Czemu tak uważasz? – pytam udając powagę, ale mogę przysiąc, że rumienię się jeszcze bardziej niż przed chwilą.
 - A tak jakoś – wzrusza ramionami i staje wyprostowana – tylko jakby co – w matczynym geście macha mi palcem przed twarzą – nie ode mnie o tym wiesz. – przytakuje, potwierdzając jej słowa. Stoję jeszcze chwilę na przeciwko niej, ale widząc, jak zaczyna błądzić wzrokiem po zdobieniach ściennych, wnioskuje, że na dalszą rozmowę nie mam co liczyć. Cicho wzdycham i odchodzę, myślami znowu wracając do ciebie. Jak  mam dowiedzieć się gdzie jesteś?
 Przed wejściem do komnaty słyszę jak Katsumi cicho coś nuci, jednak samego brzmienia słów już nie mogę zrozumieć.

 - Usłyszałam~~ Usłyszałam~~ Wasze podobieństwo to wcale nie przypadek~~

 [Sakuraya]

 Nie widziałem cię już od naprawdę bardzo dawna. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, ale z drzew ponownie opadły już prawie wszystkie liście, a na dworze zrobiło się dużo zimniej. Niebo zamiast być soczyście niebieskie, jest szarawe i ponure. Niemal nikt, z mieszkańców królestwa od dłuższego czasu nie wykazuje żadnych oznak radości. Żołnierze chodzą od domu do domu i żądają coraz więcej pieniędzy, a ludzie chociaż już teraz nie mają za co żyć oddają im je. Dlaczego tak się dzieje? Przecież przez to władca traci poparcie ludu i pojawiają się bunty. Jeżeli dalej tak będzie to królestwo pewnego dnia upadnie. Odchodzę od okna i siadam przy stoliku, wracając do przerwanych ćwiczeń. Kiedyś chcę wrócić na zamek, a jeżeli mają mnie dopuścić na sługę samego króla, jako podstawę, muszę umieć pisać. Zamaczam pióro w atramencie i przepisuje kolejny wers z książki, którą kiedyś mi dałeś.
 Ręka lekko mi drży, więc litery wychodzą niezgrabnie, a na kartce pojawia się kleks. Trochę niezadowolony zgniatam papier w kulkę i rzucam ją na podłogę, następnie sięgając po kolejną kartkę. Tym razem już nie korzystając z książki jako pomocy, staram się samodzielnie budować składne i poprawne zdania. Za pierwszym razem pewnie i tak nie wyjdzie idealnie, ale chociaż przy następnej próbie będę wiedział co dokładnie chce napisać. Chce ci wyjaśnić czemu zniknąłem, ale to tylko brzmi tak prosto. Jak miałbym ci udowodnić prawdziwość słów, które chce zawrzeć w liście? Sam dopiero niedawno dowiedziałem się dlaczego już po narodzinach zostaliśmy rozdzieleni. Nasz ojciec ze skrajnie samolubnych pobudek zadecydował o zmienieniu naszego przeznaczenia. Nie chodzi o pozbawienie mnie praw do dziedziczenia tronu. To naprawdę nie ma dla mnie znaczenia. Ale zakaz zbliżania się do ciebie jest okrutny.  Dlaczego to wszystko? Wyłącznie przez egoizm dorosłych nasza przyszłość została rozdarta na dwoje. Przez ich chęć władzy i brudne spiski. Jeżeli pozostawią tylko jednego z nas w zamku, o wiele łatwiej będzie im manipulować i w rzeczywistości to oni będą kierować krajem. Ich propozycje, twój rozkaz, złość ludzi kierowana na ciebie. Cała odpowiedzialność w ostateczności spadnie na ciebie. Ale w zupełności nie ma się o co martwić, Hibi-san! Ja wrócę do ciebie, a gdyby zaszła taka potrzeba oddam życie w twojej obronie!  Przysięgam ci już teraz – nieważne jak zagra z nami życie, wrócę i będę ci wierny.

3 komentarze:

  1. Awww *w* kolejny raz czytam ficka z tę piosenką i kolejny raz mi się tak strasznie podoba ^^ a teraz jeszcze to będzie rozbudowane opowiadanie ^^ nawet nie masz pojęcia jak się cieszę~! Jak już wcześniej pisałam uwielbiam twój styl i to jak oddajesz ich charaktery po prostu uwielbiam twoje dzieła uwielbiam, uwielbiam~!!! ;3
    Weny ci życzę~!

    OdpowiedzUsuń
  2. *w końcu przeczytała pierwszy rozdział, żeby potem móc przeczytać drugi* xD inaczej niż się spodziewałam, ale w bardzo, bardzo pozytywnym sensie *^* słodkie takie, ale też i takie w stylu "kurwa, co wy ludzie zrobiliście i czemu go zabraliscie" ;c; zabiję tego ministra, niech gnije kurwa w tym lochu i nawpycha się trutki na szczury ;^; twoja OC przypadła mi do gustu :D ale naprawdę... wstyd mi, że dopiero teraz przeczytałam x.x nie mam weny na komentarze T^T mózg mi nie działa .3. Ale powiem ci, że to jest śliczne =w= i Sakuś uczy się pisać ♥ słodko

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam go już wcześniej, ale i tym razem podobał mi się tak samo mocno. *o* Niesamowite. Piszesz świetne opowiadania.
    Ps. Zapraszam do mnie: http://moje-opowiadania-yaoi-i-nie-tylko.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń