piątek, 20 września 2013

Psyche x Roppi - Psyche-chan - oneshot

Pewnie powinnam napisać coś od siebie, ale wymigując się przerażeniem tą stroną, zwyczajnie się witam i bardzo dziękuję kochanej Miszu za ogromną pomoc w zakładaniu tego czegoś ._.  *na kolanach przeprasza za swoją nieuprzejmość* 


                      Psyche-chan

[Roppi]

 - Roppi, chodź już! Bo spóźnisz się do szkoły! – mama zawołała mnie z przedpokoju. Zawsze mnie poganiała, niezależnie od tego jak dużo czasu pozostało do rozpoczęcia pierwszej lekcji. Nie chciało mi się już jej tłumaczyć, że nawet jeśli wyjdziemy później to i tak zdążę i do tego nie będę się nudzić czekając pod klasą na dzwonek. Skończyłem ubierać mundurek i w chwili gdy brałem z łóżka plecak, z dołu znowu usłyszałem głos mamy. Dorośli są tacy niecierpliwi. Zbiegłem na dół, po drodze głaszcząc mojego psa. Mama czekała na mnie przed domem i rozmawiała z naszą sąsiadką. Jakby do tej pory nie powiedziała ludziom wystarczająco dużo.

 - ...wiem, że dzieci mają zmyślonych przyjaciół, ale to nie to samo. Ten chłopiec chce mu zrobić krzywdę - wywróciłem oczami słysząc ostatnie zdanie z ich rozmowy. Gdybym nie przyszedł pewnie dalej wygadywałaby głupoty. Teraz po prostu nie chciała, żebym znowu był na nią zły. Sąsiadka chyba też zrozumiała o co chodzi bo odeszła w swoją stronę. One naprawdę myślały, że skoro jestem dzieckiem to nie domyślę się o co chodzi. Trudno było pozostać w niewiedzy, kiedy ten temat był najważniejszym od kilku miesięcy. Westchnąłem, patrząc jak mama zamyka drzwi. Czasami chyba wolałbym nie wiedzieć co naprawdę o mnie myślą.
 Z początku droga do szkoły mijała w dziwnej ciszy. Moja mama nic nie mówiła. Jak nie ona. To jeden z tych dni kiedy dopadają ją wątpliwości czy powinna kolejny raz pytać o to samo? Jakby się bała, że  kiedyś usłyszy ode mnie coś czego nie chciałaby usłyszeć.

 - Co u Psyche-chana? – w końcu i tak nie wytrzymała. Nigdy nie umiała się powstrzymać.
 Wiedziałem, że to o niego chce zapytać. Robiła to prawie codziennie. Zwykle jej usposobienie było wzorowane na beztroskie. Stwarzała pozory, chcąc być dobrą matką i nie martwić swojego dziecka. Uważała Psyche za kłopot - teraz tego nie ukrywała.

 Skupiłem się na oglądaniu przed chwilą zerwanego listka. Chciałem żeby wyglądało to na poważne zajęcie. Takie przy którym nie wolno mi się rozproszyć nawet poprzez zwykłą rozmowę. Ona jednak nie dawała za wygraną. Chociaż nic nie mówiła, cały czas natarczywie się we mnie wpatrywała, wyczekując odpowiedzi. Nie wytrzymałem i rozerwałem listek na pół, obie części rzucając za siebie.

 - Z Psyche wszystko w porządku. Tak jak wczoraj, przedwczoraj i zawsze. Po co o niego pytasz? – teraz to ona milczała.

 - Chciałabym żebyś się już z nim nie spotykał – przerwała, odczekując chwilę, by zaobserwować moją znikomą reakcję. – Gdyby był twoim przyjacielem nie chciałby zrobić ci krzywdy... Naprawdę będzie lepiej jeśli mu powiesz, żeby już nie przychodził – starała się mówić jakby naprawdę wierzyła w istnienie Psyche. Chciała mi pokazać, że nie uważa go tylko za halucynację. Gdyby nie to, że zarówno u niej jak i u innych ludzi wielokrotnie słyszałem ten ton głosu, mógłbym w to uwierzyć. Myślą, że jeśli co jakiś czas będą zmieniać sposób rozmowy to się nabiorę? I tak widać, że nie są szczerzy. Tylko udają, a kiedy myślą, że nie słyszę rozmawiają między sobą jak mi ‘pomóc’. Skoro nie chcieli uwierzyć w prawdziwość Psyche to czemu nie mogli uznać go za zwykły wytwór dziecięcej wyobraźni? Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale nie. Oni woleli snuć domysły na temat mojej rzekomej choroby. Bo ‘zmyślony przyjaciel to nie to samo co urojenie. Zmyśleni przyjaciele nie namawiają do robienia sobie krzywdy’. Może to przez to, że wtedy poszedłem z nim na dach? Chciałem z niego skoczyć tak jak Psyche-chan. Rodzice w ostatniej chwili mnie złapali. Powiedzieli mi później, że mogłem przez to umrzeć. Właśnie od tamtej pory przestali lubić Psyche i zaczęli zaprowadzać mnie do psychologa. On też chciał mi wmówić, że Psyche jest zły i powinienem przestać się z nim spotykać. Ale przecież on chce się tylko ze mną bawić. Wtedy, kiedy chciał nauczyć mnie latać też. Jestem pewien, że nie wiedział czym to grozi. Moi rodzice po prostu źle to odebrali.

 Nie odpowiedziałem nic mamie, szybko się z nią żegnając i wchodząc do szkoły. Było jeszcze wcześnie, więc poza kilkoma osobami ze starszych klas i nauczycielami nie było w niej nikogo.
 Klasa była otwarta, więc usiadłem na swoim miejscu i wyjąłem z plecaka kartki, oraz pudełko kredek.
 Kończyłem kolejny rysunek z Psyche-chanem, kiedy podeszła do mnie nauczycielka. Do tej pory siedziała przy swoim biurku i wypełniała jakieś dokumenty. Nie mogło zająć jej to trochę więcej czasu? Nachyliła się nade mną i patrzyła jak rysuję. Denerwowało mnie to.

 - Znowu go rysujesz? Nie znudziło ci się jeszcze?

 - Nie –nawet na nią nie spojrzałem, po raz dziesiąty kolorując jedno miejsce. Nie lubiłem tej pani. Zawsze skarżyła moim rodzicom co powiedziałem kolegą o Psyche.

 - Ciągle do ciebie przychodzi? – pokiwałem głową biorąc następną kartkę i zaczynając nowy rysunek.

Miałem nadzieję, że jeśli pokażę jej iż nie mam ochoty na rozmowę z nią to odpuści. Ale ona ciągle stała w miejscu i się na mnie patrzyła z tym sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

 - A co robiliście? – odłożyłem kredkę do pudełka w końcu na nią patrząc.

 - Całowaliśmy się – grałem poważnego i jednocześnie obojętnego, jakbym mówił o czymś najnormalniejszym w świecie. Szeroko otworzyła oczy i uniosła brwi, zapewne myśląc, że żartuje.

 - Tak jak przyjaciele, dobrze rozumiem?

 - Nie. Tak jak całuje się para. Psyche-chan włożył mi język do buzi – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, rozbawiony jej wyrazem twarzy. Wyglądała tak idiotycznie, że z trudem mogłem powstrzymać śmiech. Pogłaskała mnie po głowie, z wciąż otępiałą miną i wróciła do biurka znowu zaczynając przeglądać dokumenty – chyba tylko po to, żeby czymś się zająć.

~w nocy~
 (nadal z perspektywy Roppiego)

Poczułem jak ktoś delikatnie mną potrząsa. W pierwszym odruchu odepchnąłem tego kogoś, niezadowolony próbą obudzenia mnie. Byłem zmęczony po całym dniu i chciałem dalej spać, z daleka od męczących myśli. Ten ktoś jednak cały czas nie dawał mi spokoju i nadal próbował obudzić. Podświadomie przypomniałem sobie o jednej osobie, która teraz była tak strasznie upierdliwa. Poczułem na swojej szyi zimny oddech, a chwilę później delikatne ugryzienie. Tak, to na pewno był Psyche-chan.
 Leniwie otworzyłem oczy i zaspany na niego spojrzałem. Nie miałem ochoty się z nim bawić, ale widząc jego uśmiech nie umiałem tak po prostu kazać mu sobie iść.
 Leżałem chwilę rozbudzając się i zastanawiając czy dzisiejsza zabawa będzie bardzo męcząca. Zwykle nasze zabawy były dość... specyficzne. To Psyche-chan je wymyślał. Z początku się dziwiłem, że nie chce robić czegoś co lubią robić moi koledzy ze szkoły. Ale skoro uszczęśliwiały go właśnie zabawy tego typu to nie miałem nic przeciwko. Póki się śmiał ja też mogłem to robić. Jednak tego dnia nie był wesoły. Powitalny uśmiech zniknął bardzo szybko. Nie wymyślał żadnych zabaw ani nie próbował namówić mnie na pójście do niego. Zwyczajnie usiadł na łóżku i patrzył przed siebie, jakby zupełnie mnie nie zauważał. To był chyba jeden z tych momentów gdy powinno się milczeć i zwyczajnie przytulić przyjaciela. Ale ja tego nie zrobiłem. Byłem ciekawy dlaczego jest taki przygnębiony.

 - Psyche-chan co się stało? Jesteś dzisiaj jakiś dziwny – nie spojrzał na mnie, ale też nie zignorował.

 - Zastanawiam się tylko dlaczego mi nie ufasz. Jutro mija rok od naszego pierwszego spotkania, a ty nadal nie chcesz ze mną pójść – czyli jednak o to mu chodzi. Tym razem chciał wziąć mnie na litość i wzbudzić wyrzuty sumienia. Cóż... udało mu się. Nie ufałem nikomu, ale przyjacielowi chyba powinienem. Mógłbym z nim pójść chociaż raz. To przecież nic złego.

 - No dobrze. W takim razie pójdę z tobą jutro. W naszą ‘rocznicę’, w porządku? – jego reakcja była natychmiastowa. W jednym momencie stał się tak żywy jak zawsze. Naskoczył na mnie przygniatając swoim ciałem do materaca i prawie stykając się swoim czołem z moim.

 - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę – jego szeroki uśmiech i błyszczące wariackim szczęściem oczy trochę mnie przerażały. Sam nie wiem czemu. Po prostu nie lubiłem kiedy tak na mnie patrzył.

 - To dobrze – odparłem z lekkim uśmiechem. Powoli się podniosłem spychając przy tym z siebie Psyche. To pewnie przez tą dzisiejszą wizytę u psychologa. Rozmowy z nim zawsze były przygnębiające. Psyche o tym wiedział, ale nigdy się nie przejmował. Zamiast tego zawsze znajdował jakiś sposób na pocieszenie mnie. Momentami moje zachowanie wydawało mi się bardzo samolubne. Obciążałem go swoimi problemami i oczekiwałem, że znajdzie dla mnie wyjście z całej sytuacji. Zwalałem na niego rozwiązanie wszystkich nieprzyjemnych spraw. Teraz też tak zrobił. Nie zapytał o co chodzi, tylko podszedł do mojego biurka i wziął z niego nożyk do papieru.

 - Pokażę ci nowy sposób na pozbycie się smutku- ukłonił się niczym czarodziej przemawiający do dzieci, które zaraz zamierzał omamić sztuczką. Ja też czułem w tej sytuacji sztuczność. Ale byłem oczarowany tym co robił Psyche. Ciął swoją rękę a w moment po tym nie było na niej nawet blizny. Tylko pojedyncza kropelki krwi które zdążyły wydostać się z nacięć.

 - Teraz ty – spojrzałem niepewnie na podany mi nóż. Demonstracja Psyche-chana była godna podziwu. Jak prawdziwa magia. Ale on zawsze robił rzeczy których nie umiałem później powtórzyć. Teraz będzie tak samo, a to może przysporzyć mi tylko kłopotów. Jednak jeśli Psyche-chan mówi, że to pomaga to chcę się bawić z nim. To tylko kolejna z jego dziwnych zabaw. Skoro to ma mnie rozweselić, to musi tak być. Powtórzyłem jego ruchy, podświadomie krzywiąc się z bólu. Byłem na niego nastawiony, więc odczuwałem go nawet jeśli nie był prawdziwy. Krew powoli sączyła się z rany, wsiąkając w białą pościel. Plama powiększała się w miarę skapywania kolejnych kropel. To naprawdę odprężało. Dawało poczucie spokoju. Niemal zapomniałem o obecności Psyche w moim pokoju.
 Z czasem krwawienie ustało a ja mogłem znowu się uśmiechnąć. Czułem się jakby wszystkie złe zdarzenia z dzisiejszego dnia wyciekły wraz z krwią, przestając mieć dla mnie znaczenie. Opadłem na plecy, rozpościerając ramiona na boki. Psyche pochylił się nade mną i musnął ustami moje przymknięte powieki. To kolejne z jego dziwnych upodobań.

 - Ja już muszę iść, Roppi-chan. Do jutra. – pocałował mnie w czoło i już dłużej go nie widziałem. Usłyszałem tylko ciche trzeszczenie podłogi gdy na niej stawał, po czym całkowicie przestałem czuć jego obecność. Przed zaśnięciem znowu zadałem sobie to samo pytanie, co przez ostatni rok.
 ‘Czemu Psyche-chan mieszka pod moim łóżkiem?’

[Psyche]

Obudziłem się dzisiaj wcześniej. Pokój wyglądał inaczej niż zwykle. Jasne światło sączyło się przez nieszczelnie zasłonięte okno, przyjemnie nagrzewając pomieszczenie. Kolory przenoszone przez promienie słońca w ledwo widocznych smugach mieszały się ze sobą. Odchyliłem jedną z zasłon, a po pokoju rozlało się więcej oślepiającego światła. Długie cienie gałęzi, lekko poruszanych przez wiatr kołysały się na ścianie, jak w powolnym tańcu. Oparłem dłonie na parapecie i przyglądałem się wpadającym na szybę różowym płatkom. Rok temu Roppi-chan przyniósł gałązki z kwiatami w takim samym kolorze. Wtedy się poznaliśmy. Cały rok czekałem by Roppi zgodził się pójść ze mną. I w końcu udało mi się go namówić. Teraz nasza zabawa będzie mogła trwać wiecznie. Przymknąłem oczy i cicho zachichotałem, kiedy drzwi pokoju lekko się otworzyły. Do pokoju wbiegł duży, kudłaty pies, na mój widok wesoło zaczynając merdać ogonem. Z wywieszonego języka kapała mu ślina, a przez jego żywiołowe ruchy na podłodze zaczęły formować się mini kałuże. Rozbawiony położyłem dłoń na jego łbie, a on odchylił go do tyłu i polizał moją rękę. Zaśmiałem się cicho, zaczynając rozumieć dlaczego Roppi-chan tak go lubi. Jest śmieszny i taki milutki. Nawet ja to czuję. Uśmiechnąłem się szerzej, jednak szybko zmieniło się to w niezadowolony i zawiedziony kaprys. Roppi... woli go ode mnie? Przestałem głaskać psa i spojrzałem mu w oczy, chcąc przekazać w ten sposób jak boli i złości nie fakt, że Roppi postawił go na pierwszym miejscu. Zachowanie zwierzęcia momentalnie się zmieniło. Podkulił ogon, uszy położył po sobie i zaczął skomleć. Wyciągnąłem rękę żeby znowu go pogłaskać i trochę uspokoić, ale zanim zdążyłem to zrobić warknął na mnie i wybiegł z pokoju. Patrzyłem za nim urażony. Wcale nie był taki fajny jak opowiadał Roppi. Był głupi. Właśnie, głupi. Z całej siły trzasnąłem drzwiami i naburmuszony wróciłem do siebie. Kiedy po uspokojeniu się wyszedłem było już ciemno. Nawet księżyc nie zaglądał do pokoju. Mimo to wyraźnie widziałem siedzącego na łóżku Roppiego. Płakał.

[Roppi]

Mój piesek. Mój piesek wpadł pod samochód. Dlaczego on to zrobił? Przecież tyle razy mu powtarzałem, żeby uważał. Pociągnąłem nosem, rękawem piżamy ścierając z policzków łzy. Nawet nie patrząc na Psyche podszedłem do niego na czworaka i mocno w niego wtuliłem. Czasami żałowałem, że nie jest tak ciepły jak ludzie, ale mimo to nadal był jedyną osobą przy której umiałem się uspokoić. Cieszę się, że Psyche-chan jest moim przyjacielem.

[Psyche]

 Kiedy wypłakiwał się, chowając twarz w moim ramieniu dyskretnie się uśmiechałem. Był to krótki, aczkolwiek pełen zadowolenia uśmiech. Roppi-chan był niespokojny, a jego emocje przejęły nad nim kontrolę. W takim stanie nikt nie powinien móc myśleć logicznie. W takich chwilach to uczucia biorą górę, a człowiek zgodzi się na każdy sposób pocieszenia. Do tej pory bałem się, że mógłby zmienić zdanie i jednak nie chcieć ze mną pójść, ale teraz byłem pewien, że tak się nie stanie.

- Roppi-chan, nie płacz już – powiedziałem ciepłym głosem, głaszcząc go po głowie. –pamiętasz? Wczoraj pokazałem ci sposób na pozbycie się smutku. – podałem mu ten sam nóż co poprzedniego dnia – Kiedy jesteś bardzo smutny wystarczy, że będziesz ciął głębiej. – otoczyłem dłońmi jego dłonie i nakierowałem je na jego jasnoniebieskie żyły. Roppi trzymał nożyk, ale to ja nim kierowałem. Docisnąłem go do do jego skóry, robiąc niewielkie nacięcie

- Tutaj. Tylko mocniej – puściłem go i odsunąłem się parę kroków. Zrób to Roppi-chan, a będziemy bawić się już zawsze.

[Roppi]

Boję się, ale tak jak powiedział Psyche wbijam nożyk głębiej. Czuję straszliwe pieczenie i rozchodzące się po nadgarstku zimno. Powoli. Jakby moje żyły stopniowo pokrywały się szronem, zmieniającym się w lód. Boję się. To nie jest przyjemne uczucie. Mój umysł krzyczy żebym przestał, ale ja go nie słucham. Motywowany uśmiechem Psyche zagłębiam ostrze jeszcze dalej. Otacza mnie kałuża krwi. Jest coraz większa i większa. Tak mi się przynajmniej wydaje. Teraz nie mogę być pewien prawie niczego co widzę. Większość obrazu przesłaniają mi czarne i czerwone plamy. Jak atrament rozlany na rysunku. Wbiłem nóż tak głęboko, że nie jestem w stanie już go wyjąć. Ręka w której go trzymałem z cichym pluskiem ląduje w szkarłatnej posoce. Nawet gdy mój oddech jest płytki i urywany, zapach takiej ilości krwi przebija się przez wszelkie otępienie. To musi się dziać, żebym mógł bawić się z Psyche? Dlaczego rana jeszcze nie znika? Nie czuję się dobrze. Oczy same mi się zamykają. Nie mam siły nawet na zaczerpnięcie powietrze. Psyche mnie okłamał?
 - Możesz iść spać. –słyszę jego cichy, kojący głos – kiedy się obudzisz będzie jak dawniej. – moje wątpliwości znikają. Nie widzę powodów, żeby mu nie ufać. Pozwalam opaść powieką i przestaję walczyć z zimnem. Pogrążam się w spokojnej i nieskończonej ciemności. Zasypiam.

[Psyche]

 Uśmiechałem się kiedy czekałem aż Roppi się obudzi. Wiedziałem, że teraz już wszystko będzie dobrze. Będziemy mogli być razem już zawsze. Przytuliłem się do jego zimnego ciała i wtedy otworzył oczy. Zamrugał kilkukrotnie, widziałem, że jest zdezorientowany. Poczekałem chwilę, a gdy jego wzrok stał się ostrzejszy pomogłem mu wstać. Z radością wskazałem na jego idealnie gładkie nadgarstki.

 - Widzisz? Mówiłem, że zniknie – uśmiechnąłem się szerzej gdy zamiast szlochu mogłem słuchać jego śmiechu. Nie widział, ani nie wiedział tego co ja. To było oczywiste. Przecież gdyby zorientował się, że umarł znowu byłby smutny. I nie chciałby się już ze mną przyjaźnić. Nie dowie się o tym. Przynajmniej na razie . Złapałem go za rękę i spojrzałem na jego śliczną twarz.

 - Roppi-chan, teraz możemy bawić się już zawsze. Chodź, pokażę ci jak wygląda mój dom. – powiedziałem i pociągnąłem go za sobą.

[Roppi]

 W domu Psyche-chana zawsze jest bardzo ciemno. Trochę się bałem, że nigdy nie świeci tu słońce, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Może to dlatego, że cały czas jest noc? Bez zegarka nigdy nie umiałem się dobrze zorientować w czasie. Nie wiem tylko dlaczego nie możemy wyjść. Przecież Psyche zawsze wychodził w nocy, żeby mnie odwiedzić. Korzystając z jego nieuwagi wróciłem do swojego pokoju i nie wiedziałem co myśleć. Po prostu nie wiedziałem. Był całkiem pusty. Nie było w nim żadnych moich rzeczy. Tylko kilka mebli, które były tu już kiedy z rodzicami się wprowadzaliśmy. Nie rozumiałem co się dzieje.

 - Psyche-chan?! – zawołałem go mając nadzieję, że będzie umiał mi to wyjaśnić. Natychmiast pojawił się obok mnie z beztroską i jak zwykle, odkąd z nim ‘zamieszkałem’ wesołą miną.

 - Wiesz co się stało? Gdzie są moje rzeczy?

 [Psyche]

 Byłem trochę zakłopotany. Nie przygotowałem się na taką ewentualność. Spuściłem wzrok i nerwowo przeskakiwałem z nogi na nogę. Będzie się gniewał kiedy mu o wszystkim powiem? Nie. Nie chcę tego sprawdzać.

 - Twoi rodzice się wyprowadzili – połowa prawdy. I tyle wystarczy. Do nich może czuć żal. Widziałem, że robi się smutny, a jego oczy wypełniły się łzami. Z tak samo zbolałą i nieszczęśliwą miną objąłem go, delikatnie głaszcząc po plecach. Udawałem. Cieszyłem się, że mogę mieć go tylko dla siebie. Że skrzywdzę go przez zmanipulowanie do samobójstwa było dla mnie oczywiste już przed faktem. Cierpiał przeze mnie, a mimo to byłem szczęśliwy. Bo został ze mną i już nigdy mnie nie zostawi. Musnąłem ustami jego czoło, powoli przesuwając je na jego policzek, po drodze ścierając z niego łzy.

 - Nie płacz Roppi-chan. Ja nigdy cię nie zostawię. Obiecuję – przesunąłem wargi na jego własne, na dłuższą chwilę je tam zatrzymując. Wyczuwałem jak powoli się uspokaja. Tylko od czasu do czasu jego ciałem wstrząsał niekontrolowany szloch, kiedy starał się powstrzymać przed płaczem. Uśmiechnąłem się słabo i złapałem go za dłoń, chcąc już wracać do siebie. Do nas. Roppi jednak nie ruszył się z miejsca nawet o krok. Wyrwał się i odwrócił do mnie plecami z cichym ‘idź sobie’. Rozumiałem, że może chcieć zostać na trochę sam, więc nic już nie mówiłem i schowałem się w swojej ciemności.

[Roppi]

Położyłem się na swoim pustym łóżku, patrząc jak za oknem słońce powolnie pokazuje swoje pierwsze promyki. Nie płakałem już, palcami ręki zwisającej poza krawędź łóżka wodząc po tej części podłogi na której jeszcze niedawno usnąłem. Nie było na niej widać najmniejszego śladu krwi. A było jej tak dużo... Pewnie gdybym zrobił coś takiego jeszcze raz to bym umarł. Nie chciałbym umrzeć. Zrobiłem się zmęczony. Chciało mi się spać tak bardzo jak wczoraj. Chciałbym żeby moi rodzice znowu tu byli, kiedy się obudzę.

[Psyche]

Słyszałeś Roppi-chan? Do domu ma wprowadzić się nowa rodzina. Ich synek podobno jest w naszym wieku. Myślisz, że Iza-chan zostanie naszym przyjacielem?

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny one shot. Niespotykany pomysl. Oryginalnie :3
    Czekam na nowe opowiadanie ;)
    Pozdrawiam~ Rainbow Unicorn/ Dead Parade

    OdpowiedzUsuń
  2. Mhm... Mhm... Przeczytalam i jestem pod ogromnym wrazeniem! Masz talent, calkiem niezly warsztat pisarski no i co najwazniejsze masz bardzo dobre, oryginalne pomysly. I to sie chwali. Jestem wrecz zachwycona!!! :*
    A teraz troche egoistycznie, ale zachecam Cie! Pisz, pisz i jeszcze wiecej pisz! Nie mozesz zmarnowac swojego talentu no!
    Niecierpliwie czekam na cos wiecej.
    Goraco pozdrawiam Cie! <3
    PS. Przepraszam za brak polskich znakow, ale komentuje z telefonu, a on takowych nie posiada. Dziwne? Nie sadze. Jest niemiecko-szwedzki wiec nie ma sie co dziwic ;)
    PISZ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę niesamowite. Sama nie wpadłabym na taki pomysł. Cieszę się, że tu zajrzałam oraz mam nadzieję, że pojawi się więcej twoich dzieł, równie dobrych, jak to.
    Wybacz, że z anonima, ale coś się dzieje z moim kontem :/
    Sakurishi

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest... niesamowite wręcz ^-^
    Końcówka jak od jakiejś creepypasty :'3
    Bardzo podoba mi się jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. ;-; Psyche-chan nie pasuje mi do takiego charakteru :/ On jest raczej wesoły i zawsze się śmieje, ale to twoje opowiadanie, więc nie będę się wtrącać. :3
    Opowiadanie bardzo mi się podobało i zapraszam do mnie...znaczy...nie chce mi się dodawać linków, ale jeśli wejdziesz na profil to i tak tam będą...oczywiście nie chce robić spamu, wiec przepraszam, jeśli ci się nie spodoba i w ogóle. :)
    Opowiadanie świetne. Idę czytać następne <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń